sobota, 7 września 2013

Cieszmy się!

No ! :D

Tak jak obiecałam, nowy blog powstał.
Taaa... Ale być to on sobie może. Gorzej będzie z dodawaniem rozdziałów...
Ale tam, ważne, że już jest. To tak.
Nie jest jeszcze wizualnie skończony. Będą jeszcze drobne poprawki, dlatego nie czepiajcie się szczegółów ^^.
Łapcie i cieszcie się !

http://panipodziekujemy.blogspot.com/

No. Dobra.
Zapewne po ogarnięciu głównej strony, nie trudno jest odgarnąć, kto będzie tym razem jako główny. Dlaczego oni? Bo po prostu kocham ich syna <3
Hahahha :P
Dobra, wystarczy. 
Bohaterowie pojawią się wkrótce. Co do rozdziałów, to nie mam pojęcia... Cóż, kiedyś na pewno coś się pojawi, ale kiedy... ^^ 
No, to koniec, czeeeść <3
Laylla 

poniedziałek, 2 września 2013

14. Życie bez jednego życia

 Dwa lata później

Czy można zapomnieć o osobie, która była dla nas częścią życia? Czy można tak po prostu nauczyć się bez niej żyć? Przywyknąć do jej nieobecności? Na niektóre z tych pytań jestem w stanie odpowiedzieć na "tak", na inne na "nie". Na przykład pierwsze pytanie. Czy można zapomnieć o danej osobie? Nie da się. Ta osoba zawsze będzie w naszych wspomnieniach. Zawsze będzie w naszych sercach. Nie da się, to jest a wykonalne, by o niej zapomnieć.
Czy można nauczyć się bez niej żyć? Jak najbardziej. To jest wręcz wskazane. Mimo, że jej już nie ma, to my jesteśmy i musimy jakoś z tym funkcjonować.
Czy da się przywyknąć do jej nieobecności? Na to pytanie również odpowiadam TAK. Da się. Oczywiście, nie oda razu. Ale po upływie miesięcy, lat wszystko się ustabilizuje.  Tak jak u nich się ustabilizowało... Oni sobie poradzili...

***

W te dwa lata, Alexis stał się liderem drużyny. Zdobywał gola za golem, nagrodę za nagrodą. Zaraz po skandalu w wykonaniu Leo Messiego i wyrzuceniu go z klubu, to Alexis został tak zwaną "gwiazdą". Niektórzy mówią, że geniusz Messiego przyćmił jeszcze większy talent, który skrywał Sanchez. To prawda. Teraz, gdy osiągnął niemal wszystko, jest zadowolony ze swojego życia. Mimo wszystko, jest zadowolony.
-Alexis! Obiad!
Krzyknęła blondynka stojąc w kuchni.
Już po chwili, Alexis siedział obok niej przy stole. Tworzyli szczęśliwe małżeństwo. Od prawie dwóch lat żyją razem. Są szczęśliwi. Oczywiście sprzeczki i kłótnie się zdarzają, nawet często, ale tak bardzo się kochają, że to nie ma najmniejszego znaczenia. Oni po prostu byli są dla siebie stworzeni. Muszą być razem. To ich przeznaczanie.
-Dzisiaj idziesz na popołudniowy trening?
Zaczęła Stella siedząc przy stole i jedząc makaron, który sama przygotowała.
-Właściwie to wieczorny. Dopiero na 20...
-Myślała, że razem spędzimy wieczór... Ty pewnie później do Marca pójdziesz...
Powiedziała zawiedziona i spuszczając głowę w dół zaczęła nawijać makaron na widelec.
-Jutro to nadrobimy. Obiecuję.
-Jutro, to ty masz sesję zdjęciowa... Alexis... Cały czas jesteś nieobecny...
Prawda, Alexis od pewnego czasu zajmuje się głównie pracą.
-Stella, kotku... Wiesz jak jest... Ty nie pracujesz, powód leży w łóżeczku. Ja piłkę nożną kocham i z tego nie zrezygnuje. W szczególności teraz.
-Wiem... Przepraszam. Pójdziesz po nią? Chyba się obudziła, bo słyszę płacz.
Nie myliła się. dziecko już się obudziło z popołudniowej drzemki.
Córka Alexisa i Stelli była przesłodka. Dwulatka, brązowych oczkach i blond włosach. Pół mamy i pół taty.
-Dzień dobry księżniczko! Jak się spało?
Powiedział Alexis ujrzawszy swoją córkę.
-Chodź, pójdziemy do mamy.
Powiedział i po wzięciu dziewczynki na ręce zszedł na parter.
-Idź się pobaw.
Powiedział i położył córkę w salonie na dywanie zaraz obok jej zabawek, sam usiadł znów przy stole. Stella sprzątała po obiedzie.
-Możesz iść ze mną na trening...
Zaczął.
-Wiesz, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie spoconych facetów. Posiedzę sobie w domu, zajmę się Dianą. Jakoś miną te cztery godziny...
Dianą? Czy ona się nie przejęzyczyła? Nieee... Nic z tych rzeczy. Córka Alexisa ma na imię Diana. Choć w ten sposób chciał, by Diana Nevarez była przy nim. Stella się na to zgodziła. Diany nie znała zbyt dobrze, ale wiedziała jaka była ważna dla jej męża. I samo imię jej się bardzo podobało, więc zgodziła się nazwać tak ich córkę.
-No, jak chcesz... Idę do Diśki.
Powiedział i poszedł do córki.
Byli kochającą się rodziną. Taką, jaką Alexis zawsze chciał mieć. I udało mu się to. Osiągnął w życiu wszystko co chciał. Wszystko co była dla niego ważne, miał. Kariera, rodzina, przyjaciele... Tak. Alex zaprzyjaźnił się z Marcem. Zbliżyli się do siebie. Czasem, wydaje mu się, że to dzięki Dianie. Że teraz patrzy na nich gdzieś tam z góry i popycha ich w kierunku siebie. Są bliskimi przyjaciółmi. Dzięki Dianie.

***

Marc. Słodki. Romantyczny. Kochany. Przystojny. Mogłabym wymieniać dalej, ale po co, skoro każdy wie, że jest idealny? Nic się nie zmienił. No, może poza krótki zarostem. A tak to jest ten sam Marc co wcześniej.
Nadal mieszka w dawnym mieszkaniu Alexisa. Podoba mu się tutaj. Mieszkanie duże, wszędzie blisko, dlaczego by to zmieniać?
Jedne co się zmieniło, to to, że nie jest samotny. Oczywiście Nina była zawsze obecna. Zresztą tak jest do teraz. Marc od pewnego czasu spotyka się z pewną brunetką. Katherine zna od roku. Układa im się bardzo dobrze.
-Marc...Kochasz mnie?
Zaczęła leżąc wtulona w ciepłe ciało bruneta.
-Skąd to głupie pytanie?
Odpowiedział.
-Bo wiesz... Jeszcze tego od Ciebie nie słyszałam...
Leżeli na kanapie wtuleni w siebie i rozmawiali. Marc nie mało się zdziwił. Pierwszy raz, Katherina spytała się o coś takiego. I fakt, zdał sobie sprawę, że nigdy nie powiedział jej, że ją kocha...
-Głupku ty mój...
Powiedział miękkim tonem głosu i po pocałowaniu brunetki w głowę przytulił ją mocno do siebie.
Nie chciała psuć tej chwili, więc nie drążyła dalej pytania. Może by był jeszcze gotowy, by wyznać jej miłość? W końcu to kilka tylko miesięcy. Tak, tylko... Ale może...
-Spotkamy się wieczorem?
-Nie, wiesz... Mam trening, później spotykam się z Alexisem. Dziś nie mogę.
Odpowiedział i wstał z łóżka, by przyszykować rzeczy do treningu.
-No trudno...
Powiedziała.
-Będę już szła. Cześć.
Powiedziała i czule pocałowała chłopaka, po czym wyszła z mieszkania i udała się do swojego domu.

***

Im się ułożyło. Alexis szczęśliwy mąż i ojciec. Marc ma dziewczynę, która nie widzi świata poza nim... A Nathan? Co z nim?
Nie układało mu się... Ani trochę... Miał na głowie syna i siebie samego. Zarabiał tylko na taksówce. Nie dawał sobie rady. Nie miał pieniędzy. Alexis oczywiście próbował pomóc bratu. Chciał nawet, by do niego się wprowadził. Doszło by do tego, gdyby się Stella. Nathan i ona się nie polubili. Alexis wybrał ją, a Nathan był zmuszony wrócić do Chile. Mieszka tam już od pół roku.
Jest szczęśliwy. Jest blisko sióstr, rodziców. Eloy jest bardzo szczęśliwy. Jest wprost rozchwytywany wśród swoich krewnych. Wszyscy go uwielbiają!
-No, Eloy, kochanie moje, zjedz to... Za babunie...
Mówiła starsza pani z krótkimi włosami.
-Ale babciu! Ja nie jestem głodny!
Odpowiedział jej pięciolatek zasłaniając swoje usta, by kobieta nie włożyła mu łyżeczki do ust.
Gdy Eloy wykręcał się od jedzenia, a Martinie za wszelką cenę chciała, by zjadł jeszcze trochę, do kuchni wszedł Nathan.
-Mamo... Co ty robisz?
Spytał na wejściu. Był cały w smarze. Był wszędzie! Na ciuchach, rękach, twarzy... Nathan pracuje jako mechanik w zakładzie swojego kuzyna. Nie zarabia za dużo. Ale jest mu tutaj lepiej niż w Hiszpanii. Ma tutaj bezpłatną opiekę dla syna, nie musi płacić za mieszkanie, bo mieszka z rodzicami, a zarobione pieniądze ma dla siebie. Żyć, nie umierać!
-Bo on nie chce jeść...
Odpowiedziała.
-Mamo... Jak nie chce, to nie jest głodny. Eloy, chodź!
Powiedział i wziął syna na ręce.
-A wy gdzie?! Jesteś cały brudny... Nathan, dziecko moje, idź się umyj.
-Mamo... Nie mam pięciu lat!
Powiedział i wyszedł z kuchni. Zaraz po tym wysłał syna na boisko, a sam poszedł się umyć. Bo przecież mamy trzeba się słuchać...
Po wzięciu kąpieli poszedł z piłką na boisko do syna. Tam już było około dziesięciu chłopców starszych od jego syna. Większość około dwunastu lat. Tylko Eloy, taki mały pięciolatek.
-To jak chłopaki! Gramy?
Spytał wchodząc na murawę.
-Tak!
Krzyknęli chóralnie.
Już po chwili składy były wybrane. Zaczęła się gra. Eloy, mimo, że był najmniejszy i najmłodszy, radził sobie z piłką najlepiej. Nie ma co się dziwić. Wujek gra w wielkiej Barcelonie, ojciec też był tego bliski. Eloy też ma szanse na zostanie piłkarzem i to całkiem dobrym.
Mecz skończył się wynikiem 14-10 dla drużyny Eloya. Sam chłopiec strzelił sześć bramek. Przyszłość jest już mu znana.

***

A co u Chrisa? On był i nadal jest najbardziej poplątany... Gdy dowiedział się o śmierci Diany wyjechał z Hiszpanii te dwa lata temu. Tylko raz tam zawitał. Na pierwszą rocznicę jej śmierci przyjechał odwiedzić jej grób. Tylko go Hiszpania widziała. Dokładnie nie wiadomo gdzie się aktualnie podziewa. Jednego dnia może być we Francji, a drugiego już w Niemczech. Bywa.
-Co taki przystojny mężczyzna robi sam, w piątkowy wieczór w barze?
Usłyszał kobiecy głos zza lady.
Był w barze. Jak zwykle w piątki chciał zalać swoje smutki. Nadal nie zapomniał. On nadal cierpi. Wydaje się nie wierzyć, że jej nie ma. Wydaje się jej szukać po całym świecie. Może kiedyś znajdzie?
-Cierpi...
Odpowiedział przechylając kieliszek.
-Nie jest tego warta. Uwierz. Powinieneś zapomnieć i żyć dalej. Skoro pozwoliła, byś tak cierpiał... Zapomnij o niej...
-Nic nie rozumiesz... Polej jeszcze!
Powiedział i podał jej kieliszek. Zaraz po tym, miał już wódkę w kieliszku.
-To mi wytłumacz.
Zapadła niezręczna cisza. W barze nie było już prawie nikogo. Tylko on, jakaś kobieta w rogu sali i barmanka.
-Ona nie żyje... Zabiła się dwa lata temu... Zostawiła mnie. Rozumiesz? Ja nic dla niej nie znaczyłem. Tak o! mnie zostawiła...
Powiedział i znów wypił procenty z kieliszka.
-Nie smuć się. Patrz. Tamta blondynka cały czas Ci się przygląda. Idź, zagadaj, nie bądź baba.
Takiej okazji Chris nigdy nie przepuści. Nawet w największej chwili załamania...
-Cześć. Jestem Chris.
Powiedział i usiadł obok blondynki.
-Anabella.
Odpowiedziała i podała rękę mężczyźnie zasiadającemu obok.
-Jesteś stąd? Z Londynu?
Zaczęła.
-Nie. Z Hiszpanii. Ale nie chcę rozmawiać o sobie. Lepiej ty opowiedz coś o sobie.
Powiedział. I tak zaczęła się cała historia, po czym skończyli razem w łóżku. Typowy Chris. On się nigdy nie zmieni...

***

A co w Polsce? U Laury i Filipa? U nich wszystko po staremu. Żyją sobie pełnią życia. Są szczęśliwi. Mają wspaniałą rodzinę. Amelia i Aleksandra mają już trzy lata. Są coraz słodsze i piękniejsze.
-Odbierzesz je dziś ze żłobka?
Spytała się Laura jedząc śniadanie.
-Ty nie możesz?
Spytał Filip.
-Nie! Ja odbierałam je wczoraj. Mam dziś pracę. Twoja kolej.
-Dobra, ale ty idź je ubierz.
Powiedział i dokończył śniadanie.
Było w pół do ósmej. A jeszcze nie byli gotowi. Laura jak najszybciej poszła po jedną ze swoich córek i zaczęła ją przygotowywać do wyjścia. Kutka, czapka, buciki... Wszystko. Teraz druga córka.
Byli strasznie zabiegani. Bardzo. Ciągle w biegu... Oddalili się od siebie. Mimo, że wydaje im się, że jest dobrze, że są szczęśliwi, to oddalili się od siebie... Filip wieczorami w klubach, Laura w dzień w biurze. Dzieci w żłobku. Wszyscy gdzie indziej. Ale są szczęśliwi. Niby...

***

I na tym ta opowieść się kończy. Opowieść o tym, że życie to jednak nie jest sielanka i wieczne szczęście. Jeden głupi błąd i wszystko runie. Jedno niewypowiedziane słowo i wszystko przepada. W tym przypadku chodzi o dwa słowa "kocham Cię". Gdyby mówili to do siebie częściej, to wszystko by inaczej wyglądało. Może Diana by żyła? Mniejsza.
Ona już nie powróci. Zostanie tylko w Waszych wspomnieniach. Bo przecież ich nikt nigdy Wam nie wymaże. Możecie być spokojni.

*__________*

Koooooonieeeeeec ! ^^
Szczerze? To nareszcie :D

Mimo, że to opowiadanie i losy  Diany mi się już trochę znudziły, to jestem bardzo zadowolona z tego bloga. Z tego i poprzedniego. A nie było by tak bez Was. Was, którzy dodawali komentarze pod każdym rozdziałem. Wyrażali swoją opinię i krytykowali jak coś było nie tak. To mnie motywowało. Jeszcze raz dzięki :D Mam nadzieję, że będziecie wspominali miło moje opowiadanie i samą Dianę ^^.

PLUS.

Co do tego następnego bloga. To średnio to widzę... Chyba wiecie przez co... Szkoła... I nowy plan lekcji. ( beznadzieja, lekcje do 16 dwa razy w tygodniu plus raz do 18...) Jeżeli będę pisała rozdziały na lekcji, to dam radę, ale technikum to już nie gimbaza. Tak się chyba nie da ;/
Ale postaram się, by ten blog się pojawił. Znaczy blog jak blog. zrobić go to chwila i już jest. Gorzej z tymi rozdziałami... Ehh... Jakoś to będzie.

Dziękuję raz jeszcze *_*.

niedziela, 1 września 2013

13. Ostateczne pożeganie

Sobotni poranek. Nikt się niczego nie spodziewa, a wszystko się już wydarzyło...
Była słoneczna pogoda. Słońce świeciło bardzo mocno wiatru prawie w ogóle nie było. Lato w pełni!
Marc obudził się tuż po godzinie ósmej. Leniwie zwlókł się z łóżka, wykąpał, umył zęby, nałożył Ninie karmę do miski, później pomyślał o sobie i zrobił kanapkę. Zjadł ją jeszcze na pół śpiąc. Gdy dwadzieścia po ósmej, zdał sobie sprawę, że za niedługo musi wyjść na trening, poszedł się szybko ubrać. Jeansy i koszulka, standard. Włożył korki, picie, ręcznik i strój do torby. W pół do. Za chwilę wychodzi.
Ninę dziś wyjątkowo postanowił zostawić w domu. Zawsze brał ją ze sobą, ale dziś było tak gorąco, że pomyślał, że pies będzie się tylko męczył. Otworzył jej balkon napełnił miski na jedzenie i picie i wyszedł z mieszkania.
Stanął pod drzwiami Nevarez. Zapukał raz. Nic. Drugi. Nic. Pomyślał, że śpi, więc wykręcił jej numer i zadzwonił. Nie odbierała. Nie przejął się tym zbytnio. Zawsze lubiła sobie dłużej pospać, może zapomniała, że byli umówieni. Nacisnął na klamkę. Mieszkanie było otwarte. Delikatnie otworzył drzwi i wszedł do środka.
-Diaaanaaaa!
Krzyknął i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po mieszkaniu i ujrzał ją. Całą bladą, wiszącą przy ścianie.
Nie wiedział co ma robić, spanikował! Bał się jej dotknąć, bał się cokolwiek ruszać. Zdołał tylko wyciągnąć telefon i zadzwonić pod numer alarmowy. Był sparaliżowany!
Usiadł pod ścianą na przeciwko wiszącej Diany, schował głowę w ręce i zaczął płakać. Nic więcej nie był w stanie zrobić.

***

Wyobraź sobie, co musiał czuć. Jeszcze wczoraj świetnie się z nią bawił, rozmawiał, przytulał. Dziś wchodzi i widzi ją martwą. Widzi wiszącą na sznurze. A w dodatku on ją kochał... Dlaczego ona to zrobiła? Dlaczego nikomu nic nie mówiła? Ale przecież ona mówiła, tylko nikt nie potrafił jej usłyszeć...

***

Pogotowie i policja przyjechała już po kilkunastu minutach. Zabrali ciało Diany do kostnicy i zabezpieczyli mieszkanie. Marc kompletnie się załamał. Czuł, że nie wytrzyma tego wszystkiego...
-Panie Bartra, proszę stąd wyjść...
Powiedziała pani policjantka stojąc nad płaczącym Bartrą.
-Niech Pan się położy. Wiem, że jest Panu ciężko, ale proszę stąd wyjść...
Mówiła. Marc posłusznie wstał z podłogi i poszedł do swojego mieszkania.
-Za chwilę ktoś do Pana przyjdzie.
Usłyszał jeszcze przed zamknięciem drzwi.
Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Jak to możliwe?
Gdy leżał na łóżku cały zalany łzami, usłyszał otwierające się drzwi. Weszła policjantka, z którą rozmawiał wcześniej.
-Znaleźliśmy listy. Pewnie chciałby je Pan przeczytać.
Zaczęła.
-Niech Pan zawiadomi jej rodzinę. Wiem, że jest ciężko. Ale musi Pan być twardy.
Powiedziała.
-Ma tutaj Pan namiary na świetnego lekarza. Pomoże Panu we wszystkim.
Powiedziała i obok listów położyła wizytówkę psychiatry. Przecież on nie jest chory! Psychiatra nie jest mu potrzebny...
W głowie cały czas miał słowa "musisz być silny". Musiał. Przetarł mokre oczy i siadając na łóżku spojrzał na listy. Były podpisane. "Chris", "Alexis", "Marc" "Oni". Otworzył ten ze swoim imieniem i zaczął czytać.

A więc to prawda... Nie ma mnie już na tym świecie... Wiesz, to nie była łatwa decyzja. Była cholernie trudna. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Marc... Skarbie... Nie płacz... Nie ma sensu.
To, że mnie już nie ma, nie znaczy, że ty przestałeś istnieć. Ty jesteś i będziesz. Ty jesteś silniejszy niż ja. Jesteś lepszy. Zawsze byłeś i będziesz.
Może i nie znaliśmy się zbyt długo... No dobra, znaliśmy się długo, ale niezbyt dobrze. Gdybym te dwa lata temu wiedziała, że jesteś tak wspaniałym człowiekiem, uwierz mi inaczej by to wszystko wyglądało. Teraz, za tym drugim razem wszystko wyglądało inaczej. Zresztą dobrze wiesz. Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny. Byłeś przy mnie. Byłeś jak inni zawiedli. Pocieszałeś mnie, rozśmieszałeś, po prostu byłeś przy mnie.
Marc, ja wiem, że Cię raniłam. Wiem, że tylko psułam Twoje życie...
Marc... Ja wiem... Wiem, że mnie kochałeś. Że kochałeś mnie prawdziwie. Ale ja nie dałam Ci nic w zamian... Marc, ja się po prostu bałam... Bałam się cały czas.  Boję się nawet teraz, jak to piszę. Nie wiem jak to będzie, gdy już mnie nie będzie. Jedyne co wiem to to, że jesteś najwspanialszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Mimo, że to tylko dwa miesiące i trzy dni, to i tak pokochałam Cię. Pokochałam jak brata.
Marc, Twoje łzy są nie potrzebne. Mam tylko jedną prośbę. Nie zapomnij mnie, dobrze?
Ja Ciebie nie zapomnę. Kocham, Diana


Cały zalał się łzami. Żałował tego, żałował, że nie działał śmielej. Teraz, gdy już wie, postąpił by całkiem inaczej. Ale czasu nie da się cofnąć. A szkoda... Wielka szkoda...

***

Pozbierał się. O ile można się pozbierać po śmierci osoby, którą się kochało. Wiedział, że musi przekazać listy osobom, z którymi Diana chciała się pożegnać. Ten ostatni raz.
-/Alex? Z tej strony Marc...-/
Zaczął.
-/Siema stary! Czemu Cię na treningu nie było? Trener nie jest zadowolony...-/
-/Alex... Nie mam dobrych wieści... Diana... Spotkajmy się.-/
-/Co z nią? Wczoraj rozmawialiśmy. Dziwnie się zachowywała.-/
-/Jesteś w domu? Zaraz do Ciebie przyjadę.-/
-/Pewnie, skoro to takie ważne-/

Alexis i Marc nigdy się nie przyjaźnili. Szczerze, to nawet za sobą nie przepadali.
Wsiadł do samochodu i jak najszybciej pojechał pod dom Alexisa. Ten już czekał na niego.
-Stelli nie ma?
Spytał się, gdy usiedli w salonie.
-Nie, jest w pracy. Stało się coś? Co z Dianą?
Pytał przejęty.
-To dla Ciebie....
Powiedział wręczając mu białą kartkę papieru. Było widać, że Alexis się bał. Nie miał pojęcia, co zobaczy na tej kartce...
-Nie wiem co ona Ci tam napisała, ale przeczytaj to w samotności... Gdy będziesz w stanie, skontaktuj się ze mną...
Powiedział i wyszedł z domu Sancheza.
Został sam z tysiącem różnych myśli w głowie i kartką w ręce. Otworzył ją i zaczął czytać.

Sanchi... Jak ja Ciebie wariacie kocham... Szkoda tylko, że nigdy Ci tego nie powiedziałam... Nie wiem, w jakich okolicznościach dostałeś ten list, ale zapewne dał Ci go Marc... Więc już pewnie wiesz... Ale słuchaj! Nie chcę widzieć żadnej, ale to ŻADNEJ łzy spływającej po Twoim policzku, rozumiesz? Nie płacz, Alex... Proszę. Gdy tylko o Tobie pomyślę, mam łzy w oczach... A gdy wyobrażę sobie jak czytasz ten list...
Kocham Cię. Nie wiem co mam więcej napisać. Alex... Ale kocham tak prawdziwie... Kurde, Sanchez... Przepraszam, że piszę Ci to dopiero teraz, jak już więcej mnie nie zobaczysz... Jak już nie ma mnie na tym świecie... Ja bardzo chciałam, żebyś wiedział... Dlatego tutaj wróciłam. Ty byłeś tego powodem. Ty sprawiałeś, że miałam ochotę żyć... A teraz... Ty znalazłeś szczęście u boku Stelli... Będziecie mieli dziecko... Oby było chodź w połowie tak wspaniałe jak ty! Gratuluję Ci i prawdziwie się cieszę z Twojego szczęścia. Wiem, jak bardzo tego pragnąłeś... Kocham Cię Sanchez... Nawet już nie wiem, który raz to powtarzam w tym liście, ale chcę, byś o tym zawsze pamiętał. Byś pamiętał o mnie...
Przepraszam Cię za wszystko i obiecuję, że nigdy, ale to nigdy Cię nie zapomnę.
I mam jeszcze jedną prośbę. Schlej się jak świnia na moim pogrzebie!
Sanchez... Jak ja Cię debilu kocham... Diśka...


Zamarł. Nie wiedział, czy ona znów robi sobie z niego żarty, czy to wszystko jest naprawdę... Nic nie wiedział...

***

Zostały mu dwa ostatnie listy. Musiał go dostarczyć Chrisowi.
-/Chris? Marc z tej strony. Znajomy Diany. Spotkajmy się jak najszybciej-/
-/Ok. Gdzie?-/
-/Iberia Caffe. Szybko. To bardzo ważne-/

Powiedział i odłożył telefon, po czym udał się do restauracji. Tam, ku jego zdziwieniu czekał już Christian.
-Cześć.
Powiedział.
-Po co chciałeś się spotkać?
-Czytaj.
Powiedział i po położeniu kartki na stole wyszedł z restauracji.
-Co za kretyn...
Powiedział do siebie Chris i wziął kartkę do ręki, zaczął czytać.

Cześć mój chłopaku. Jak się masz? U mnie świetnie. W końcu to się skończyło. Już wiem, skąd kojarzę Twój dom. Zapewne ojciec Ci tego nie powiedział... Ale ja to powiem.
Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że przyjechałam tutaj z pracy i jeden nachalny typ się do mnie dobierał? To był Twój ojciec... Tak, na pewno to był on... Dlatego kojarzyłam Twój dom. Byłam już w nim. Nawet Ciebie wtedy poznałam. Pamiętasz? Pamiętasz, tą małą, przestraszoną dziewczynkę, która wpadła na Ciebie w drzwiach? To byłam ja. Los chciał, że spotkaliśmy się jeszcze później. I wiesz co? Bardzo mu za to dziękuję. Jesteś najlepszą osobą, którą poznałam przez ostatnie dwa miesiące. Jesteś inny. Lepszy.
W końcu, jesteś moim chłopakiem. I mimo, że, to miał być związek na pokaz, na niby, wiem... Że nie byłam Ci obojętna. Wiem, że mnie pokochałeś. Mimo wszystko mnie pokochałeś. Ale ze mną już nie było tak łatwo... Chris, chcę Cię przeprosić, za wszystko. Jestem pewna, że znajdziesz sobie odpowiednią dziewczynę, dziewczynę, która będzie Ciebie warta. Bo ty jesteś wspaniały. Bardzo Cię kocham Chris... Bardzo...
Ty jesteś, mnie już nie ma... Wszystko przemija. To jest nieuniknione...
Ty powinieneś zrozumieć mnie najlepiej. Sam próbowałeś... Próbowałeś się zabić. Tobie się nie udało. I całe szczęście! Bo bym Cię nie poznała! Mi się udało i wiesz co, cieszę się, że już za niedługo zawisnę na tym sznurze co trzymam w ręce. Naprawdę, ciesze się.
Powiem Ci jeszcze jedno, na zakończenie. Może to jest trochę głupie... Ale zawsze to poprawia mi humor. Nawet teraz, jak cała zalana łzami piszę ten list. Uwielbiałam Twoje pocałunki. Były całkiem inne niż wszystkie. Bo były Twoje. Kochałam je, tak samo jak kochałam Ciebie. Nie zapomnę tego, nigdy. Proszę Cię o to samo, ten ostatni raz...
Diana.


***

Smutek, mrok i żałoba zagościła w ich życiu... Stracili jedną z najważniejszych osób w swoim życiu...
Marc z Alexisem zajęli się pogrzebem. Na Chrisa nie mogli liczyć. Wyjechał. Wyjechał zaraz po przeczytaniu listu. Nikt go już później nie widział, aż do dnia pożegnania się z Dianą...
Na cmentarzu byli wszyscy. Alexis ze Stellą, Marc, piłkarze z Barcelony. Asia z Kacprem i Maćkiem... Filip z ciągle płaczącą Laurą... Ich jej śmierć zdziwiła najbardziej. Wyjeżdżała zadowolona, uśmiechnięta. Chciała zacząć od nowa. Wtedy, widzieli ją po raz ostatni. Nie zdążyli się nawet z nią pożegnać...

***

Pogrzeby nie są za fajne... Tak wiem, głupie zdanie, ale cóż.
W małej restauracji, urządzili stypę. Wszyscy chcieli wypić kieliszek wina, za duszę zmarłej...
-Alex, posłuchaj.
Powiedział Marc podchodząc do bruneta siedzącego na ławce.
-Powinieneś to przeczytać. Zaadresowała to do wszystkich. Moim zdaniem, ty powinieneś to wygłosić.
Dopowiedział podając kartkę chłopakowi.
-Byłeś jej najbliższy...
Dokończył i wszedł znów na salę.
Musiał to zrobić. Dla niej. Było mu ciężko...
-Hej, posłuchajcie mnie!
Powiedział wchodząc na schody w środku sali.
Stał w takim miejscu, że wszyscy doskonale go widzieli i słyszeli.
-Diana chciała nam wszystkim przekazać kilka słów. Napisała list, adresowany do nas. Posłuchajmy jej, po raz ostatni.
Powiedział otwierając kopertę. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to wielki uśmiech na brzegu kartki. Nawet, gdy wiedziała, że umiera, miała chwilę czasu na radość... Bo skąd wziął by się ten uśmiech?

Cześć? Słyszycie mnie wszyscy? Tak? Cieszę się. Cieszę się, że wszyscy tutaj jesteście... Naprawdę. Laura... Kotku... Przepraszam. Przepraszam, że się nie pożegnałam. Ale to wszystko toczyło się tutaj tak szybko. Za szybko. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Masz dla kogo być szczęśliwa. Filip, dziewczynki... Jesteś cudowna, wszyscy jesteście cudowni. Przepraszam, że przez te dwa miesiące nie dawałam oznak życia. Chciałam się usamodzielnić, zresztą wiecie. I przez tą moją samodzielność, teraz leżę zakopana kilka metrów pod ziemią....
Hej, ale nie myślcie, że jestem, a raczej byłam chora psychicznie! Nie! Tego bym Wam nie wybaczyła! Byłam zdrowa, ale zagubiona i załamana... Samotna... Mimo, że wołałam o pomoc, nie dostałam jej...
Ej, ale nie płaczcie! Nie ma sensu... Już wolę, żebyście upili się za mnie niż bezsensownie tracili wodę z organizmu. Lepiej nią w siebie wlewajcie!
Żyłam krótko. Co to są te dwadzieścia cztery lata... A tak bardzo się wycierpiałam... Zresztą, ktokolwiek uważa się za mojego przyjaciela dobrze o tym wie, nie muszę nic pisać...
Jestem ciekawa, czy naprawdę istnieje coś po śmierci... Czy jest to tak zwane "niebo"? Czy gdy już będę po tamtej stronie, spotkam tych wszystkich, których tak bardzo kochałam, a z którymi nie zdążyłam się pożegnać. Tak ja Wy ze mną. Byłam niezauważana i zniknęłam niezauważana. Taki już mój urok. Pojawiam się i znikam. Teraz znikłam. Znikłam już na zawsze...
 Kocham Was wszystkich i dziękuję. Dziękuję, że byliście przy mnie. Alex, Marc, Chris... Wszyscy! Będę tęskniła.
A! Zapomniałabym! Jeżeli będzie to możliwe, obiecuję, będę Was nawiedzać, byście już zawsze zapamiętali Dianę Nevarez.
Teraz już naprawdę, znikam... Na zawsze...
Disia.


***

Będzie jej brakowało. Bardzo. Była bardzo kolorową, barwną i pozytywną osobą. Wszyscy chcieli ją poznać, zaprzyjaźnić się z nią. Chcieli po prostu by była w ich życiu. Gdy już dowiedzieli się, jaką osobą jest, że warto jest mieć ją w swoich znajomych, za nic w świecie nie chcieli jej stracić! Ona jednym głupi słowem potrafiła zdobyć uznanie wśród innych. Jednym spojrzeniem, uśmiechem rozkochiwała w sobie każdego mężczyznę. Alexis, Nathan, Chris są tego przykładem. A o Marcu już nie wspomnę! On ją pokochał najszybciej. Znał najkrócej, a pokochał najszybciej i najbardziej będzie cierpiał...
Cóż, jej życie dobiegło końca. Ale to nie znaczy, że innych też. Oni teraz muszą żyć. Muszą dalej funkcjonować. Dla niej. Hah! Muszą być twardzi!

*__________*

I przed ostatni ^^.
Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba, tak jak mi :3
Ten rozdział jej bez zdjęć, bo nie wiedziałam jakie mam wrzucać. Następny też prawdopodobnie będzie bez. Ale to chyba nie problem, prawda? ^^

A jeśli chodzi o ten następny blog, to w 95% jednak się pojawi :D Już kompletuje obsadę.
Tak więc do następnego, ostatniego :D

piątek, 30 sierpnia 2013

12. Cienka jest granica między życiem, a śmiercią

Dziś miało być lepiej. Tak, dobre słowo, miało...
Otwierając oczy zdała sobie sprawę, że ma kompletny mętlik w głowie i nic nie pamięta. A jeszcze bardziej zdołowało ją to, że nie ma pojęcia gdzie jest. Rozejrzała się dookoła. Ciemny pokój tylko z jednym oknem, które w dodatku było zasłonięte jakąś czarną szmatą. W pokoju tylko łóżko i jedna szafka. Wszystko ciemne i mroczne. Aż bała się przebywać w tym pokoju.
Była sama. To ją jeszcze bardziej przeraziło!
Nic nie pamiętała z wczorajszego wieczora. Widziała tylko, że była z Chrisem.
Chcąc poprawić sobie humor, pomyślała, że jest u niego, chciała, żeby tak było.
Niepewnie wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Delikatnie i po cichu je otworzyła. Za nimi był całkiem inny świat! Wielki, jasny korytarz i kilka par drzwi. Kawałek dalej drewniane schody. Było bardzo przytulnie i elegancko. Aż jest nie do pomyślenia, że ten okropny, czarny pokój jest w tym wspaniałym domu!
Dookoła nie było nikogo, więc postanowiła zejść na parter. Gdy tylko postawiła pierwsze kroki na schodach, ujrzała Chrisa. Siedział przy fortepianie w salonie.
-Nie mówiłeś, że grasz...
Zaczęła, gdy usiadła obok niego.
-Ogólnie mało mi o sobie mówiłeś...
Dodała.
-Nic ciekawego nie mogę Ci o sobie powiedzieć...
Powiedział i zaczął grać jakąś melodię.
-Lepiej się już czujesz?
Spytał, gdy poczuł głowę brunetki opadającą na jego ramię.
-Tak, lepiej... Dzięki, że się mną zająłeś.
Powiedziała wskazując na bluzkę chłopaka, którą miała na sobie.
-Nie ma sprawy. Jesteś głodna?
Spytał i poszedł do kuchni. Diana udała się zaraz za nim.
Jedząc śniadanie, rozglądała się po domu. Jakby już kiedyś tutaj była... Tylko skąd kojarzy to mieszkanie...
-Sam mieszkasz w takim wielkim domu?
Zaczęła.
-Nie. Z ojcem.
-Chris, powiedz mi coś o sobie. Nic, kompletnie nic nie wiem o Tobie.
-A co byś chciała wiedzieć?
-No...
Powiedziała i spojrzała na Chrisa swoimi ciemnymi oczami robiąc przy tym śmieszną minę.
-Mieszkam tutaj od niedawna.
Zaczął. Wiedziała, że to będzie długa historia.
-Od jakiś dwóch lat. Przeprowadziłem się z Valencii. Tam się urodziłem. Mój ojciec zawsze mało uwagi mi poświęcał. Tak naprawdę, to on nic o mnie nie wiedział i nie wie do teraz. Dobre stosunki miałem tylko z matką. Ale też nie było za kolorowo. Ojciec ciągle w pracy. Od rana do wieczora, matka w domu z przyjaciółkami. Gdyby to były tylko przyjaciółki, to było by dobrze. Pamiętam, że o moich siedemnastych urodzinach zapomnieli oboje. Ojciec jak zwykle w pracy, a matka rzadko pojawiała się domu. Okazało się, że znalazła sobie kochanka. Zdradzała ojca, bo jak stwierdziła, zmienił się. On się w ogóle nie zmienił! Zawsze taki był. Nawet na ich ślubie wyszedł wieczorem, bo musiał do biura pojechać. Dobrze wiedziała, z kim będzie żyła.
Kazała mi nic nie mówić ojcu. Posłuchałem się, lecz wszystko zaczęło wychodzić z pod kontroli, gdy zaczął jej rosnąć brzuch... Była w ciąży z tym facetem. Do teraz nie wiem, kim on jest. Wiem tylko, że jest starszy ode mnie od trzy lata. Zostawiła ojca i wyjechała z nim. Nawet nie wiem dokładnie gdzie. Mnie nie chciała. Ostatnie co do mnie powiedziała, to to, że jestem silny i sobie poradzę. A ja wcale silny nie byłem. Ojciec w robocie, matka uciekła z jakimś szczylem i będzie miała z nim dziecko, ja byłem sam. Zaczęło się od problemów w szkole, później zaniedbywałem znajomych. Alkohol, narkotyki... W końcu próba samobójcza... Któregoś ranka obudziłem się w szpitalu. Podpięty do jakiejś maszyny. Ponoć miałem wielkie szczęście, ale ja bym tego tak nie nazwał. Nie chciałem dłużej żyć. Chciałem, żeby to się skończyło...
Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc zdawało się układać. Dowiedziałem się, że mam siostrę- Leuenne. Nigdy jej nie widziałem.
Gdy mój ojciec stwierdził, że doszedłem już do siebie, przeprowadziliśmy się tutaj. I jakoś sobie żyję... Ledwo bo ledwo, ale hej, jestem silny i sobie poradzę...
Powiedział i lekko się uśmiechnął spoglądając w stronę Diany.
-Kotku...
Powiedziała i podchodząc do niego usiadła mu na kolana i mocno do siebie przytuliła.
-Jesteś silny. Jesteś bardzo silny!
Powiedziała i pocałowała go w usta.
-Jakoś się ułożyło. Teraz mam Ciebie i jesteś najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać...
Powiedział i mocno wtulił się w jej ciało.
W tym momencie coś do niej doszło. Zdała sobie sprawę, że on czuje do niej coś więcej niż by chciała... Czy to dobrze? Czy źle? Nie znała na to pytanie odpowiedzi. Teraz nie ma Alexisa, jest on. Może pora dać mu szansę?

***

Całe przed południe spędziła w domu Chrisa. Bardzo nalegał by została, gdyż deszcz cały czas lał się strumieniami i nie chciał, by Diana zmokła w drodze powrotnej do domu.
Siedzieli przytuleni do siebie na kanapie i oglądali telewizję. Jakiś hiszpański serial.
-Lubisz takie coś oglądać?
Zaczął Chris.
-Nienawidzę!
Powiedziała robiąc wielkie oczy.
-To dlaczego to oglądamy?
-Bo lubię.
-Ale przecież przed chwilą powiedziałaś, że nienawidzisz tego...
-Nienawidzę, ale lubię.
Powiedziała i marszcząc nos pocałowała chłopaka w ramię.
-Chris... Jesteś ze mną szczery?
To pytanie sprawiło, że nie mało się zdziwił.
-Tak, dlaczego?
-Pamiętasz naszą umowę? Żadnych uczuć, to tylko na pokaz?
Spytała patrząc w jego oczy.
-Pamiętam...
-I?
-Cały czas się jej trzymam.
-To dobrze.
Powiedziała i uśmiechając się do siebie wtuliła się mocniej w ciało bruneta.
-Bo gdyby coś się zmieniło, to możesz mi powiedzieć, zrozumiem...
-Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Powiedział i pocałował brunetkę w czubek głowy.
Było im dobrze. Bardzo dobrze. Tylko przy nim, kompletnie zapominała o Alexisie. Przy nim czuła, że żyję, czuła, że chce żyć.
-Zobaczymy się jutro?
Spytał, gdy stali przy drzwiach wyjściowych.
Deszcz przestał już padać. Pogoda stawała się coraz przyjemniejsza.
-Jeśli przyjedziesz, to tak. Ej, Chris, mam pytanie.
Zaczęła.
-Wiesz, skądś kojarzę ten dom, tylko nie mam pojęcia skąd...
-Wiesz...
Zaczął i w tym momencie pod dom podjechała biała limuzyna, z której wysiadł mężczyzna w garniturze i zaczął podchodzić w kierunku tych dwojga.
-Co się tutaj wyprawia?
Spytał niezadowolony widząc swojego syna w towarzystwie dziewczyny.
-Tato, to jest Diana, Diana, mój ojciec.
Powiedział wskazując kolejno najpierw na ojca, później na Dianę.
-Czekaj, czekaj... Ja Ciebie skądś kojarzę...
Zaczął drapiąc się po głowie.
-Aha! Wiem! To ta mała dziwka z Polski!
Wrzasnął i już podniósł rękę, by uderzyć Dianę.
-Co to do cholery robisz?!
Krzyknął Chris i odepchnął ojca, który upadł na trawę. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, najbardziej chyba Chris, tylko on nie wiedział, o co tutaj chodzi.
-Chris, ja... Ja...
Wyjąkała Diana i poszła w kierunku bramki wyjściowej. Chciała jak najszybciej opuścić dom tego zboczeńca.

***

Nie przypuszczałaby, że wchodząc do domu swojego chłopaka, wyjdzie z niego ze świadomością, że spała pod jednym dachem z mężczyzną, który kilka miesięcy wcześniej się do niej dobierał. Miała tylko nadzieję, że Chris taki nie jest...
Poszła do parku. Chciała pomyśleć w spokoju. Znów wszystko się psuło. Gdy nie miała Chrisa przy swoim boku, cały świat nagle tracił kolory, wszystko stawało się szare i nijakie... On sprawiał, że chciała żyć, bez niego, mogła umrzeć. Tak bardzo się od niego uzależniła, a nawet nie wie, czy go kocha. Może ona go tylko potrzebuje po to, by przetrwać? Może nie potrzebuje jego miłości? Może dla niej dobrze jest tak jak jest? To znaczy w otwartym związku, każdy robi co chce i z kim chce, spotykają się tylko wieczorami i spędzają ze sobą noce. Tak  jest dobrze. Tylko co ma zrobić ze sobą, gdy jest bez niego? Jak ma zapomnieć o Alexisie?
-Kogo moje oczy widzą!
Usłyszała głos dobiegający z naprzeciwka. Ujrzała wesołego Nathana. Jak zawsze wesołego.
-Natt! Cześć! Dawno się nie widzieliśmy...
-Prawda. Miałaś mnie odwiedzić...
Powiedział udając smutną minę.
-Wiem.. Wszystko się komplikuje... Jest beznadziejnie... Ale nie chcę Cię dołować. Powiedz lepiej co u Ciebie?
-A wiesz, jest całkiem dobrze. Mam kogoś i teraz jestem bardzo szczęśliwy.
Powiedział uśmiechając się. Znów czuła, jakby kolejny nóż wbijał jej się w plecy. Dlaczego wszyscy dookoła są szczęśliwi, tylko nie ona?
-Ma na imię Alissa. Poznałem ją dość niedawno, ale wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Eloy ją polubił, a to najważniejsze.
Dokończył.
-Właśnie, a gdzie go masz?
-Bawi się tam, z innymi dziećmi.
Powiedział i wskazał na piaskownice oddaloną o kilkadziesiąt metrów.
I zapadła niezręczna cisza. Diana nie chciała wypytywać o jego związek z Alissą, bo to ją ani trochę nie obchodziło, a Nathan nie wiedział o co ma pytać. Wiedział tylko, że jest źle.
-Wiesz, ja już będę się zbierała...
Powiedziała i wstała z ławki.
-Zobaczymy się jeszcze.
Spytał z nadzieją w oczach.
-Wiesz, Natt... Mnie już nikt nie widzi od dłuższego czasu, wątpię żeby to się zmieniło...
Powiedziała i ze spuszczoną głową opuściła park.
Nie zrozumiał o co jej chodziło. Zrozumie, już wkrótce...

***

Poddała się. Wiedziała, że nie jest jej dane być szczęśliwą... Wiedziała, że po prostu jest skazana na niepowodzenia i wiecznego pecha. Nie chciała tak żyć. To wszystko ją przerosło. Alexis, Stella ich dziecko... Nathan, Chris, Marc... Tego było zbyt dużo. Nie wytrzymała...

***

Usiadła do kuchennego stołu. Wzięła kilka kartek papieru i zaczęła pisać. Pisała wszystko co jej leży na sercu. Wszystko co ją dręczyło, pisała wszystko, co bardzo chciała powiedzieć, ale nie miała odwagi. Wylała na papier wszystkie swoje myśli.
Gdy już skończyła pisać, a łzy podpisały wszystkie listy, usłyszała pukanie do drzwi. Szybko zakryła kartki gazetą, wytarła mokre oczy i podeszła do drzwi. Marc, bo kto inny?
-Cześć, przyniosłem pizzę.
Powiedział i sam wszedł do mieszkania zamykając za sobą drzwi.
-Wchodź. Ale ja nie jestem głodna.
Powiedziała i usiadła na fotelu przykrywając się kocem.
-Ale pizza to jest cud! Największy cud, jaki wymyślił człowiek! Jedz i rozkoszuj się nim!
Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha i zaczął zajadać się pizzą.
Gdy tylko widziała, jakie szczęście od niego promienieje, od razu robiło jej się cieplej na sercu. Stawała się szczęśliwsza. Ale to trwało tylko chwilę...
-Masz jakieś plany na dziś?
Spytał.
-Nie. Nie mam.
-Może pójdziemy gdzieś? We dwoje? Wyluzujesz się, dobrze Ci to zrobi.
Powiedział przyglądając się dziewczynie.
-Wiesz... Bardzo chętnie.
Powiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Naprawdę? No nie wierzę! Gdzie chcesz iść?
-Gdziekolwiek!
Powiedziała i wstała z fotela.
-To chodź!
Powiedział zadowolony i pociągając dziewczynę za sobą, wyszedł z mieszkania. Wsiedli do jego srebrnego BMW i pojechali w kierunku centrum miasta.
Marc spontanicznie planował cały wieczór. Najpierw wybrali się na kręgle. Kręgle, w które Marc ani trochę nie potrafił grać. Jego rekordem było zbicie dwóch kręgli. Brawo dla tego pana! Mimo, że szło mu marnie, bardzo marnie, uśmiech nie schodził z jego twarzy. Cały czas się śmiał i żartował. Ten świetny humor udzielał się Dianie, która zapominała przy nim o swoich wszystkich problemach.
Po kręglach pojechali do jednej z najmodniejszych restauracji. Zjedli kolację, zapłacili ponad trzysta euro i wyszli, by zaczął tańczyć w fontannie. Bawili się jak małe dzieci skacząc po wodzie. Byli cali przemoczeni! Od stóp do głów! Ale zabawa i wspomnienia były tego warte. Byle tylko nie skończyli w łóżku z katarem i bolącym gardłem...
Mimo, że ubrania mieli kompletnie mokre, weszli do baru z zamiarem napicia się kilku drinków. I niestety na kilku się skończyło, gdyż zostali wyrzuceni z baru za delikatnie mówiąc "niestosowne zachowanie". Niestosowne ono było, oj było... Biegali po całym klubie i zaczepiali niewinnych ludzi mówiąc do niech różne głupoty. Mieli szczęście, że nikt nie zrobił im zdjęcia, bo Marc nie miałby za ciekawie...
Robiło się późno. O dwudziestej drugiej wracali już do domu.
Niebo było pełne gwiazd, wielki księżyc rozświetlał cały świat. Nawet lampy nie były potrzebne.
-Podobało się?
Spytał się Marc, gdy stali pod drzwiami swoich mieszkań.
-Tak, dziękuję za ten wieczór. Lepszego sobie nie mogłam wymarzyć na...
Przerwała nagle. Nie chciała tego powiedzieć na głos.
-Na...?
-Na zakończenie dnia.
Dodała wymigując się.
-Widzimy się jutro rano? Jedziesz ze mną na trening, pamiętasz?
-Oczywiście.
Powiedziała i podchodząc do chłopaka pocałowała go w policzek.
-Marc, posłuchaj mnie teraz.
Powiedziała i złapała go za oba policzki.
-Będzie dobrze, wiem, że będzie Ci się mogło wydawać, że to koniec, że to Twoja wina, że mogłeś temu przeszkodzić... Ale tak musi być. Nie ma innego wyjścia.
Mówiła, a chłopak patrzył się na nią jak na idiotkę. Nie miał pojęcia o czym gadała.
-Diśka, ty się chyba już naprawdę upiłaś, idź może do łóżka.
-Zaraz pójdę. Ale pamiętaj. Kocham Cię. Kocham jak brata i nigdy Cię nie zapomnę...
-Diana... Przerażasz mnie!
Powiedział i pocałował ją w czoło.
-Idź spać, widzimy się rano.
-Tak, widzimy...
Powiedziała i mocno się do niego przytuliła, ten ostatni raz...
-Żegnaj...
Powiedziała i weszła do mieszkania.
Marc nie wiedział co ma o tym myśleć, zachowywała się tak... Dziwnie? Dziwnie to mało powiedziane! Ona gadała jak chora psychicznie!

***

Usiadła wygodnie w fotelu i wyjrzała przez okno. Na ulicach coraz mniej ludzi. Cóż, wszyscy mają dokąd wracać, mają osobę, która na nich czeka, są szczęśliwi.
Wzięła telefon do ręki. Wykręcił numer Chrisa. Chciała go usłyszeć.
-/Cześć, nie obudziłam?-/
-/Nie, skąd. Co tam?-/
-/Dobrze. Chciałam Cię usłyszeć-/
-/To więc słyszysz! Zobaczymy się jutro?-/
-/Jak zawsze... Muszę kończyć. Dziękuję, że mi pomogłeś. Dziękuję, że byłeś-/
-/Eee.. Diana?! Wszystko w porządku?-/
-/Tak, w jak najlepszym. Cześć Chris...-/

Powiedziała i nacisnęła czerwoną słuchawkę, a w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy, wiedziała, że to już koniec. Została jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia...
Wykręciła numer Alexisa. Znów zobaczyła to zdjęcie, które od razy wywoływało uśmiech na jej twarzy.
-/Halo?-/
Usłyszała głos Chilijczyka.
-/Alex? Tutaj Diana...-/
-/Diśka! Co słychać?-/
-/ Niedługo będzie już całkiem dobrze. Chciałam Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham. Bardzo, nawet sobie nie wyobrażasz jak. Stella jest wielką szczęściarą, że Ciebie ma-/
-/Diana? Co Ci się dzieje?-/
-/Już nic. Teraz jest bardzo dobrze.-/
-/Piłaś coś?-/
-/Przejrzałeś mnie...-/
-/Oj, Disia, Disia... Jutro nic nie będziesz pamiętała. Odkładaj telefon i idź spać.-/
-/Tak, jutro...-/
-/Ja Ciebie też kocham! Kocham jak wariat! Pamiętaj o tym!-/
-/Kocham Cię Sanchez...-/

Powiedziała i odłożyła komórkę.
Wstała i podeszła do lodówki. Znalazła w niej butelkę wódki. Była już tak zmęczona, nie chciała... Upiła kilka łyków i poszła z nią do sypialni. Otworzyła szafę.
-No, Diana, ubierz się ładnie na najważniejszy dzień w Twoim życiu.
Powiedziała do siebie i wyciągnęła z szafy czarną, luźną sukienkę. Założyła ją na siebie co chwilę popijając kolejne łyki wódki. Uczesała włosy i rozłożyła je na swoich ramionach. Gdy wychodziła z sypialni, butelka była już praktycznie pusta. Tak samo pusta jak jej życie...
Poszła do kuchni i wyciągnęła spod gazety listy, które pisała wcześniej. Położyła je na komodzie zaraz obok telewizora.
-Jak ja siebie nienawidzę...
Powiedziała, gdy stała przy lusterku.
-I co się gapisz?!
Powiedziała patrząc w swoje zaszklone oczy.
-Wszystko psujesz. Zawsze. Jesteś beznadziejna, pora to zakończyć.
Powiedziała i podchodząc do szafki w przedpokoju wyciągnęła, długi, mocny sznur.
Wypiła resztę z butelki i ze łzami w oczach zaczęła wiązać pętle na sznurze.
-Nie sadziłam, że skłonisz mnie do tego.
Zaczęła mówić. Była już pijana, chodź myśli miała trzeźwe. Mimo że ledwo trzymała się na nogach, doskonale wiedziała co chce zrobić. Chce się zabić.
-Kiedyś Cię lubiłam. Byłyśmy przyjaciółkami. A teraz? Tylko rujnujesz mi życie. Mi i wszystkim kogo napotkasz.
Mówiła i zaczepiła sznur na pręcie, który był wbity w ścianę w salonie. Wcześniej była na nim położona półka i leżały na niej zdjęcia, teraz zawiśnie tam Diana...
-Tak więc, żegnaj.
Powiedziała do siebie, stojąc na fotelu z sznurem owiniętym wokół szyi.
Chwilę się zawahała. Nie widziała już kompletnie nic. Może to przez łzy, które cały czas spływały jej po policzkach, może to przez wypitą butelkę wódki, a może przez to, że nie chciała nic widzieć?
Zamknęła oczy. Głęboko odetchnęła i zawisła bezwładnie kilka centymetrów nad podłogą. Jeszcze niedawno szczęśliwa, uśmiechnięta... Teraz nieżywa... Dlaczego tak postąpiła? Dlaczego odebrała sobie życie?

*__________*

Hah, i co, zdziwieni? ^^
Mi rozdział osobiście bardzo się podoba :D
Zostały jeszcze dwa i koooniec :P
Do następnego.

środa, 28 sierpnia 2013

11. Wszystko się spieprzyło...

Obudziły ją krople deszczu uderzające o szybę.
Że pogoda potrafi tak się zepsuć z dnia na dzień...
Leniwie otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Spała w salonie na kanapie, dziwne. Gdy próbowała przewrócić się na drugi bok, poczuła, że coś lub ktoś leży obok niej. Otworzyła szerzej oczy i ujrzała Chrisa. Pierwszy raz widziała go tak niewinnego, delikatnego i słodkiego. Po prostu piękniejszego.
-Jak się spało?
Usłyszała zaspany głos, gdy próbowała owinąć się kocem, gdyż jak zauważyła, była kompletnie naga.
-Bywało lepiej, kanapa strasznie twarda...
Powiedziała patrząc na niego.
-Chodź do mnie!
Powiedział i przysunął do siebie dziewczynę wtulając się w nią mocniej. Dla niego ta chwila mogła trwać w nieskończoność. Czuł, że łamie obietnicę, którą złożył brunetce... Ona z kolei chciała jak najszybciej spotkać się z Alexisem. Chciała go chodź przez chwilę zobaczyć.
-Wiesz, umówiłam nas dziś na podwójną randkę.
Zaczęła leżąc odwrócona tyłem do chłopaka.
-O piętnastej. Mamy zjeść wspólny obiad. U Alexisa w domu.
-I?
Pytał wtulając się jeszcze bardziej w jej ciepłe ciało.
-No i nic. Muszę go odzyskać, rozumiesz, muszę...
-Nie rozumiem Cię. Miałaś tyle czasu. A dopiero teraz to zrozumiałaś, jak sobie kogoś znalazł... Dlaczego?
-Nie zrozumiesz...
Powiedziała i po owinięciu się kocem wstała z łóżka i podeszła do blatu kuchennego z zamiarem napicia się soku.
-Może daj mi chociaż spróbować?
-Nie ma sensu...
Powiedziała i po upiciu kilku łyków odwróciła się w stronę bruneta leżącego na kanapie.
-Weź się Chris ubierz!
Powiedziała, gdy ujrzała całkiem nagiego Chrisa na kanapie.
-Oj tam. Mi tak jest wygodnie. Chodź do mnie i zobacz jak fajnie.
Długo mu się sprzeciwiać nie mogła. Położyła się znów obok niego.
-Pamiętasz, nic między nami nie ma?
Spytała się znów. Jakby się bała. Jakby nie chciała znów kogoś kochać. Dla niej teraz ważny był tylko Alexis. Tak, szkoda, że już za późno...

***

Około godziny dwunastej zwlekli się z łóżka.
By już za chwilę znów tam wrócić.
Ostatecznie wstali chwilę pod czternastej. Zjedli szybko lunch, to znaczy kilka owoców, wzięli prysznic, ubrali się w nieco lepsze ciuchy i wyszli z domu, by "odbić" Alexisa.
-Musisz za każdym razem tak mnie ściskać?
Spytał się Chris, gdy zaparkowali pod domem Sancheza.
-Ja?! Ciebie?!
Spytała odkładając kask.
-Bo wiesz... Ja tylko dbam o Twoje bezpieczeństwo. Nie chcę, żebyś spadł.
Powiedziała i przytuliła się do bruneta.
-Ale ty jesteś głupia.
Dodał i pocałował ją w czoło.
Alexis otworzył im drzwi bardzo szybko. Dosłownie kilka sekund po zadzwonieniu dzwonkiem.
-Rozgośćcie się. Stella za niedługo przyjdzie. Ma sesje zdjęciową.
Powiedział i usiadł na kanapie.
-No, opowiadajcie, jak Wam się układa?
Popatrzyli po sobie i posłali kilka miłych śmiechów.
-Wiesz...
Zaczęła Diana.
-Bardzo dobrze.
Dodał Chris i złapał dziewczynę za rękę.
-Cieszę się Waszym szczęściem. Naprawdę. Bardzo się cieszę, że Wam się udało.
Powiedział.
-Mam dla Was jeszcze jedną wiadomość, ale to jak Stella będzie z nami.
Ciekawe, co on znów wymyślił...

***

Alexis naprawdę ucieszył się ze związku Diany. Chyba bardziej cieszył się z tego powodu niż ona sama. Fakt ona wiedziała, że tak naprawdę jest fikcją...
To nie tak miało być. Sanchez miał być zazdrosny. Sanchez miał być zły i miał powiedzieć, że tak naprawdę kocha Dianę. Miał się o nią strać. Miał z nią być i ją kochać. Mieli stworzyć wspaniałą rodzinę i razem przechodzić przez życie. Nic z tych planów się nie udało...
Alexis chodził po domu i pokazywał go Chrisowi. Dogadali się. Dogadali aż za dobrze. Chyba naprawdę się polubili...
Diana siedziała w salonie z psem u boku i przyglądała się pływającym rybkom w akwarium. Cały czas zastanawiała się, co Alex chce jej powiedzieć...
Może w końcu się doczeka. Kilka minut przed szesnastą w drzwiach domu pojawiła się ubrana w czarną obcisłą sukienkę Stella.
-Cześć Wam!
Powiedziała radośnie i weszła do środka.
Znów zagotowała się w środku. Znów miała ochotę rzucić się z pazurami na tę dziewczynę. Nic nigdy jej nie zrobiła, a ona tak jej nienawidzi. Fakt, zrobiła, zabrała jej Alexisa.
Po przywitaniu się ze wszystkimi usiedli wspólnie do obiadu.
-Jak było na sesji?
Spytał Alexis.
-Wspaniale! Robimy wielka kampanie! Już wkrótce wszystkie zdjęcia będą w gazetach i na największych bilbordach w mieście! Jestem taka podekscytowana! To mój największy sukces!
Mówiła, a jej twarz aż cała promieniała ze szczęścia.
Obiad dokończyli w ciszy. Cały czas rozmawiali o karierze Stelli. O jej wszystkich filmach, reklamach sesjach... Bo Stella jest najważniejsza.
Po obiedzie usiedli na tarasie popijając lampkę wina.
-Chcielibyśmy Wam coś powiedzieć.
Zaczął Alexis.
No nareszcie! Ile można było czekać?
-Pobieramy się za dwa miesiące!
Powiedziała zadowolona Stella.
WTF?!
Myślała, że umrze w tym momencie. Myślała, że już gorzej być nie może. A jednak może...
-A za pół roku, na świecie pojawi się nasze pierwsze dziecko!
Dodała, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
-Gratulacje!
Powiedział Chris, widząc przerażającą minę Diany.
W jej oczach pojawiły się łzy, a cera zbladła. Oczy miała wytrzeszczone, a usta lekko otwarte. Nie mogła w to uwierzyć! Nie tak miało być! To ona powinna być teraz na jej miejscu! Wszystko się spieprzyło...
-Oczywiście macie zaproszenie, tylko, że jeszcze ich nie mamy, ale już czujcie się zaproszeni.
W tym momencie wszyscy spojrzeli na Dianę. Po jej policzkach zaczęły ściekać łzy.
-Disia... W porządku...?
Spytał delikatnie Alexis.
-Tak... To są łzy szczęścia. Cieszę się Waszym szczęściem...
Powiedziała przez łzy.
-Oj moje słoneczko... Nie płacz, ty też już niedługo będziesz stała na ślubnym kobiercu.
Powiedział Chris i przytulił brunetkę do siebie.
-Nie ma co płakać! Trafiłaś na świetnego faceta. Tylko pozazdrościć. Zobaczysz, będziesz szczęśliwa tak jak ja z Alexisem!
Powiedziała zadowolona Stella odgarniając włosy, które opadały na oczy Diany.
-Tak... Będę...
Powiedziała

***

W domu Alexisa byli do samego wieczoru. Rozmawiali, śmiali się . Wszyscy się świetnie bawili, tylko nie Diana. Ale nie chciała zrobić przykrości Alexisowi i została do samego końca.
Siedząc w salonie i patrząc jak jest szczęśliwy, jak wszystko zaczyna mu się układać, zdała sobie sprawę, że na dobre go straciła. Że nie ma sensu niszczyć jego związek, skoro woli ją, to niech tak zostanie. Musi się z tym pogodzić. Bo nie zawsze ma się to, co by się chciało... Ona go chciała, ale on nie był jej pisany.
-Dziękujemy za wspaniały wieczór! Odwiedźcie nas wkrótce!
Powiedziała Stella na pożegnanie.
-Teraz to my czekamy na Was!
Odpowiedział Chris i ruszył w drogę powrotną. Diana cały czas nic nie mówiła, tylko wtuliła się w jego ciało i płakała...
-Widzimy się jutro?
Spytał się Chris, gdy odstawił Dianę pod dom.
-Jeśli dożyję do jutra...
Powiedziała i weszła do mieszkania.
Znów była sama. Tak bardzo tego nie lubiła...
Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Nic innego nie mogła zrobić... Tak bardzo cierpiała...

***

W tym momencie Marc żegnał gości, którzy byli u niego na kolacji.
-Do zobaczenia jutro!
Powiedział i już miał zamykać drzwi, gdy usłyszał płacz dochodzący z mieszkania Nevarez. Nie zastanawiając się długo, zapukał do drzwi. Wszedłby do mieszkania normalnie, gdyby nie to, że było zamknięte...
Po kilku chwilach w drzwiach pojawiła się Diana. Makijaż miała cały rozmazany, policzki opuchnięte, włosy rozczochrane.
-Diana, skarbie...
Powiedział widząc w jakim jest stanie. Ona nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Stała tylko i patrzyła się w jego oczy...
Podszedł do niej bliżej i mocno ją przytulił. Najmocniej jak umiał. Wiedział, jak bardzo cierpi...
Położyli się we dwoje w jej sypialni. Ona teraz bliskości drugiej osoby potrzebowała jak nigdy wcześniej...
-Co on Ci zrobił... Słońce moje... Nie płacz już...
Powiedział przytulając brunetkę.
Cały czas płakała. Cały czas czuł kolejne łzy moczące jego koszulkę. Jemu chciało się płakać od samego patrzenia na nią... Tak bardzo ją kochał, a nic nie mógł zrobić... Nie chciał tego wszystkiego jeszcze bardziej komplikować...

***

Obudziła się. Sama. Znów. Leniwie zwlekła się z łóżka i poszła do kuchni, by napić się soku. Na blacie ujrzała małą karteczkę.
-Będzie dobrze. Musi być. Póki co, zrobiłem Ci śniadanie. Jest w mikrofalówce. Wpadnę do Ciebie około dwunastej. Tylko bądź! Marc.-
Jest wspaniały. Zawsze może na niego liczyć, zawsze jej pomoże. Zawsze jest, kiedy nie ma nikogo innego. Ona jest dla niego wszystkim, a jest taka zimna dla niego... Ona po prostu go nie chce.
Wzięła szybki prysznic, by dojść do siebie. Włosy spięła w luźny kok, założyła legginsy i luźną koszulkę i z kubkiem kakao usiadła na fotelu przy oknie. Włączyła cicho muzykę i przyglądała się światu.
Czuła, że powoli umiera. Czuła, że to wszystko dzieje się obok niej. Że ona po prostu stoi blisko, tylko lekko to czuje, ale nie jest już sobą. Nie jest tą samą Dianą, która tutaj przyjechała.
Siedząc, pijąc kakao i przyglądając się chodzącym ludziom, myślała o najgorszym. Nie chciała tak dalej żyć... Chciała wreszcie dać kres swoim cierpieniom...
Łzy same napływały jej do oczu, gdy pomyślała o Alexisie. O Stelli. Nie mogła uwierzyć, że to co jej wczoraj powiedzieli, to prawda... Nie mogła...
Jej smutki przerwał zjawiający się w drzwiach Bartra. Był punktualny co do minuty.
-Cześć skarbie! Jak się czujesz?
Spytał wchodząc do mieszkania.
-Nijak.
Odpowiedziała wpatrując się w szybę.
-To minie. Niedługo przestaniesz cierpieć.
Powiedział siadając obok niej.
-Żebyś wiedział.
Odpowiedziała bez entuzjazmu.
-Chodź, zabieram Cię na plażę. bierz strój, ręcznik, kółko ratunkowe jeśli potrzebujesz i chodź!
-Nie, Marc...
-Nie ma że nie! Szybko! Szybko!
Jak on już coś zaplanował,  to musiało tak być.
Na plaży byli już po kilku minutach, a Dianie z minuty na minutę poprawiał się humor.
Gdy dojechali na miejsce, była już kompletnie rozluźniona i zapomniała o problemach.
-Idziesz do wody?
-No chyba po to przyjechaliśmy!
Powiedziała i we dwoje poszli do wody.
Było cudownie. Woda, pogoda, towarzystwo. WSZYSTKO!

***

Wszystko co dobre, zawsze musi się skończyć. Tak też było i tym razem.
Robiło się coraz zimniej i później.
Leżeli na ręcznikach na plaży i suszyli swoje piękne, opalone ciała.
-Marc, słyszałeś kawał, którego nie można mówić gejom?
Spytała się Diana spoglądając na leżącego Marca.
-Nie, nie słyszałem.
Odpowiedział niczego się nie domyślając.
-Tak myślałam.
Powiedziała i wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Marc gej!
Krzyknęła i zaczęła zwijać się ze śmiechu. Marc był tak zdziwiony całą sytuacją, że kompletnie nie zrozumiał dowcipu Nevarez.
Siedzieli na plaży prawie do siedemnastej. Cóż, pora wracać do domu.

***

-Przyjdziesz dziś do mnie na kolację?
Spytał się Marc, gdy stali pod swoimi mieszkaniami.
-Wiesz, Chris miał przyjść... Chyba dziś do niego pojadę. Więc jutro może?
-Nie ma sprawy, poczekam.
Powiedział i po pocałowaniu dziewczyny w policzek wszedł do mieszkania.
Teraz pozostało już tylko czekać na Chrisa. Postanowiła się dziś bardziej wystroić.
Założyła najlepszy zestaw jaki miała w szafie. Wybór padł na obcisłą, czerwoną sukienkę, czarne szpilki, ostry makijaż i spięte włosy.
Wyglądała bardzo seksownie!
Gdy pakowała do torebki telefon i pieniądze, poczuła, że dostała sms-a.
-Jestem na parkingu. Chris.-
Jak najszybciej zeszła z drugiego pietra i poszła w kierunku drzwi wejściowych.
-Cześć.
Powiedziała i delikatnie pocałowała chłopaka w usta.
-Wow... Diana...
Powiedział przyglądając się Dianie.
-Tak, wiem. Jedźmy już.
Powiedziała i wsiadła na motor.
-Gdzie chcesz jechać?
Spytał.
-Gdziekolwiek. Chcę się wyszaleć.
Powiedziała i mocno przytuliła się do niego. Zrobił jak prosiła.
Zatrzymał się pod jednym z najbardziej znanych klubów w całej Barcelonie. Muzyka, dziewczyny, procenty, wszystko czego tylko zapragniesz!
Od razu na wejście wlała w siebie kieliszek czystej. Na rozgrzewkę. Chris tylko jej się przyglądał, jak wlewała w siebie kolejne. On był dzisiaj szoferem, zresztą jak zwykle.
-Chodź na parkiet.
I zaczęły się szalone tańce. Dianie tak wódka strzeliła do głowy, że kompletnie nie wiedziała co robi.
-Diana, co ty robisz?
Spytał się Chris, gdy Diana klęcząc przed nim zaczęła odpinać jego spodnie.
-Ciii...
Wyszeptała.
-Hej, hej... Tobie już wystarczy.
Powiedział i po podniesieniu dziewczyny z podłogi, wyciągnął ją z klubu. Byli tam tylko dwie godziny, a ona upiła się jak świnia!
Stojąc przy motorze, zastanawiał się jak przewieść ją do domu... Trochę daleko stąd...
Posadził ją na motor i przypiął pasem do siedzenia, tak, by nie spadła w czasie jazdy. Postanowił, że zabierze ją do swojego domu. Mieszkał tylko kilkadziesiąt metrów stąd.
Po trzech minutach byli już pod wielką, białą willą.
Odstawił motor i wziął ją na ręce.
-Gdzieś ty był?
Usłyszał głos, gdy już prawie był w swoim pokoju.
-Tydzień Cię nie było w domu, a teraz przychodzisz z jakąś dziwką?
Pytał starszy pan po pięćdziesiątce.
-Zamknij się, nie Twoja sprawa!
Krzyknął i wchodząc do pokoju zamknął za sobą drzwi.
Położył delikatnie Dianę na łóżko i zabrał się za przebranie jej w coś, w czym może spać. Najpierw pozbył się tych wysokich szpilek, później rajstop. Jemu taka zabawa się bardzo podobała, ale wiedział, że nie może sobie pozwolić na niezbyt dużo.
Z szafy wyciągnął jedną ze swoich koszulek. Z Diany z wielkimi problemami ściągnął obcisłą sukienkę, po czym założył na nią swoją koszulkę.
Był z siebie bardzo zadowolony, gdy leżała już w miarę normalnie ubrana w jego łóżku.
Cóż, teraz zabrał się za siebie...

*_________*

No i tak jak obiecałam, rozdział dzień po dniu :3
Dziś meczyk.... Przydałaby się wygrana, nie sądzicie?
Dobra, to już jeden z ostatnich rozdziałów. Tak myślę, że będą jeszcze trzy... Ale to się jeszcze okaże, więc póki co, to do następnego ^^.

wtorek, 27 sierpnia 2013

10. Dziwne to, przyznam...

Usiadła zaraz obok Chrisa. On udawał mało zainteresowanego całą tą rozmową. Udawał, bo przecież on kilka razy wypytywał się o powód ich spotkania.
-Chris, mam prośbę...
Zaczęła.
-Słucham.
Powiedział cały czas leżąc z zamkniętymi oczami. Wydawał się być szczęśliwy. Uśmiech ani na moment nie zniknął z jego twarzy.
-Chris, udawaj mojego chłopaka.
Powiedziała i głęboko odetchnęła.
Myślał, że się przesłyszał. Ale jednak nie...
Otworzył oczy i usiadł naprzeciwko brunetki patrząc się w jej ciemne oczy.
-Po co?
Spytał.
-Długo historia...
-Żebym mógł się zgodzić, to muszę ją znać. Nie masz wyboru.
Powiedział zadowolony. Nie miała wyjścia. Musiała mu wszystko opowiedzieć.
-Wiesz kto to jest Alexis Sanchez?
Zaczęła.
-Coś kojarzę. Taka piłkarzyna, nie?
-Tak, piłkarzyna. To jest, albo raczej był mój najlepszy przyjaciel. Los tak chciał, że musiałam stąd wyjechać dwa lata temu. Ale nie straciliśmy kontaktu. Nadal byliśmy blisko siebie. Nawet te kilometry, które nas dzieliły nie zepsuły tego.
W pewnym momencie naszej znajomości, czułam coś więcej do niego, ale to przeszło... Przynajmniej tak mi się wydawało... On ma kogoś. Taką tępą dziewczynę... Nie spodobała mi się od samego początku.
Mówiła patrząc się cały czas w morze.
-Ale nie widzę powiązania ze mną.
-Wiem, że ja Alexisowi też nie jestem obojętna. Chcę, żeby był o mnie zazdrosny. Chcę zniszczyć jego związek. Chce mieć go tylko dla siebie.
Powiedziała spoglądając w oczy Hiszpana. On tylko patrzył na nią z niedowierzaniem. Nie brał tego co mówi na serio. Sądził, że go wkręca.
-Masz nieźle narąbane w głowie... Lubię takie! Pomogę Ci.
Powiedział i przysunął się bliżej brunetki.
-Naprawdę?! Dziękuję!
Krzyknęła i przytuliła się do chłopaka. Gdy zorientowała się co robi, szybko zabrała jego ręce z jego ciała, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.
-Słodka jesteś, jak tak się rumienisz.
Powiedział.
-Ale wiesz... Skoro od dziś jesteśmy razem, to chyba pora na pierwszy pocałunek, nie?
Powiedział zadowplony i znów przysunął się do dziewczyny. Jemu taki układa bardzo się podobał. Ona bardzo mu się podobała, a nawet nie musiał się o nią starać. Sama do niego przyszła z taką propozycją. Nie miał zamiaru jej odmówić, chciał korzystać ile się da.
Nie chciała odmówić mu pocałunku. Chciała tego tak samo mocno jak on. Usiedli na przeciwko siebie i delikatnie zbliżyli swoje usta. Chcieli by ta chwila trwała w nieskończoność.
-Całkiem nieźle.
Powiedział Chris, gdy speszona Diana odsunęła się od niego.
-To teraz słuchaj.
Powiedziała i zaczęła opowiadać wszystko, co zamierza zrobić...

***

Mogli by siedzieć na plaży jeszcze dłużej. Było tak przyjemnie. Ale Dianie przypomniało się o meczu. Nie chciała zawieźć Marca.
Chris był tak pomocny, że nie dość, że odwiózł Dianę pod mieszkanie, poczekał aż założy meczową koszulkę, a jego mu odda to jeszcze zawiózł ją na stadion. Idealny chłopak!
-Ty nie idziesz?
Spytała gdy stali już pod stadionem.
Było piętnaście minut do meczu. Krzyki ze środku Camp Nou było już słychać. Ludzie nadal stali w kolejkach i próbowali dostać się na to wspaniałe miejsce.
-Wiesz, jakoś nie pasjonuje mnie piłka nożna.
Powiedział i wzruszył ramionami.
-Jesteś całkiem inni, niż reszta.
Powiedziała po czym szybko zasłoniła sobie usta. Nie chciała tego mówić, to miało zostać tylko dla niej.
-Mogę powiedzieć to samo o Tobie.
Powiedział i przyciągnął do siebie brunetkę próbując ją pocałować.
-Ale Chris...
Powiedziała odchylając głowę od niego.
-Pamiętaj, że tego między nami nie ma na prawdę. To jest tylko na pokaz.
Powiedziała patrząc w jego czarne oczy.
-Mi taki układ jak najbardziej pasuje.
Powiedział zadowolony i wessał się w usta brunetki.
Całował wspaniale. Tak namiętnie, a za razem delikatnie. Nie czuła się tak od dawna. Ale nie czuła też niczego innego. Nie chciała nic do niego poczuć. Ona chciała Alexisa. Udawało jej się to.
-To do zobaczenia jutro.
Powiedziała Diana.
-O dziewiątej, tak jak mówiłaś.
Powiedział i odjechał spod stadionu.
Wreszcie mogła wejść na stadion i zobaczyć najlepszą drużynę na świecie.

***

Wszystko pięknie, ładnie, tylko jest jeden problem. Bilet. Z tym nie będzie łatwo... Ale od czego ma się sąsiada piłkarza.
-/Marc? Stoję pod stadionem. Nie mam biletu... Mógłbyś?-/
-/Przy której bramce jesteś? Zaraz przyjdę./
-/Stoję przy głównej. Dziękuję-/

Powiedziała i odłożyła telefon. Stała i czekała na Hiszpana. Robiło się coraz zimniej, ciemniej i puściej. Wszyscy ludzie byli już w środku. Nie ma co się dziwić. Już tylko minuty zostały do gwizdka.
Gdy już myślała, że się go nie doczeka, zjawił się.
-Chodź szybko!
Powiedział i pociągnął dziewczynę za sobą.
-Przepraszam, że tak wyszło... Nie chciałam Ci robić kłopotu.
-Spokojnie, dziś i tak siedzę na trybunach. Usiądziesz ze mną?
Spytał, gdy wchodzili do środka stadionu.
Już po chwili siedzieli w strefie dla VIP-ów.
Stadion jak zwykle był wypełniony po same brzegi. Ludzie ubrani w bordowo-granatowe stroje krzyczeli i dopingowali Blaugranę. Nie ma nic piękniejszego.
-Gdzie byłaś?
Zaczął Bartra.
-Spotkałam się ze znajomym. Wiem już, jak odzyskać Alexisa.
Powiedziała patrząc na murawę, na której zaczęli pokazywać się piłkarze obu drużyn.
-To dobrze...
Powiedział ze smutną miną.
-Ej, Marc, stało się coś?
Spytała.
Heh, liczyła, że teraz powie jej - A wiesz, bo zakochałem się w Tobie i dziwnie się czuję, jak mówisz przy mnie, że kochasz innego, a tak to spoko u mnie.-
-Nie, po prostu jestem trochę zły, że muszę na trybunach siedzieć.
-A czemu właściwie?
-Lekka kontuzja, nic poważnego.
Tyle dobrze.

***

Mecz nie był dość ciekawy. Barcelona była ponad osiemdziesiąt procent w posiadaniu piłki, mimo to nie potrafiła strzelić gola. Nie ma co się dziwić. Drużyna przeciwna broniła się całą jedenastką. Nie stworzyła żadnej sytuacji bramkowej. To był jeden z tych meczy, w których Valdes mógł dawać autografy i pozować do zdjęć z kibicami przez cały mecz. Piłki praktycznie w ogóle nie dotknął. No, chyba że któryś z obrońców stwierdził, że jest mu nudno i podał mu piłkę. A tak, to właściwie mógł pójść do domu i obejrzeć mecz w telewizji.
Pierwsza połowa się skończyła. Nudna pierwsza połowa.
-Idziesz się napić?
Zaczął Marc.
Już po chwili byli w klubowej restauracji. Sami mężczyźni w garniturach. Jacyś dyrektorzy, czy coś.
Marc zamówił dwa razy sok. Bo jakby to wyglądało, gdyby piłkarz, na meczu własnej drużyny się upił, no jak? Od tego są imprezy po meczach...
-Diana!
Usłyszała krzyk za swoimi plecami, gdy upiła łyk soku.
Już za chwilę była przytulana przez niską blondynkę.
-Diana, słońce moje!
Powiedziała.
-Shak! Miło Cię widzieć. Pięknie wyglądasz!
Powiedziała i pocałowała blondynkę w policzek.
-Sama jesteś? Chodź ze mną, jest Antonella, Daniell...
Zaczęła i już chciała pociągnąć dziewczynę za sobą.
-Nie, nie jestem sama.
-Jak? Przecież Alexis gra.
Zdziwiła się.
-Jest ze mną.
Powiedział Bartra podchodząc do nich.
-Marc. Cześć skarbie. To chodźcie do nas, będzie weselej.
-Nie, wiesz, wolimy obejrzeć mecz w spokoju.
-No, jak wolicie. Oczywiście macie zaproszenie na dzisiejszą imprezę. Wpadajcie śmiało!
Powiedziała i po wyściskaniu obydwojga wróciła do swoich przyjaciółek. Oczywiście nie obeszło się bez "skarbie", "kochanie", "słoneczko". Co to macierzyństwo robi z ludźmi... Odkąd Milan pojawił się na świecie, Shak wszystkich tak nazywa. Ale to jest bardzo miłe, od razu robi się cieplej na sercu.

***

-Co to za impreza, o której mówiła Isabell?
Spytała się Diana, gdy sędzia odgwizdał początek drugiej połowy.
-Impreza z okazji rocznicy ślubu Pique i Isabell. Wypada bodajże jutro, ale chcą ją zrobić dziś.
-A tak, prawda, to już rok. I tak wszystkich zaprasza? Z drużyny?
Spytała z iskierkami w oczach.
-No, tak. A co z tym dziwnego?
Spytał zdziwiony.
-To wspaniale!
Krzyknęła i natychmiast wyciągnęła komórkę z kieszeni. Wykręciła numer Chrisa.
-/Cześć. Nie przeszkadzam?-/
Powiedziała do słuchawki telefonu.
Bartra siedział wygodnie na krześle i przyglądał się kolegom grającym na murawie. Ale to były tylko pozory. Tak naprawdę, przysłuchiwał się rozmowie Nevarez.
-/Może trochę. Co chcesz?-/
-/Ale ty miły jesteś... Zaczniemy wypełniać nasz plan dziś, po meczu.-/
-/Już teraz chcesz się ze mną przespać? Zaraz będę!-/

Krzyknął do słuchawki zadowolony. Jemu tylko jedno w głowie.
-/Głupi jesteś. Bądź jakoś za godzinę pod stadionem, okey?-/
-/Zobaczymy co da się zrobić.-/
-/Bądź-/

Powiedziała i odłożyła telefon.
-Patrz! Patrz! Patrz!
Zaczął się drzeć Bartra i aż wstał z miejsca.
Wspaniała akcja prawym skrzydłem. A zapoczątkował ją Dani Alves! Pobiegł jak rakieta skrzydłem, prawie pod końcową linię boiska, odegrał piłkę no Sancheza i wbiegł w pole karne myląc przy tym obrońców drużyny przeciwnej. Znów dostał piłkę i uderzył ją tuż przy słupku. Niestety, zbyt blisko, gdyż odbiła się od niego i wpadła na trzeci metr. Tam czuwał Sanchez i wpakował ją do pustej bramki. Łatwiej już mieć nie mógł.
Wszyscy Cules zaczęli krzyczeć i wiwatować w radości! Sanchez wpisał się na listę strzelców i wyszedł na prowadzanie w klasyfikacji do króla strzelców.
-Gooool!
Krzyczał Bartra i zaczął przytulać Dianę.
-Spokojnie, to tylko jeden zero..
Powiedziała odsuwając od siebie Marca.
Ale na jeden do zera się nie zakończyło. Już za chwilę, na dwa zero podwyższył Fabregas, a asystą popisał się Sanchez. Tuż przed końcem spotkania padł trzeci gol. Na listę strzelców wpisał się Xavi pięknym uderzeniem z rzutu wolnego. Idealny mecz.

***

Wszyscy zaproszeni goście zaraz po odświeżeniu się udali się do domu Pique. Wszyscy, oprócz Diany, która czekała przed stadionem na "swojego chłopaka". Znów się spóźniał. Jak zwykle.
Siedziała na schodach przed stadionem. Była całkiem sama. Żadnej żywej duszy. Czasem tylko przejechał jakiś samochód, to wszystko. Marc bardzo nalegał, by poczekali na Chrisa razem, ale porwali go koledzy z drużyny. Na Alexisa nie miała co liczyć, a reszta nie wiedziała o jej byciu tutaj.
Dochodziła dwunasta. Prawie od godziny wszyscy bawią się na imprezie u Pique, a ona siedzi na zimnych schodach i czeka na tego barana... Znów.
Gdy już straciła nadzieję, on się pojawił. Ma to wyczucie czasu...
-Wsiadaj, sorry za spóźnienie, ale miałem małą awarię.
Powiedział i po podaniu kasku brunetce ruszył w stronę domu Pique.
-Pamiętasz jak się umawialiśmy?
Spytała, gdy stali pod drzwiami wielkiego domu.
-Tak. Już się robi.
Powiedział i objął dziewczynę w pasie. Tak jak go prosiła. W środku byli już wszyscy. Byli wszyscy i byli wszędzie. Dosłownie! Było może maksymalnie dwadzieścia osób, a krzyczeli i bałaganili za stu!
-Diana! Nareszcie jesteś!
Powiedział Marc widząc wchodzącą dziewczynę w towarzystwie wysokiego bruneta.
-Marc, to jest Chris. Chris, Marc.
Powiedziała.
-Jestem jej chłopakiem.
Powiedział Chris podając rękę obrońcy.
-Spoko koleś, ja wiem!
Powiedział ze śmiechem i lekko uderzył chłopaka w ramie.
-Tak, on wie, ale tylko on.
Powiedziała i ruszyła w głąb domu by przedstawić wszystkim "swojego chłopaka".

***

Po półgodzinie już prawie wszyscy poznali Chrisa jako chłopaka Diany. Wszyscy byli zaskoczeni, ale bardzo zadowoleni, że jej się udało. Bardziej niż samą wiadomość o jej chłopaku ucieszył ich fakt, że Diana jest znów w Barcelonie!
-Czemu dopiero teraz się z nami spotkałaś?
Spytał się Jordi popijając drinka. Był już w dość wskazującym stanie. Zresztą jak wszyscy tutaj obecni.
-Nie miałam czasu, a jak był, to spędzałam go z Chrisem...
Powiedziała patrząc się na Christiana, który ucinał sobie miłą pogawędkę w gospodarzem dzisiejszej imprezy.
-Długo jesteście razem?
Spytał.
-Nie. Dwa tygodnie...
Powiedziała spoglądając na niego.
-Nie za długo. Ale tam! Cieszę się, że tutaj jesteś! Wpadnij do mnie jutro. Nadrobimy te dwa lata.
Powiedział zadowolony i przytulił brunetkę.
-No, idź dalej. Słyszałem, że Shakira chciała z Tobą porozmawiać.
Po tych słowach każde z nich poszło w swoją stronę. Jordi poszedł do Fabregasa, a Diana szukała Shakiry.
Po chwili ją znalazła. Ale najwyraźniej aż tak bardzo jej nie potrzebowała. Stała na stole i kręciła swoim pięknym ciałem na wszystkie boki. A wszystkie męskie oczy się w nią wpatrywały. A gdzie jest Pique? Pique!! Gdzie Cię wcięło? Aaa... Rozmawia sobie jeszcze...
Postanowiła się trochę dotlenić. Ogród mieli wspaniały. Z wielkim basenem i placem zabaw specjalnie dla Milana jak troszkę podrośnie.
Usiadła na ławce pod krzewem winogrona. Chciała chodź przez chwilę pobyć w ciszy i spokoju. Nie trwał on długo.
-Mogę się przysiąść?
Usłyszała głos dochodzący z jej prawej strony. Po odwróceniu się ujrzała stojącego Alexisa. Spodziewała się każdego, tylko nie jego.
-Jak tam?
Spytał siadając obok niej. Nie spoglądała na niego. Nie wiedziała co ma mówić. A przecież układała sobie w głowie tą rozmowę... Miała wszystko obmyślone. Chciała być sztucznie miła, udawać, że Stella jej ani trochę nie obchodzi. I co najważniejsze, chciała mu przedstawić swojego chłopaka, przy którym jest bardzo szczęśliwa. Dlaczego  przy nim zabrakło jej języka w buzi? Dlaczego on na nią tak działa? To przy nim zdawała sobie sprawę, że naprawdę go kocha...
-Lepiej by być nie mogło. A właśnie, chciałam Ci kogoś przedstawić.
Powiedziała i zaczęła rozglądać się na boki.
-Dobrze. Diana, już między nami wszystko w  porządku? Nie jesteś złą za Stellę?
-Nie, no coś ty. I chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie. Było beznadziejne. Ale naprawimy to. Chciałabym się z Wami jeszcze raz spotkać. Tym razem obiecuję, że będę miła.
Powiedziała ze sztucznym uśmiechem.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Powiedział i przytulił się do brunetki. Potrzebowała tego. Potrzebowała tego jak mało czego.
Rozmawiali jeszcze przez kilka minut. O wszystkim. Było jak dawniej.
Gdy miała już  wejść do środka poszukać Chrisa, on zjawił się za plecami Alexisa.
-Alex, chcę Ci przedstawić Chrisa.
Powiedziała i wstając z miejsca przytuliła się do bruneta.
-Możemy chodzić na podwójne randki!
Powiedziała zadowolona całując chłopaka w policzek.
Wyobraź sobie minę Alexisa. Myślał, że się tylko przesłyszał. Myślał, że ona jest jego. Że mimo, że nie są w prawdziwym związku, to są razem. W takim przyjacielskim. Zabawne, ona myślała dokładnie to samo wtedy, gdy poznała jego dziewczynę.
Usiedli wspólnie za ławce. Diana była w środku, trzymając Chrisa za rękę.
-Nie wiedziałem, że kogoś masz.
Zaczął Alexis.
-Patrz, miałam tak samo.
Powiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Rozmawiali jeszcze przez chwile. Ale o czym można rozmawiać, gdy jakaś nieprzyjemna nić jest między nimi? Odkąd Sanchez jej ze Stellą, wszystko zaczęło się psuć. Dosłownie wszystko.
-Dobra Alex, my już będziemy się zbierać. Do zobaczenia jutro.
Powiedziała i po wstaniu z ławki delikatnie pocałowała napastnika w prawy policzek.
-To spotkamy się u mnie?
-Nie ma sprawy.
Powiedziała i po przytuleniu się w ciepłe ciało Chrisa weszła z nim do środka. Tam pożegnała się ze wszystkimi, każdemu obiecała, że w najbliższym czasie się z nimi spotka. Ciekawe, czy znajdzie czas, którego już zostało jej tak mało...

***

-Może wejdziesz do środka? Trochę późno już jest...
Powiedziała, gdy podjechali pod jej mieszkanie. Faktycznie, było już późno. Zegarki dawno minęły już trzecią w nocy. Niedługo zwykli ludzie muszą do pracy wstawać, a ona dopiero do domu wraca...
-Właściwie to czemu nie. Skoro jesteśmy razem, to muszę trochę więcej o Tobie wiedzieć.
Powiedział i po zostawieniu motoru pod domem wszedł za brunetką na drugie piętro.
-Rozgość się, ja pójdę wziąć prysznic.
Powiedziała i weszła do łazienki.
Chodził po całym mieszkaniu przez kilka minut i oglądał wszystko dokładnie. Najbardziej spodobały mu się zdjęcia z całego życia Diany, które Ricardo zawiesił w salonie.
-Chris...?!
Usłyszał wołający go głos z łazienki.
-Mógłbyś przynieść mi piżamę z pokoju? Leży na łóżku!
Krzyknęła znów. Cóż takiej sytuacji nie może przepuścić.
Po wejściu do sypialni, od razu zauważył czarne spodenki i zieloną bluzkę na łóżku, ale pomyślał, że znajdzie jej lepszą piżamę...
Zaczął przeszukiwać szafki. Na szczęście nie musiał długo szukać. Na dnie jednej z szuflad znalazł koronkową bieliznę w krwisto czerwonym odcieniu. W sam raz na dzisiejszą noc.
Po zabraniu majtek i stanika wszedł do łazienki.
-Przyniosłem. Gdzie to dać?
Powiedział, gdy wszedł do łazienki.
Diana stała pod prysznicem zasłonięta szklaną szybą. Miał nadzieję, na zobaczenie czegoś więcej. Niestety szyba ta była bardzo rozmazana i było tylko widać zarys sylwetki brunetki.
-Połóż na pralkę. I wyjdź.
Powiedziała. Zrobił tak jak prosiła. Wyszedł i zasiadł na kanapie. Specjalnie usiadł w tamtym miejscu, by widzieć Dianę jak będzie wychodziła z łazienki. Bardzo chciał ją zobaczyć w tym, co dla niej przyszykował.
-Chris!
Krzyknęła.
-Chyba śmieszny jesteś!
Dodała.
On nic nie mówił, tylko śmiał się pod nosem. Szczerze, to sądził, że Diana będzie czekała w łazience, dopóki nie przyniesie jej odpowiedniego stroju do pokazania się publicznie. Zdziwił się, gdy ujrzał ją ubraną w skąpy strój.
-Ulalala!
Powiedział pogwizdując pod nosem.
-Zamknij się. Aż tak bardzo Ci się podobam?
Powiedziała podchodząc do chłopaka bardzo seksownym krokiem.
-No wiesz, zaprzeczyć nie mogę.
Powiedział, gdy brunetka podeszła do niego od tyłu i oplotła swoje ręce wokół jego szyi.
-Ale tak bardzo, czy tak bardzo, bardzo?
Pytała lekko przegryzając jego lewe ucho.
Stojąc tak nad nim pochylona, czuła dokładnie zapach jego perfum i czuła bicie serca. Czuła, że bardzo mu się podoba.
-Nawet bardziej niż myślisz.
Powiedział i odwrócił swoją twarz w jej stronę. Byli oddaleni od siebie o dosłownie kilka centymetrów.
-Szalenie mi się podobasz.
Powiedział i musnął usta Diany.
-Ale pamiętasz, między nami niczego nie ma i nie będzie.
Powiedziała.
-Czysty seks?
Powiedział a w jego oczach pojawiły się iskierki.
Nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, poczuł tylko jej nawilżone usta na swoich. Rozpłynęli się w gorącym pocałunku. Teraz już nic więcej nie było im potrzebne. Mieli siebie.




*_________*

Dobra i dziesiąteczka.
Wiecie co znudziło mi się to opowiadanie i chcę je jak najszybciej zakończyć. Najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Tak więc, będę dodawała rozdziały codziennie, bądź co drugi dzień, o ile uda mi się je napisać ^^.
Dobra, na teraz to tyle i do następnego.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

9. Jedna na czterech

 Dwa tygodnie później

Jest dobrze. Tak, jest całkiem dobrze.

Kogo ja oszukuje, ani trochę nie jest dobrze. Jest beznadziejnie...

***

Minęły dwa tygodnie. Ciche dwa tygodnie. Z Alexisem nie spotkała się ani razu. Żadne z nich nie chciało przeprosić pierwsze, bo sądziło, że wina stoi po drugiej stronie. Typowe.
Właściwie to nie robiła nic. Czas spędzała głównie z Marcem. Bardzo się do siebie zbliżyli. Polubili. Stawali się dla siebie coraz bardziej ważni. Coraz bardziej uzależniali się od siebie. Gdy Marc szedł na trening, mecz czy cokolwiek innego, spotykała się z Nathanem. Dogadywali się. Bardzo dobrze się dogadywali. A jego syna polubiła jak mało które dziecko! Był uroczy i przezabawny! Jak tatuś...
-Przyjdziesz dziś na mecz?
Spytał się Marc.
Był częstym gościem w jej mieszkaniu. Najczęstszym. Właściwie, to tylko on tutaj przychodził.
-Może.
Odpowiedziała mu.
Krzątała się od pokoju do pokoju szukając odpowiednich ciuchów. Marc siedział z Niną na kanapie i oglądał album ze zdjęciami.
-No chodź. Nie byłaś jeszcze na Camp Nou. Chłopaki mówili, żebym Cię przyprowadził. Shakira się o Ciebie pytała, Jordi... No chodź, dla nich.
Próbował ją przekonywać.
-Może.
Odpowiedziała znów.
-Matko! Diana! Weź już wystopuj... Ile można?!
Krzyknął do niej.
-Długo.
Odpowiedziała. Kobiety nikt nie zrozumie...
Marc dał sobie spokój i dalej oglądał zdjęcia.
-O której jest ten mecz?
Spytała wychodząc w łazienki. Wyglądała pięknie! Delikatna, zwiewna sukienka w turkusowo białe paski, baletki i rozpuszczone włosy. Bardzo delikatnie i kobieco.
Marcowi aż zabrakło języka w gardle gdy ją zobaczył. Przez chwile nie wiedział co ma powiedzieć.
-Hej? Słyszysz mnie? Mecz? O której? Ziemia do Marca! Meecz!
Mówiła podchodząc do niego.
Co ta dziewczyna w sobie ma, że potrafi zawrócić w głowie każdemu napotkanemu mężczyźnie? Nawet Marc wpadł w jej sidła, których nawet nie zakładała...
-O dwudziestej pierwszej.
Wydukał.
-Pięknie wyglądasz.
Dopowiedział przyglądając się dziewczynie.
-Dziękuję.
Powiedziała i usiadła obok chłopaka biorąc album na kolana.
Razem oglądali zdjęcia.
-Diana... Co stało się właściwie między Tobą, a Sanchezem?
Spytał.
-Nie mówił Ci?
-Wiesz, jakoś specjalnie się nie kumplujemy.
-Ale obiecaj, że nikomu nie wygadasz!
Powiedziała i spojrzała w jego ciemne oczy.
-Przyrzekam!
Powiedział i szczerze się uśmiechnął.
-Bo wiesz... Ja chyba zazdrosna jestem...
Zaczęła.
-O niego? Przecież...
-Wiem... Między nami nic nie ma. I chyba nigdy nic nie było...
-Chyba?
Przerwał jej Marca.
-Oj, Bartra, to skomplikowane... Ale mimo wszystko jestem zazdrosna! Jestem cholernie zazdrosna o tego barana! Znalazł sobie jakąś pustą lalę i myśli, że to ta jedyna... Dobre i to. A najlepsze jest to, że nic mi nie powiedział. A to już pół roku! Był wtedy u mnie i nic! Milczał jak grób! Przyjeżdżając tutaj, nie sądziłam, że on kogoś ma... Ja myślałam, że...
-Będziecie razem.
Przerwał jej Marc. Zamurowało ją. To właśnie pomyślała, ale za wszelką cenę, nie chciała, by ktokolwiek się o tym dowiedział.
-Nie, coś ty. Myślałam, że będę szczęśliwa...
-Ale czemu nie możesz? Powinnaś być właśnie jeszcze bardziej. Jemu się ułożyło, Tobie też się ułoży. Zobaczysz. Może ten jedyny jest całkiem blisko, tylko ty jego nie zauważasz?
Powiedział i delikatnie przegryzł wargę. Mówił o sobie. Miał nadzieję, że Diana się zorientuje. Tak bardzo by tego chciał.
-Nathan?
Spytała po chwili.
-Nie, nie możliwe...
Dodała.
Diana siedziała na fotelu naprzeciwko Bartry i wpatrywała się w okno. Ona nie czuła tego co on. Wiedział o tym...
-Zależy Ci na nim?
Spytał, gdy wiedział, że nie ma szans na zdobycie jej serca.
-Na kim? Na Alexisie?
Nie usłyszała odpowiedzi, tylko ujrzała kiwnięcie głowy Bartry.
-Zależy! Cholernie zależy!
Powiedziała wzruszając ramionami.
-Musisz sprawić, by był zazdrosny. Może wtedy uświadomi sobie z jakiego skarbu rezygnuje na rzecz tej Stelli...
Mówił.
Dianie aż serce stanęło w gardle po tych słowach. Czy on...? Niemożliwe! Bartra, to dobry kumpel od rozmów, to ten, który zawsze pomoże, ten, który zawsze pocieszy i rozbawi. Nikt więcej!
-Mam pomysł!
Powiedziała i usiadła obok chłopaka.
-Jesteś wspaniałym przyjacielem.
Powiedziała i przytuliła się w ciepłe ciało bruneta.
Dla niej tylko przyjaciel, dla niego największy skarb... Jakie to życie bywa popaprane...

***

Musi wzbudzić zazdrość Sancheza. To wie na pewno. Wie też, kto jej przy tym pomoże... Jak dobrze, że nie usunęła numeru Christiana, który za wszelką cenę chciał wpisać w jej telefon.
Mimo, że widziała się z nim może ze trzy razy, polubiła go. On na pewno jej pomoże.
-/Christian?-/
Spytała, gdy usłyszała zaspany głos w słuchawce.
-/Kto mówi...?-/
Nie ładnie tak budzić ludzi... Hola, hola! Jest trzecia po południu!
-/Mówi Diana. Mógłbyś się ze mną spotkać?-/
-/Mała, niedostępna i śliczna Diana... No proszę, jednak się odezwałaś? Co słychać?-/
-/Dowiesz się jak się spotkamy. Iberia Caffe, zaraz.-/
-/Zobaczymy co da się zrobić, nic nie obiecuje.-/
-/Bądź.-/

Powiedziała i rozłączyła się. Zaraz po schowaniu telefonu udała się do restauracji.
Na co ona liczyła? Że przyjdzie od razu, jak tylko ona ją poprosi? Chciałaby!
Czekała ponad dwie godziny. Mimo, że straciła już nadzieję, to czekała. I tak nie miała nic lepszego do roboty.
Było chwilę przed osiemnastą. Dała sobie już spokój. Z idioty księcia nie zrobisz.
Wyszła z restauracji i ruszyła w stronę mieszkania.
Idą wąską uliczką usłyszała ryk motoru. Już wiedziała, że to on.
-Spóźniłeś się.
Powiedziała.
-Wiem.
Powiedział i zgasił motor.
-I? To tyle? Trzy godziny na Ciebie czekałam! Trzy!
Mówiła podchodząc do niego.
-Ciesz się, że nie pięć.
Powiedział śmiejąc się.
-No idiota!
Powiedziała i ruszyła przed siebie.
-Ej, mała, wskakuj.
Powiedział i wskazał na wolne miejsce na motorze.
-Ja? Na to? Śmieszne...
-Wskakuj. Bo inaczej nie zrobię tego, po co mnie tutaj ściągnęłaś.
Nie miała wyjścia. On był idealny do jej planu zniszczenia związku Alexisa.
Nigdy nie jechała na motorze, choć zawsze chciała. Niepewnie usiadła.
-Złap się mnie. Bo spadniesz.
Powiedział.
Posłuchała się. Najpierw niepewnie położyła ręce na jego plecach, by już za chwilę owinąć je wokół jego klatki piersiowej. Czuła bicie jego serca, czuła zapach jego perfum. Czuła jego.

***

Zatrzymali się na wybrzeżu. Morze sięgało aż za horyzont, słońce powoli zachodziło, plaża była pusta. Ani jednej żywej duszy...
-Chodź.
Powiedział i zszedł po drewnianych schodach na plażę. Zrobiła to co on.
-Idziesz do wody?
Spytał się i zaczął ściągać z siebie ubranie.
-Teraz? Nie!
Powiedziała i usiadła na piasku.
Christian stał już bez koszulki i spodni. Miał na sobie tylko czerwone bokserki i naszyjnik. Pierwszy raz dobrze mogła przyjrzeć się jego ciału. Zawsze było przykryte skórzaną kurtką. Miał tatuaż. Nawet nie jeden. Całą przestrzeń na lewej ręce od nadgarstka, aż do łokcia miał wytatuowaną. Z tyłu, na plecach, na prawej łopatce, miał jakąś datę.
-Idziesz do wody?
Powtórzył drugi raz pytanie stojąc nad Dianą z przerażającym wyrazem twarzy.
-Mówiłam, że nie.
Powiedziała krzyżując ręce na piersiach. Nie miała zamiaru rozbierać się przy obcym mężczyźnie, w dodatku gdy są całkiem sami. Nie wiadomo, co takiemu strzeli do łba...
-Jesteś tego pewna?
-Tak.
-Zła odpowiedź.
Powiedział i szybkim zwinnym ruchem ręki złapał Dianę i pobiegł z nią w kierunku morza. Nie miała szans, by mu się wyrwać. Nie miała szans z jego umięśnionymi rękami.
-Idziesz do wody?
Spytał po raz kolejny.
Stał już w wodzie prawie po pas. Dianę trzymał na rękach, cały czas nad taflą wody. Właściwie nawet nie musiał jej trzymać. Sama tak owinęła się rękami wokół jego szyi i nogami wokół jego bioder.
-Nie, Christian... Proszę...
Mówiła chowając głowę w jego tors. Jemu taka zabawa bardzo pasowała, bo nie miał zamiaru tak szybko dać za wygraną.
Zamoczył prawą rękę w wodzie i położył ją na nodze Diany.
-No nie mów, że boisz się wody...
-Nie, ale nie chcę być mokra...
Powiedziała.
-No dobrze, nie zamoczę Cię.
Powiedział i zaczął iść w kierunku plaży.
-Dziękuję.
Powiedziała i zaczęła powoli luzować ręce, które omal nie udusiły Chrisa.
-Żartowałem!
Krzyknął i zanurkował z Dianą na rękach.
Oj, nie chcesz wiedzieć, jak ona wściekła się na tego biednego chłopaka. Gdy tylko wypłynęła na powierzchnie, zaczęła chlapać i podtapiać bruneta. Jemu taka zabawa jak najbardziej pasowała, bo cały czas się uśmiechał.
-Jesteś okropny!
Wrzasnęła i wyszła z wody.
Była kompletnie przemoczona. Jej piękna sukienka cała kleiła się do jej ciała, włosy kompletnie oklapły, a makijaż się zmył. Cóż, miss mokrego podkoszulka, to ona nie zostanie...
-Gdzie ty idziesz?!
Krzyknął Chris widząc wchodzącą po schodach Dianę.
-Domyśl się!
Wrzasnęła.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Chrisa. Pobiegł do Diany jak torpeda. Złapał ją zaraz obok jego motoru.
-Hej, mała... Zostań.
Powiedział i objął w talii przemoczoną brunetkę.
-Chciałbyś!
Krzyknęła i zaczęła wyrywać się w objęć Hiszpana.
-Nie wyrywaj się, bo Ciebie to tylko boli, a ja Ciebie samej nie puszcze.
-Trzeba było o tym pomyśleć zanim mnie wrzuciłeś do wody!
Mówiła i dalej się wyrywała. Niestety bezskutecznie. Ach, te ramiona...
-Jesteś śliczna jak tak się denerwujesz.
Powiedział odgarniając włosy opadające na oczy brunetki.
Spojrzeli sobie w oczy. Po raz pierwszy z takiego bliska i w takiej sytuacji. Ich cały świat zawirował i zatrzymał w tym momencie. Wspaniałym momencie.
-Chodź na plażę, dam Ci moją koszulkę.
Powiedział chłopak i po złapaniu Diany za rękę zeszli razem znów na plażę.
Chris od razu dał dziewczynie swoją koszulkę, by się nie przeziębiła. Tak, teraz to myśli o jej bezpieczeństwie, a przedtem?
-Tylko nie podglądaj!
Powiedziała Diana i stanęła kilka metrów od chłopaka tyłem do niego.
Ale mężczyzna to mężczyzna, takiej sytuacji nie zmarnuje. Na szczęście Diana tego nie zauważyła i już po chwili wróciła ubrana w koszulkę Hiszpana.
Usiedli obok siebie. Właśnie słońce zaczęło znikać w tafli wody.
-O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
Zaczął Chris.
-Wiem, że to zabrzmi głupio. Nawet bardzo i wiem, że nie powinnam Cię o to prosić...
Zaczęła. Siedzieli na piasku. Sami na plaży. Oddaleni od siebie o mniej więcej metr.
-Przesadzasz. Nie masz pewnie za ciekawych pomysłów, więc nie mam się o co bać.
Powiedział zadowolony i położył się na piasku podkładając sobie ręce pod głowę.
-Sugerujesz coś?
-Ja tylko stwierdzam fakty. Nudna jesteś.
-Co proszę?!
-I głucha do tego.
Dodał.
-Nie no! Co ja tutaj jeszcze z tym idiotą robię...
Powiedziała i wstała z miejsca.
-Proszę bardzo, droga wolna idź. Ale nawet nie wiesz, gdzie jesteś. Nie wiesz jak wrócić do domu. Jesteś ubrana tylko w męską koszulkę. Nie boisz się sama wracać?
Powiedział.
Znów miał rację. Jak zwykle miał rację.
Usiadła znów niedaleko niego. Siedziała i wpatrywała się w zachodzące słońce, którego już prawie nie było widać.
-To dlaczego chciałaś się spotkać?
Zaczął znów.
-Chciałam Cię o coś prosić...
-A więc..?
-Bo wiesz...
Odważyła się.
Słońce już całkiem zaszło, zrobiło się ciemniej. Idealna pogoda na zdradzenie swojego planu, którego on jest częścią...



*__________*

I kolejny, przerwany w najciekawszym momencie ^^ Ale ja to uwielbiam! :3
Jak myślicie, o co Diana będzie chciała poprosić Chrisa?
A tak poza tym to mam kilka informacji.
To opowiadanie będzie miało o wiele mniej rozdziałów niż poprzednie. Myślę, że nie więcej jak 15, więc już niedługo się zakończy. Plus od września rozdziały będą się pojawiały raczej rzadziej. Chyba, że dziwnym trafem będę miała niewiarygodnie dużo czasu na pogodzenie szkoły, codziennych obowiązków i jeszcze prowadzenie bloga. Ale nie mam zamiaru zaprzestać dodawania postów! Niee! :D
Nawet mam w planach całkiem nowe opowiadanie, ale to już się okaże później.
Na  teraz to tyle, czekam na Wasze komentarze ^^.