Usiadła zaraz obok Chrisa. On udawał mało zainteresowanego całą tą rozmową. Udawał, bo przecież on kilka razy wypytywał się o powód ich spotkania.
-Chris, mam prośbę...
Zaczęła.
-Słucham.
Powiedział cały czas leżąc z zamkniętymi oczami. Wydawał się być szczęśliwy. Uśmiech ani na moment nie zniknął z jego twarzy.
-Chris, udawaj mojego chłopaka.
Powiedziała i głęboko odetchnęła.
Myślał, że się przesłyszał. Ale jednak nie...
Otworzył oczy i usiadł naprzeciwko brunetki patrząc się w jej ciemne oczy.
-Po co?
Spytał.
-Długo historia...
-Żebym mógł się zgodzić, to muszę ją znać. Nie masz wyboru.
Powiedział zadowolony. Nie miała wyjścia. Musiała mu wszystko opowiedzieć.
-Wiesz kto to jest Alexis Sanchez?
Zaczęła.
-Coś kojarzę. Taka piłkarzyna, nie?
-Tak, piłkarzyna. To jest, albo raczej był mój najlepszy przyjaciel. Los tak chciał, że musiałam stąd wyjechać dwa lata temu. Ale nie straciliśmy kontaktu. Nadal byliśmy blisko siebie. Nawet te kilometry, które nas dzieliły nie zepsuły tego.
W pewnym momencie naszej znajomości, czułam coś więcej do niego, ale to przeszło... Przynajmniej tak mi się wydawało... On ma kogoś. Taką tępą dziewczynę... Nie spodobała mi się od samego początku.
Mówiła patrząc się cały czas w morze.
-Ale nie widzę powiązania ze mną.
-Wiem, że ja Alexisowi też nie jestem obojętna. Chcę, żeby był o mnie zazdrosny. Chcę zniszczyć jego związek. Chce mieć go tylko dla siebie.
Powiedziała spoglądając w oczy Hiszpana. On tylko patrzył na nią z niedowierzaniem. Nie brał tego co mówi na serio. Sądził, że go wkręca.
-Masz nieźle narąbane w głowie... Lubię takie! Pomogę Ci.
Powiedział i przysunął się bliżej brunetki.
-Naprawdę?! Dziękuję!
Krzyknęła i przytuliła się do chłopaka. Gdy zorientowała się co robi, szybko zabrała jego ręce z jego ciała, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.
-Słodka jesteś, jak tak się rumienisz.
Powiedział.
-Ale wiesz... Skoro od dziś jesteśmy razem, to chyba pora na pierwszy pocałunek, nie?
Powiedział zadowplony i znów przysunął się do dziewczyny. Jemu taki układa bardzo się podobał. Ona bardzo mu się podobała, a nawet nie musiał się o nią starać. Sama do niego przyszła z taką propozycją. Nie miał zamiaru jej odmówić, chciał korzystać ile się da.
Nie chciała odmówić mu pocałunku. Chciała tego tak samo mocno jak on. Usiedli na przeciwko siebie i delikatnie zbliżyli swoje usta. Chcieli by ta chwila trwała w nieskończoność.
-Całkiem nieźle.
Powiedział Chris, gdy speszona Diana odsunęła się od niego.
-To teraz słuchaj.
Powiedziała i zaczęła opowiadać wszystko, co zamierza zrobić...
***
Mogli by siedzieć na plaży jeszcze dłużej. Było tak przyjemnie. Ale Dianie przypomniało się o meczu. Nie chciała zawieźć Marca.
Chris był tak pomocny, że nie dość, że odwiózł Dianę pod mieszkanie, poczekał aż założy meczową koszulkę, a jego mu odda to jeszcze zawiózł ją na stadion. Idealny chłopak!
-Ty nie idziesz?
Spytała gdy stali już pod stadionem.
Było piętnaście minut do meczu. Krzyki ze środku Camp Nou było już słychać. Ludzie nadal stali w kolejkach i próbowali dostać się na to wspaniałe miejsce.
-Wiesz, jakoś nie pasjonuje mnie piłka nożna.
Powiedział i wzruszył ramionami.
-Jesteś całkiem inni, niż reszta.
Powiedziała po czym szybko zasłoniła sobie usta. Nie chciała tego mówić, to miało zostać tylko dla niej.
-Mogę powiedzieć to samo o Tobie.
Powiedział i przyciągnął do siebie brunetkę próbując ją pocałować.
-Ale Chris...
Powiedziała odchylając głowę od niego.
-Pamiętaj, że tego między nami nie ma na prawdę. To jest tylko na pokaz.
Powiedziała patrząc w jego czarne oczy.
-Mi taki układ jak najbardziej pasuje.
Powiedział zadowolony i wessał się w usta brunetki.
Całował wspaniale. Tak namiętnie, a za razem delikatnie. Nie czuła się tak od dawna. Ale nie czuła też niczego innego. Nie chciała nic do niego poczuć. Ona chciała Alexisa. Udawało jej się to.
-To do zobaczenia jutro.
Powiedziała Diana.
-O dziewiątej, tak jak mówiłaś.
Powiedział i odjechał spod stadionu.
Wreszcie mogła wejść na stadion i zobaczyć najlepszą drużynę na świecie.
***
Wszystko pięknie, ładnie, tylko jest jeden problem. Bilet. Z tym nie będzie łatwo... Ale od czego ma się sąsiada piłkarza.
-/Marc? Stoję pod stadionem. Nie mam biletu... Mógłbyś?-/
-/Przy której bramce jesteś? Zaraz przyjdę./
-/Stoję przy głównej. Dziękuję-/
Powiedziała i odłożyła telefon. Stała i czekała na Hiszpana. Robiło się coraz zimniej, ciemniej i puściej. Wszyscy ludzie byli już w środku. Nie ma co się dziwić. Już tylko minuty zostały do gwizdka.
Gdy już myślała, że się go nie doczeka, zjawił się.
-Chodź szybko!
Powiedział i pociągnął dziewczynę za sobą.
-Przepraszam, że tak wyszło... Nie chciałam Ci robić kłopotu.
-Spokojnie, dziś i tak siedzę na trybunach. Usiądziesz ze mną?
Spytał, gdy wchodzili do środka stadionu.
Już po chwili siedzieli w strefie dla VIP-ów.
Stadion jak zwykle był wypełniony po same brzegi. Ludzie ubrani w bordowo-granatowe stroje krzyczeli i dopingowali Blaugranę. Nie ma nic piękniejszego.
-Gdzie byłaś?
Zaczął Bartra.
-Spotkałam się ze znajomym. Wiem już, jak odzyskać Alexisa.
Powiedziała patrząc na murawę, na której zaczęli pokazywać się piłkarze obu drużyn.
-To dobrze...
Powiedział ze smutną miną.
-Ej, Marc, stało się coś?
Spytała.
Heh, liczyła, że teraz powie jej - A wiesz, bo zakochałem się w Tobie i dziwnie się czuję, jak mówisz przy mnie, że kochasz innego, a tak to spoko u mnie.-
-Nie, po prostu jestem trochę zły, że muszę na trybunach siedzieć.
-A czemu właściwie?
-Lekka kontuzja, nic poważnego.
Tyle dobrze.
***
Mecz nie był dość ciekawy. Barcelona była ponad osiemdziesiąt procent w posiadaniu piłki, mimo to nie potrafiła strzelić gola. Nie ma co się dziwić. Drużyna przeciwna broniła się całą jedenastką. Nie stworzyła żadnej sytuacji bramkowej. To był jeden z tych meczy, w których Valdes mógł dawać autografy i pozować do zdjęć z kibicami przez cały mecz. Piłki praktycznie w ogóle nie dotknął. No, chyba że któryś z obrońców stwierdził, że jest mu nudno i podał mu piłkę. A tak, to właściwie mógł pójść do domu i obejrzeć mecz w telewizji.
Pierwsza połowa się skończyła. Nudna pierwsza połowa.
-Idziesz się napić?
Zaczął Marc.
Już po chwili byli w klubowej restauracji. Sami mężczyźni w garniturach. Jacyś dyrektorzy, czy coś.
Marc zamówił dwa razy sok. Bo jakby to wyglądało, gdyby piłkarz, na meczu własnej drużyny się upił, no jak? Od tego są imprezy po meczach...
-Diana!
Usłyszała krzyk za swoimi plecami, gdy upiła łyk soku.
Już za chwilę była przytulana przez niską blondynkę.
-Diana, słońce moje!
Powiedziała.
-Shak! Miło Cię widzieć. Pięknie wyglądasz!
Powiedziała i pocałowała blondynkę w policzek.
-Sama jesteś? Chodź ze mną, jest Antonella, Daniell...
Zaczęła i już chciała pociągnąć dziewczynę za sobą.
-Nie, nie jestem sama.
-Jak? Przecież Alexis gra.
Zdziwiła się.
-Jest ze mną.
Powiedział Bartra podchodząc do nich.
-Marc. Cześć skarbie. To chodźcie do nas, będzie weselej.
-Nie, wiesz, wolimy obejrzeć mecz w spokoju.
-No, jak wolicie. Oczywiście macie zaproszenie na dzisiejszą imprezę. Wpadajcie śmiało!
Powiedziała i po wyściskaniu obydwojga wróciła do swoich przyjaciółek. Oczywiście nie obeszło się bez "skarbie", "kochanie", "słoneczko". Co to macierzyństwo robi z ludźmi... Odkąd Milan pojawił się na świecie, Shak wszystkich tak nazywa. Ale to jest bardzo miłe, od razu robi się cieplej na sercu.
***
-Co to za impreza, o której mówiła Isabell?
Spytała się Diana, gdy sędzia odgwizdał początek drugiej połowy.
-Impreza z okazji rocznicy ślubu Pique i Isabell. Wypada bodajże jutro, ale chcą ją zrobić dziś.
-A tak, prawda, to już rok. I tak wszystkich zaprasza? Z drużyny?
Spytała z iskierkami w oczach.
-No, tak. A co z tym dziwnego?
Spytał zdziwiony.
-To wspaniale!
Krzyknęła i natychmiast wyciągnęła komórkę z kieszeni. Wykręciła numer Chrisa.
-/Cześć. Nie przeszkadzam?-/
Powiedziała do słuchawki telefonu.
Bartra siedział wygodnie na krześle i przyglądał się kolegom grającym na murawie. Ale to były tylko pozory. Tak naprawdę, przysłuchiwał się rozmowie Nevarez.
-/Może trochę. Co chcesz?-/
-/Ale ty miły jesteś... Zaczniemy wypełniać nasz plan dziś, po meczu.-/
-/Już teraz chcesz się ze mną przespać? Zaraz będę!-/
Krzyknął do słuchawki zadowolony. Jemu tylko jedno w głowie.
-/Głupi jesteś. Bądź jakoś za godzinę pod stadionem, okey?-/
-/Zobaczymy co da się zrobić.-/
-/Bądź-/
Powiedziała i odłożyła telefon.
-Patrz! Patrz! Patrz!
Zaczął się drzeć Bartra i aż wstał z miejsca.
Wspaniała akcja prawym skrzydłem. A zapoczątkował ją Dani Alves! Pobiegł jak rakieta skrzydłem, prawie pod końcową linię boiska, odegrał piłkę no Sancheza i wbiegł w pole karne myląc przy tym obrońców drużyny przeciwnej. Znów dostał piłkę i uderzył ją tuż przy słupku. Niestety, zbyt blisko, gdyż odbiła się od niego i wpadła na trzeci metr. Tam czuwał Sanchez i wpakował ją do pustej bramki. Łatwiej już mieć nie mógł.
Wszyscy Cules zaczęli krzyczeć i wiwatować w radości! Sanchez wpisał się na listę strzelców i wyszedł na prowadzanie w klasyfikacji do króla strzelców.
-Gooool!
Krzyczał Bartra i zaczął przytulać Dianę.
-Spokojnie, to tylko jeden zero..
Powiedziała odsuwając od siebie Marca.
Ale na jeden do zera się nie zakończyło. Już za chwilę, na dwa zero podwyższył Fabregas, a asystą popisał się Sanchez. Tuż przed końcem spotkania padł trzeci gol. Na listę strzelców wpisał się Xavi pięknym uderzeniem z rzutu wolnego. Idealny mecz.
***
Wszyscy zaproszeni goście zaraz po odświeżeniu się udali się do domu Pique. Wszyscy, oprócz Diany, która czekała przed stadionem na "swojego chłopaka". Znów się spóźniał. Jak zwykle.
Siedziała na schodach przed stadionem. Była całkiem sama. Żadnej żywej duszy. Czasem tylko przejechał jakiś samochód, to wszystko. Marc bardzo nalegał, by poczekali na Chrisa razem, ale porwali go koledzy z drużyny. Na Alexisa nie miała co liczyć, a reszta nie wiedziała o jej byciu tutaj.
Dochodziła dwunasta. Prawie od godziny wszyscy bawią się na imprezie u Pique, a ona siedzi na zimnych schodach i czeka na tego barana... Znów.
Gdy już straciła nadzieję, on się pojawił. Ma to wyczucie czasu...
-Wsiadaj, sorry za spóźnienie, ale miałem małą awarię.
Powiedział i po podaniu kasku brunetce ruszył w stronę domu Pique.
-Pamiętasz jak się umawialiśmy?
Spytała, gdy stali pod drzwiami wielkiego domu.
-Tak. Już się robi.
Powiedział i objął dziewczynę w pasie. Tak jak go prosiła. W środku byli już wszyscy. Byli wszyscy i byli wszędzie. Dosłownie! Było może maksymalnie dwadzieścia osób, a krzyczeli i bałaganili za stu!
-Diana! Nareszcie jesteś!
Powiedział Marc widząc wchodzącą dziewczynę w towarzystwie wysokiego bruneta.
-Marc, to jest Chris. Chris, Marc.
Powiedziała.
-Jestem jej chłopakiem.
Powiedział Chris podając rękę obrońcy.
-Spoko koleś, ja wiem!
Powiedział ze śmiechem i lekko uderzył chłopaka w ramie.
-Tak, on wie, ale tylko on.
Powiedziała i ruszyła w głąb domu by przedstawić wszystkim "swojego chłopaka".
***
Po półgodzinie już prawie wszyscy poznali Chrisa jako chłopaka Diany. Wszyscy byli zaskoczeni, ale bardzo zadowoleni, że jej się udało. Bardziej niż samą wiadomość o jej chłopaku ucieszył ich fakt, że Diana jest znów w Barcelonie!
-Czemu dopiero teraz się z nami spotkałaś?
Spytał się Jordi popijając drinka. Był już w dość wskazującym stanie. Zresztą jak wszyscy tutaj obecni.
-Nie miałam czasu, a jak był, to spędzałam go z Chrisem...
Powiedziała patrząc się na Christiana, który ucinał sobie miłą pogawędkę w gospodarzem dzisiejszej imprezy.
-Długo jesteście razem?
Spytał.
-Nie. Dwa tygodnie...
Powiedziała spoglądając na niego.
-Nie za długo. Ale tam! Cieszę się, że tutaj jesteś! Wpadnij do mnie jutro. Nadrobimy te dwa lata.
Powiedział zadowolony i przytulił brunetkę.
-No, idź dalej. Słyszałem, że Shakira chciała z Tobą porozmawiać.
Po tych słowach każde z nich poszło w swoją stronę. Jordi poszedł do Fabregasa, a Diana szukała Shakiry.
Po chwili ją znalazła. Ale najwyraźniej aż tak bardzo jej nie potrzebowała. Stała na stole i kręciła swoim pięknym ciałem na wszystkie boki. A wszystkie męskie oczy się w nią wpatrywały. A gdzie jest Pique? Pique!! Gdzie Cię wcięło? Aaa... Rozmawia sobie jeszcze...
Postanowiła się trochę dotlenić. Ogród mieli wspaniały. Z wielkim basenem i placem zabaw specjalnie dla Milana jak troszkę podrośnie.
Usiadła na ławce pod krzewem winogrona. Chciała chodź przez chwilę pobyć w ciszy i spokoju. Nie trwał on długo.
-Mogę się przysiąść?
Usłyszała głos dochodzący z jej prawej strony. Po odwróceniu się ujrzała stojącego Alexisa. Spodziewała się każdego, tylko nie jego.
-Jak tam?
Spytał siadając obok niej. Nie spoglądała na niego. Nie wiedziała co ma mówić. A przecież układała sobie w głowie tą rozmowę... Miała wszystko obmyślone. Chciała być sztucznie miła, udawać, że Stella jej ani trochę nie obchodzi. I co najważniejsze, chciała mu przedstawić swojego chłopaka, przy którym jest bardzo szczęśliwa. Dlaczego przy nim zabrakło jej języka w buzi? Dlaczego on na nią tak działa? To przy nim zdawała sobie sprawę, że naprawdę go kocha...
-Lepiej by być nie mogło. A właśnie, chciałam Ci kogoś przedstawić.
Powiedziała i zaczęła rozglądać się na boki.
-Dobrze. Diana, już między nami wszystko w porządku? Nie jesteś złą za Stellę?
-Nie, no coś ty. I chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie. Było beznadziejne. Ale naprawimy to. Chciałabym się z Wami jeszcze raz spotkać. Tym razem obiecuję, że będę miła.
Powiedziała ze sztucznym uśmiechem.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Powiedział i przytulił się do brunetki. Potrzebowała tego. Potrzebowała tego jak mało czego.
Rozmawiali jeszcze przez kilka minut. O wszystkim. Było jak dawniej.
Gdy miała już wejść do środka poszukać Chrisa, on zjawił się za plecami Alexisa.
-Alex, chcę Ci przedstawić Chrisa.
Powiedziała i wstając z miejsca przytuliła się do bruneta.
-Możemy chodzić na podwójne randki!
Powiedziała zadowolona całując chłopaka w policzek.
Wyobraź sobie minę Alexisa. Myślał, że się tylko przesłyszał. Myślał, że ona jest jego. Że mimo, że nie są w prawdziwym związku, to są razem. W takim przyjacielskim. Zabawne, ona myślała dokładnie to samo wtedy, gdy poznała jego dziewczynę.
Usiedli wspólnie za ławce. Diana była w środku, trzymając Chrisa za rękę.
-Nie wiedziałem, że kogoś masz.
Zaczął Alexis.
-Patrz, miałam tak samo.
Powiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Rozmawiali jeszcze przez chwile. Ale o czym można rozmawiać, gdy jakaś nieprzyjemna nić jest między nimi? Odkąd Sanchez jej ze Stellą, wszystko zaczęło się psuć. Dosłownie wszystko.
-Dobra Alex, my już będziemy się zbierać. Do zobaczenia jutro.
Powiedziała i po wstaniu z ławki delikatnie pocałowała napastnika w prawy policzek.
-To spotkamy się u mnie?
-Nie ma sprawy.
Powiedziała i po przytuleniu się w ciepłe ciało Chrisa weszła z nim do środka. Tam pożegnała się ze wszystkimi, każdemu obiecała, że w najbliższym czasie się z nimi spotka. Ciekawe, czy znajdzie czas, którego już zostało jej tak mało...
***
-Może wejdziesz do środka? Trochę późno już jest...
Powiedziała, gdy podjechali pod jej mieszkanie. Faktycznie, było już późno. Zegarki dawno minęły już trzecią w nocy. Niedługo zwykli ludzie muszą do pracy wstawać, a ona dopiero do domu wraca...
-Właściwie to czemu nie. Skoro jesteśmy razem, to muszę trochę więcej o Tobie wiedzieć.
Powiedział i po zostawieniu motoru pod domem wszedł za brunetką na drugie piętro.
-Rozgość się, ja pójdę wziąć prysznic.
Powiedziała i weszła do łazienki.
Chodził po całym mieszkaniu przez kilka minut i oglądał wszystko dokładnie. Najbardziej spodobały mu się zdjęcia z całego życia Diany, które Ricardo zawiesił w salonie.
-Chris...?!
Usłyszał wołający go głos z łazienki.
-Mógłbyś przynieść mi piżamę z pokoju? Leży na łóżku!
Krzyknęła znów. Cóż takiej sytuacji nie może przepuścić.
Po wejściu do sypialni, od razu zauważył czarne spodenki i zieloną bluzkę na łóżku, ale pomyślał, że znajdzie jej lepszą piżamę...
Zaczął przeszukiwać szafki. Na szczęście nie musiał długo szukać. Na dnie jednej z szuflad znalazł koronkową bieliznę w krwisto czerwonym odcieniu. W sam raz na dzisiejszą noc.
Po zabraniu majtek i stanika wszedł do łazienki.
-Przyniosłem. Gdzie to dać?
Powiedział, gdy wszedł do łazienki.
Diana stała pod prysznicem zasłonięta szklaną szybą. Miał nadzieję, na zobaczenie czegoś więcej. Niestety szyba ta była bardzo rozmazana i było tylko widać zarys sylwetki brunetki.
-Połóż na pralkę. I wyjdź.
Powiedziała. Zrobił tak jak prosiła. Wyszedł i zasiadł na kanapie. Specjalnie usiadł w tamtym miejscu, by widzieć Dianę jak będzie wychodziła z łazienki. Bardzo chciał ją zobaczyć w tym, co dla niej przyszykował.
-Chris!
Krzyknęła.
-Chyba śmieszny jesteś!
Dodała.
On nic nie mówił, tylko śmiał się pod nosem. Szczerze, to sądził, że Diana będzie czekała w łazience, dopóki nie przyniesie jej odpowiedniego stroju do pokazania się publicznie. Zdziwił się, gdy ujrzał ją ubraną w skąpy strój.
-Ulalala!
Powiedział pogwizdując pod nosem.
-Zamknij się. Aż tak bardzo Ci się podobam?
Powiedziała podchodząc do chłopaka bardzo seksownym krokiem.
-No wiesz, zaprzeczyć nie mogę.
Powiedział, gdy brunetka podeszła do niego od tyłu i oplotła swoje ręce wokół jego szyi.
-Ale tak bardzo, czy tak bardzo, bardzo?
Pytała lekko przegryzając jego lewe ucho.
Stojąc tak nad nim pochylona, czuła dokładnie zapach jego perfum i czuła bicie serca. Czuła, że bardzo mu się podoba.
-Nawet bardziej niż myślisz.
Powiedział i odwrócił swoją twarz w jej stronę. Byli oddaleni od siebie o dosłownie kilka centymetrów.
-Szalenie mi się podobasz.
Powiedział i musnął usta Diany.
-Ale pamiętasz, między nami niczego nie ma i nie będzie.
Powiedziała.
-Czysty seks?
Powiedział a w jego oczach pojawiły się iskierki.
Nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, poczuł tylko jej nawilżone usta na swoich. Rozpłynęli się w gorącym pocałunku. Teraz już nic więcej nie było im potrzebne. Mieli siebie.
*_________*
Dobra i dziesiąteczka.
Wiecie co znudziło mi się to opowiadanie i chcę je jak najszybciej zakończyć. Najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Tak więc, będę dodawała rozdziały codziennie, bądź co drugi dzień, o ile uda mi się je napisać ^^.
Dobra, na teraz to tyle i do następnego.