sobota, 7 września 2013

Cieszmy się!

No ! :D

Tak jak obiecałam, nowy blog powstał.
Taaa... Ale być to on sobie może. Gorzej będzie z dodawaniem rozdziałów...
Ale tam, ważne, że już jest. To tak.
Nie jest jeszcze wizualnie skończony. Będą jeszcze drobne poprawki, dlatego nie czepiajcie się szczegółów ^^.
Łapcie i cieszcie się !

http://panipodziekujemy.blogspot.com/

No. Dobra.
Zapewne po ogarnięciu głównej strony, nie trudno jest odgarnąć, kto będzie tym razem jako główny. Dlaczego oni? Bo po prostu kocham ich syna <3
Hahahha :P
Dobra, wystarczy. 
Bohaterowie pojawią się wkrótce. Co do rozdziałów, to nie mam pojęcia... Cóż, kiedyś na pewno coś się pojawi, ale kiedy... ^^ 
No, to koniec, czeeeść <3
Laylla 

poniedziałek, 2 września 2013

14. Życie bez jednego życia

 Dwa lata później

Czy można zapomnieć o osobie, która była dla nas częścią życia? Czy można tak po prostu nauczyć się bez niej żyć? Przywyknąć do jej nieobecności? Na niektóre z tych pytań jestem w stanie odpowiedzieć na "tak", na inne na "nie". Na przykład pierwsze pytanie. Czy można zapomnieć o danej osobie? Nie da się. Ta osoba zawsze będzie w naszych wspomnieniach. Zawsze będzie w naszych sercach. Nie da się, to jest a wykonalne, by o niej zapomnieć.
Czy można nauczyć się bez niej żyć? Jak najbardziej. To jest wręcz wskazane. Mimo, że jej już nie ma, to my jesteśmy i musimy jakoś z tym funkcjonować.
Czy da się przywyknąć do jej nieobecności? Na to pytanie również odpowiadam TAK. Da się. Oczywiście, nie oda razu. Ale po upływie miesięcy, lat wszystko się ustabilizuje.  Tak jak u nich się ustabilizowało... Oni sobie poradzili...

***

W te dwa lata, Alexis stał się liderem drużyny. Zdobywał gola za golem, nagrodę za nagrodą. Zaraz po skandalu w wykonaniu Leo Messiego i wyrzuceniu go z klubu, to Alexis został tak zwaną "gwiazdą". Niektórzy mówią, że geniusz Messiego przyćmił jeszcze większy talent, który skrywał Sanchez. To prawda. Teraz, gdy osiągnął niemal wszystko, jest zadowolony ze swojego życia. Mimo wszystko, jest zadowolony.
-Alexis! Obiad!
Krzyknęła blondynka stojąc w kuchni.
Już po chwili, Alexis siedział obok niej przy stole. Tworzyli szczęśliwe małżeństwo. Od prawie dwóch lat żyją razem. Są szczęśliwi. Oczywiście sprzeczki i kłótnie się zdarzają, nawet często, ale tak bardzo się kochają, że to nie ma najmniejszego znaczenia. Oni po prostu byli są dla siebie stworzeni. Muszą być razem. To ich przeznaczanie.
-Dzisiaj idziesz na popołudniowy trening?
Zaczęła Stella siedząc przy stole i jedząc makaron, który sama przygotowała.
-Właściwie to wieczorny. Dopiero na 20...
-Myślała, że razem spędzimy wieczór... Ty pewnie później do Marca pójdziesz...
Powiedziała zawiedziona i spuszczając głowę w dół zaczęła nawijać makaron na widelec.
-Jutro to nadrobimy. Obiecuję.
-Jutro, to ty masz sesję zdjęciowa... Alexis... Cały czas jesteś nieobecny...
Prawda, Alexis od pewnego czasu zajmuje się głównie pracą.
-Stella, kotku... Wiesz jak jest... Ty nie pracujesz, powód leży w łóżeczku. Ja piłkę nożną kocham i z tego nie zrezygnuje. W szczególności teraz.
-Wiem... Przepraszam. Pójdziesz po nią? Chyba się obudziła, bo słyszę płacz.
Nie myliła się. dziecko już się obudziło z popołudniowej drzemki.
Córka Alexisa i Stelli była przesłodka. Dwulatka, brązowych oczkach i blond włosach. Pół mamy i pół taty.
-Dzień dobry księżniczko! Jak się spało?
Powiedział Alexis ujrzawszy swoją córkę.
-Chodź, pójdziemy do mamy.
Powiedział i po wzięciu dziewczynki na ręce zszedł na parter.
-Idź się pobaw.
Powiedział i położył córkę w salonie na dywanie zaraz obok jej zabawek, sam usiadł znów przy stole. Stella sprzątała po obiedzie.
-Możesz iść ze mną na trening...
Zaczął.
-Wiesz, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie spoconych facetów. Posiedzę sobie w domu, zajmę się Dianą. Jakoś miną te cztery godziny...
Dianą? Czy ona się nie przejęzyczyła? Nieee... Nic z tych rzeczy. Córka Alexisa ma na imię Diana. Choć w ten sposób chciał, by Diana Nevarez była przy nim. Stella się na to zgodziła. Diany nie znała zbyt dobrze, ale wiedziała jaka była ważna dla jej męża. I samo imię jej się bardzo podobało, więc zgodziła się nazwać tak ich córkę.
-No, jak chcesz... Idę do Diśki.
Powiedział i poszedł do córki.
Byli kochającą się rodziną. Taką, jaką Alexis zawsze chciał mieć. I udało mu się to. Osiągnął w życiu wszystko co chciał. Wszystko co była dla niego ważne, miał. Kariera, rodzina, przyjaciele... Tak. Alex zaprzyjaźnił się z Marcem. Zbliżyli się do siebie. Czasem, wydaje mu się, że to dzięki Dianie. Że teraz patrzy na nich gdzieś tam z góry i popycha ich w kierunku siebie. Są bliskimi przyjaciółmi. Dzięki Dianie.

***

Marc. Słodki. Romantyczny. Kochany. Przystojny. Mogłabym wymieniać dalej, ale po co, skoro każdy wie, że jest idealny? Nic się nie zmienił. No, może poza krótki zarostem. A tak to jest ten sam Marc co wcześniej.
Nadal mieszka w dawnym mieszkaniu Alexisa. Podoba mu się tutaj. Mieszkanie duże, wszędzie blisko, dlaczego by to zmieniać?
Jedne co się zmieniło, to to, że nie jest samotny. Oczywiście Nina była zawsze obecna. Zresztą tak jest do teraz. Marc od pewnego czasu spotyka się z pewną brunetką. Katherine zna od roku. Układa im się bardzo dobrze.
-Marc...Kochasz mnie?
Zaczęła leżąc wtulona w ciepłe ciało bruneta.
-Skąd to głupie pytanie?
Odpowiedział.
-Bo wiesz... Jeszcze tego od Ciebie nie słyszałam...
Leżeli na kanapie wtuleni w siebie i rozmawiali. Marc nie mało się zdziwił. Pierwszy raz, Katherina spytała się o coś takiego. I fakt, zdał sobie sprawę, że nigdy nie powiedział jej, że ją kocha...
-Głupku ty mój...
Powiedział miękkim tonem głosu i po pocałowaniu brunetki w głowę przytulił ją mocno do siebie.
Nie chciała psuć tej chwili, więc nie drążyła dalej pytania. Może by był jeszcze gotowy, by wyznać jej miłość? W końcu to kilka tylko miesięcy. Tak, tylko... Ale może...
-Spotkamy się wieczorem?
-Nie, wiesz... Mam trening, później spotykam się z Alexisem. Dziś nie mogę.
Odpowiedział i wstał z łóżka, by przyszykować rzeczy do treningu.
-No trudno...
Powiedziała.
-Będę już szła. Cześć.
Powiedziała i czule pocałowała chłopaka, po czym wyszła z mieszkania i udała się do swojego domu.

***

Im się ułożyło. Alexis szczęśliwy mąż i ojciec. Marc ma dziewczynę, która nie widzi świata poza nim... A Nathan? Co z nim?
Nie układało mu się... Ani trochę... Miał na głowie syna i siebie samego. Zarabiał tylko na taksówce. Nie dawał sobie rady. Nie miał pieniędzy. Alexis oczywiście próbował pomóc bratu. Chciał nawet, by do niego się wprowadził. Doszło by do tego, gdyby się Stella. Nathan i ona się nie polubili. Alexis wybrał ją, a Nathan był zmuszony wrócić do Chile. Mieszka tam już od pół roku.
Jest szczęśliwy. Jest blisko sióstr, rodziców. Eloy jest bardzo szczęśliwy. Jest wprost rozchwytywany wśród swoich krewnych. Wszyscy go uwielbiają!
-No, Eloy, kochanie moje, zjedz to... Za babunie...
Mówiła starsza pani z krótkimi włosami.
-Ale babciu! Ja nie jestem głodny!
Odpowiedział jej pięciolatek zasłaniając swoje usta, by kobieta nie włożyła mu łyżeczki do ust.
Gdy Eloy wykręcał się od jedzenia, a Martinie za wszelką cenę chciała, by zjadł jeszcze trochę, do kuchni wszedł Nathan.
-Mamo... Co ty robisz?
Spytał na wejściu. Był cały w smarze. Był wszędzie! Na ciuchach, rękach, twarzy... Nathan pracuje jako mechanik w zakładzie swojego kuzyna. Nie zarabia za dużo. Ale jest mu tutaj lepiej niż w Hiszpanii. Ma tutaj bezpłatną opiekę dla syna, nie musi płacić za mieszkanie, bo mieszka z rodzicami, a zarobione pieniądze ma dla siebie. Żyć, nie umierać!
-Bo on nie chce jeść...
Odpowiedziała.
-Mamo... Jak nie chce, to nie jest głodny. Eloy, chodź!
Powiedział i wziął syna na ręce.
-A wy gdzie?! Jesteś cały brudny... Nathan, dziecko moje, idź się umyj.
-Mamo... Nie mam pięciu lat!
Powiedział i wyszedł z kuchni. Zaraz po tym wysłał syna na boisko, a sam poszedł się umyć. Bo przecież mamy trzeba się słuchać...
Po wzięciu kąpieli poszedł z piłką na boisko do syna. Tam już było około dziesięciu chłopców starszych od jego syna. Większość około dwunastu lat. Tylko Eloy, taki mały pięciolatek.
-To jak chłopaki! Gramy?
Spytał wchodząc na murawę.
-Tak!
Krzyknęli chóralnie.
Już po chwili składy były wybrane. Zaczęła się gra. Eloy, mimo, że był najmniejszy i najmłodszy, radził sobie z piłką najlepiej. Nie ma co się dziwić. Wujek gra w wielkiej Barcelonie, ojciec też był tego bliski. Eloy też ma szanse na zostanie piłkarzem i to całkiem dobrym.
Mecz skończył się wynikiem 14-10 dla drużyny Eloya. Sam chłopiec strzelił sześć bramek. Przyszłość jest już mu znana.

***

A co u Chrisa? On był i nadal jest najbardziej poplątany... Gdy dowiedział się o śmierci Diany wyjechał z Hiszpanii te dwa lata temu. Tylko raz tam zawitał. Na pierwszą rocznicę jej śmierci przyjechał odwiedzić jej grób. Tylko go Hiszpania widziała. Dokładnie nie wiadomo gdzie się aktualnie podziewa. Jednego dnia może być we Francji, a drugiego już w Niemczech. Bywa.
-Co taki przystojny mężczyzna robi sam, w piątkowy wieczór w barze?
Usłyszał kobiecy głos zza lady.
Był w barze. Jak zwykle w piątki chciał zalać swoje smutki. Nadal nie zapomniał. On nadal cierpi. Wydaje się nie wierzyć, że jej nie ma. Wydaje się jej szukać po całym świecie. Może kiedyś znajdzie?
-Cierpi...
Odpowiedział przechylając kieliszek.
-Nie jest tego warta. Uwierz. Powinieneś zapomnieć i żyć dalej. Skoro pozwoliła, byś tak cierpiał... Zapomnij o niej...
-Nic nie rozumiesz... Polej jeszcze!
Powiedział i podał jej kieliszek. Zaraz po tym, miał już wódkę w kieliszku.
-To mi wytłumacz.
Zapadła niezręczna cisza. W barze nie było już prawie nikogo. Tylko on, jakaś kobieta w rogu sali i barmanka.
-Ona nie żyje... Zabiła się dwa lata temu... Zostawiła mnie. Rozumiesz? Ja nic dla niej nie znaczyłem. Tak o! mnie zostawiła...
Powiedział i znów wypił procenty z kieliszka.
-Nie smuć się. Patrz. Tamta blondynka cały czas Ci się przygląda. Idź, zagadaj, nie bądź baba.
Takiej okazji Chris nigdy nie przepuści. Nawet w największej chwili załamania...
-Cześć. Jestem Chris.
Powiedział i usiadł obok blondynki.
-Anabella.
Odpowiedziała i podała rękę mężczyźnie zasiadającemu obok.
-Jesteś stąd? Z Londynu?
Zaczęła.
-Nie. Z Hiszpanii. Ale nie chcę rozmawiać o sobie. Lepiej ty opowiedz coś o sobie.
Powiedział. I tak zaczęła się cała historia, po czym skończyli razem w łóżku. Typowy Chris. On się nigdy nie zmieni...

***

A co w Polsce? U Laury i Filipa? U nich wszystko po staremu. Żyją sobie pełnią życia. Są szczęśliwi. Mają wspaniałą rodzinę. Amelia i Aleksandra mają już trzy lata. Są coraz słodsze i piękniejsze.
-Odbierzesz je dziś ze żłobka?
Spytała się Laura jedząc śniadanie.
-Ty nie możesz?
Spytał Filip.
-Nie! Ja odbierałam je wczoraj. Mam dziś pracę. Twoja kolej.
-Dobra, ale ty idź je ubierz.
Powiedział i dokończył śniadanie.
Było w pół do ósmej. A jeszcze nie byli gotowi. Laura jak najszybciej poszła po jedną ze swoich córek i zaczęła ją przygotowywać do wyjścia. Kutka, czapka, buciki... Wszystko. Teraz druga córka.
Byli strasznie zabiegani. Bardzo. Ciągle w biegu... Oddalili się od siebie. Mimo, że wydaje im się, że jest dobrze, że są szczęśliwi, to oddalili się od siebie... Filip wieczorami w klubach, Laura w dzień w biurze. Dzieci w żłobku. Wszyscy gdzie indziej. Ale są szczęśliwi. Niby...

***

I na tym ta opowieść się kończy. Opowieść o tym, że życie to jednak nie jest sielanka i wieczne szczęście. Jeden głupi błąd i wszystko runie. Jedno niewypowiedziane słowo i wszystko przepada. W tym przypadku chodzi o dwa słowa "kocham Cię". Gdyby mówili to do siebie częściej, to wszystko by inaczej wyglądało. Może Diana by żyła? Mniejsza.
Ona już nie powróci. Zostanie tylko w Waszych wspomnieniach. Bo przecież ich nikt nigdy Wam nie wymaże. Możecie być spokojni.

*__________*

Koooooonieeeeeec ! ^^
Szczerze? To nareszcie :D

Mimo, że to opowiadanie i losy  Diany mi się już trochę znudziły, to jestem bardzo zadowolona z tego bloga. Z tego i poprzedniego. A nie było by tak bez Was. Was, którzy dodawali komentarze pod każdym rozdziałem. Wyrażali swoją opinię i krytykowali jak coś było nie tak. To mnie motywowało. Jeszcze raz dzięki :D Mam nadzieję, że będziecie wspominali miło moje opowiadanie i samą Dianę ^^.

PLUS.

Co do tego następnego bloga. To średnio to widzę... Chyba wiecie przez co... Szkoła... I nowy plan lekcji. ( beznadzieja, lekcje do 16 dwa razy w tygodniu plus raz do 18...) Jeżeli będę pisała rozdziały na lekcji, to dam radę, ale technikum to już nie gimbaza. Tak się chyba nie da ;/
Ale postaram się, by ten blog się pojawił. Znaczy blog jak blog. zrobić go to chwila i już jest. Gorzej z tymi rozdziałami... Ehh... Jakoś to będzie.

Dziękuję raz jeszcze *_*.

niedziela, 1 września 2013

13. Ostateczne pożeganie

Sobotni poranek. Nikt się niczego nie spodziewa, a wszystko się już wydarzyło...
Była słoneczna pogoda. Słońce świeciło bardzo mocno wiatru prawie w ogóle nie było. Lato w pełni!
Marc obudził się tuż po godzinie ósmej. Leniwie zwlókł się z łóżka, wykąpał, umył zęby, nałożył Ninie karmę do miski, później pomyślał o sobie i zrobił kanapkę. Zjadł ją jeszcze na pół śpiąc. Gdy dwadzieścia po ósmej, zdał sobie sprawę, że za niedługo musi wyjść na trening, poszedł się szybko ubrać. Jeansy i koszulka, standard. Włożył korki, picie, ręcznik i strój do torby. W pół do. Za chwilę wychodzi.
Ninę dziś wyjątkowo postanowił zostawić w domu. Zawsze brał ją ze sobą, ale dziś było tak gorąco, że pomyślał, że pies będzie się tylko męczył. Otworzył jej balkon napełnił miski na jedzenie i picie i wyszedł z mieszkania.
Stanął pod drzwiami Nevarez. Zapukał raz. Nic. Drugi. Nic. Pomyślał, że śpi, więc wykręcił jej numer i zadzwonił. Nie odbierała. Nie przejął się tym zbytnio. Zawsze lubiła sobie dłużej pospać, może zapomniała, że byli umówieni. Nacisnął na klamkę. Mieszkanie było otwarte. Delikatnie otworzył drzwi i wszedł do środka.
-Diaaanaaaa!
Krzyknął i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po mieszkaniu i ujrzał ją. Całą bladą, wiszącą przy ścianie.
Nie wiedział co ma robić, spanikował! Bał się jej dotknąć, bał się cokolwiek ruszać. Zdołał tylko wyciągnąć telefon i zadzwonić pod numer alarmowy. Był sparaliżowany!
Usiadł pod ścianą na przeciwko wiszącej Diany, schował głowę w ręce i zaczął płakać. Nic więcej nie był w stanie zrobić.

***

Wyobraź sobie, co musiał czuć. Jeszcze wczoraj świetnie się z nią bawił, rozmawiał, przytulał. Dziś wchodzi i widzi ją martwą. Widzi wiszącą na sznurze. A w dodatku on ją kochał... Dlaczego ona to zrobiła? Dlaczego nikomu nic nie mówiła? Ale przecież ona mówiła, tylko nikt nie potrafił jej usłyszeć...

***

Pogotowie i policja przyjechała już po kilkunastu minutach. Zabrali ciało Diany do kostnicy i zabezpieczyli mieszkanie. Marc kompletnie się załamał. Czuł, że nie wytrzyma tego wszystkiego...
-Panie Bartra, proszę stąd wyjść...
Powiedziała pani policjantka stojąc nad płaczącym Bartrą.
-Niech Pan się położy. Wiem, że jest Panu ciężko, ale proszę stąd wyjść...
Mówiła. Marc posłusznie wstał z podłogi i poszedł do swojego mieszkania.
-Za chwilę ktoś do Pana przyjdzie.
Usłyszał jeszcze przed zamknięciem drzwi.
Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Jak to możliwe?
Gdy leżał na łóżku cały zalany łzami, usłyszał otwierające się drzwi. Weszła policjantka, z którą rozmawiał wcześniej.
-Znaleźliśmy listy. Pewnie chciałby je Pan przeczytać.
Zaczęła.
-Niech Pan zawiadomi jej rodzinę. Wiem, że jest ciężko. Ale musi Pan być twardy.
Powiedziała.
-Ma tutaj Pan namiary na świetnego lekarza. Pomoże Panu we wszystkim.
Powiedziała i obok listów położyła wizytówkę psychiatry. Przecież on nie jest chory! Psychiatra nie jest mu potrzebny...
W głowie cały czas miał słowa "musisz być silny". Musiał. Przetarł mokre oczy i siadając na łóżku spojrzał na listy. Były podpisane. "Chris", "Alexis", "Marc" "Oni". Otworzył ten ze swoim imieniem i zaczął czytać.

A więc to prawda... Nie ma mnie już na tym świecie... Wiesz, to nie była łatwa decyzja. Była cholernie trudna. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Marc... Skarbie... Nie płacz... Nie ma sensu.
To, że mnie już nie ma, nie znaczy, że ty przestałeś istnieć. Ty jesteś i będziesz. Ty jesteś silniejszy niż ja. Jesteś lepszy. Zawsze byłeś i będziesz.
Może i nie znaliśmy się zbyt długo... No dobra, znaliśmy się długo, ale niezbyt dobrze. Gdybym te dwa lata temu wiedziała, że jesteś tak wspaniałym człowiekiem, uwierz mi inaczej by to wszystko wyglądało. Teraz, za tym drugim razem wszystko wyglądało inaczej. Zresztą dobrze wiesz. Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny. Byłeś przy mnie. Byłeś jak inni zawiedli. Pocieszałeś mnie, rozśmieszałeś, po prostu byłeś przy mnie.
Marc, ja wiem, że Cię raniłam. Wiem, że tylko psułam Twoje życie...
Marc... Ja wiem... Wiem, że mnie kochałeś. Że kochałeś mnie prawdziwie. Ale ja nie dałam Ci nic w zamian... Marc, ja się po prostu bałam... Bałam się cały czas.  Boję się nawet teraz, jak to piszę. Nie wiem jak to będzie, gdy już mnie nie będzie. Jedyne co wiem to to, że jesteś najwspanialszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Mimo, że to tylko dwa miesiące i trzy dni, to i tak pokochałam Cię. Pokochałam jak brata.
Marc, Twoje łzy są nie potrzebne. Mam tylko jedną prośbę. Nie zapomnij mnie, dobrze?
Ja Ciebie nie zapomnę. Kocham, Diana


Cały zalał się łzami. Żałował tego, żałował, że nie działał śmielej. Teraz, gdy już wie, postąpił by całkiem inaczej. Ale czasu nie da się cofnąć. A szkoda... Wielka szkoda...

***

Pozbierał się. O ile można się pozbierać po śmierci osoby, którą się kochało. Wiedział, że musi przekazać listy osobom, z którymi Diana chciała się pożegnać. Ten ostatni raz.
-/Alex? Z tej strony Marc...-/
Zaczął.
-/Siema stary! Czemu Cię na treningu nie było? Trener nie jest zadowolony...-/
-/Alex... Nie mam dobrych wieści... Diana... Spotkajmy się.-/
-/Co z nią? Wczoraj rozmawialiśmy. Dziwnie się zachowywała.-/
-/Jesteś w domu? Zaraz do Ciebie przyjadę.-/
-/Pewnie, skoro to takie ważne-/

Alexis i Marc nigdy się nie przyjaźnili. Szczerze, to nawet za sobą nie przepadali.
Wsiadł do samochodu i jak najszybciej pojechał pod dom Alexisa. Ten już czekał na niego.
-Stelli nie ma?
Spytał się, gdy usiedli w salonie.
-Nie, jest w pracy. Stało się coś? Co z Dianą?
Pytał przejęty.
-To dla Ciebie....
Powiedział wręczając mu białą kartkę papieru. Było widać, że Alexis się bał. Nie miał pojęcia, co zobaczy na tej kartce...
-Nie wiem co ona Ci tam napisała, ale przeczytaj to w samotności... Gdy będziesz w stanie, skontaktuj się ze mną...
Powiedział i wyszedł z domu Sancheza.
Został sam z tysiącem różnych myśli w głowie i kartką w ręce. Otworzył ją i zaczął czytać.

Sanchi... Jak ja Ciebie wariacie kocham... Szkoda tylko, że nigdy Ci tego nie powiedziałam... Nie wiem, w jakich okolicznościach dostałeś ten list, ale zapewne dał Ci go Marc... Więc już pewnie wiesz... Ale słuchaj! Nie chcę widzieć żadnej, ale to ŻADNEJ łzy spływającej po Twoim policzku, rozumiesz? Nie płacz, Alex... Proszę. Gdy tylko o Tobie pomyślę, mam łzy w oczach... A gdy wyobrażę sobie jak czytasz ten list...
Kocham Cię. Nie wiem co mam więcej napisać. Alex... Ale kocham tak prawdziwie... Kurde, Sanchez... Przepraszam, że piszę Ci to dopiero teraz, jak już więcej mnie nie zobaczysz... Jak już nie ma mnie na tym świecie... Ja bardzo chciałam, żebyś wiedział... Dlatego tutaj wróciłam. Ty byłeś tego powodem. Ty sprawiałeś, że miałam ochotę żyć... A teraz... Ty znalazłeś szczęście u boku Stelli... Będziecie mieli dziecko... Oby było chodź w połowie tak wspaniałe jak ty! Gratuluję Ci i prawdziwie się cieszę z Twojego szczęścia. Wiem, jak bardzo tego pragnąłeś... Kocham Cię Sanchez... Nawet już nie wiem, który raz to powtarzam w tym liście, ale chcę, byś o tym zawsze pamiętał. Byś pamiętał o mnie...
Przepraszam Cię za wszystko i obiecuję, że nigdy, ale to nigdy Cię nie zapomnę.
I mam jeszcze jedną prośbę. Schlej się jak świnia na moim pogrzebie!
Sanchez... Jak ja Cię debilu kocham... Diśka...


Zamarł. Nie wiedział, czy ona znów robi sobie z niego żarty, czy to wszystko jest naprawdę... Nic nie wiedział...

***

Zostały mu dwa ostatnie listy. Musiał go dostarczyć Chrisowi.
-/Chris? Marc z tej strony. Znajomy Diany. Spotkajmy się jak najszybciej-/
-/Ok. Gdzie?-/
-/Iberia Caffe. Szybko. To bardzo ważne-/

Powiedział i odłożył telefon, po czym udał się do restauracji. Tam, ku jego zdziwieniu czekał już Christian.
-Cześć.
Powiedział.
-Po co chciałeś się spotkać?
-Czytaj.
Powiedział i po położeniu kartki na stole wyszedł z restauracji.
-Co za kretyn...
Powiedział do siebie Chris i wziął kartkę do ręki, zaczął czytać.

Cześć mój chłopaku. Jak się masz? U mnie świetnie. W końcu to się skończyło. Już wiem, skąd kojarzę Twój dom. Zapewne ojciec Ci tego nie powiedział... Ale ja to powiem.
Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że przyjechałam tutaj z pracy i jeden nachalny typ się do mnie dobierał? To był Twój ojciec... Tak, na pewno to był on... Dlatego kojarzyłam Twój dom. Byłam już w nim. Nawet Ciebie wtedy poznałam. Pamiętasz? Pamiętasz, tą małą, przestraszoną dziewczynkę, która wpadła na Ciebie w drzwiach? To byłam ja. Los chciał, że spotkaliśmy się jeszcze później. I wiesz co? Bardzo mu za to dziękuję. Jesteś najlepszą osobą, którą poznałam przez ostatnie dwa miesiące. Jesteś inny. Lepszy.
W końcu, jesteś moim chłopakiem. I mimo, że, to miał być związek na pokaz, na niby, wiem... Że nie byłam Ci obojętna. Wiem, że mnie pokochałeś. Mimo wszystko mnie pokochałeś. Ale ze mną już nie było tak łatwo... Chris, chcę Cię przeprosić, za wszystko. Jestem pewna, że znajdziesz sobie odpowiednią dziewczynę, dziewczynę, która będzie Ciebie warta. Bo ty jesteś wspaniały. Bardzo Cię kocham Chris... Bardzo...
Ty jesteś, mnie już nie ma... Wszystko przemija. To jest nieuniknione...
Ty powinieneś zrozumieć mnie najlepiej. Sam próbowałeś... Próbowałeś się zabić. Tobie się nie udało. I całe szczęście! Bo bym Cię nie poznała! Mi się udało i wiesz co, cieszę się, że już za niedługo zawisnę na tym sznurze co trzymam w ręce. Naprawdę, ciesze się.
Powiem Ci jeszcze jedno, na zakończenie. Może to jest trochę głupie... Ale zawsze to poprawia mi humor. Nawet teraz, jak cała zalana łzami piszę ten list. Uwielbiałam Twoje pocałunki. Były całkiem inne niż wszystkie. Bo były Twoje. Kochałam je, tak samo jak kochałam Ciebie. Nie zapomnę tego, nigdy. Proszę Cię o to samo, ten ostatni raz...
Diana.


***

Smutek, mrok i żałoba zagościła w ich życiu... Stracili jedną z najważniejszych osób w swoim życiu...
Marc z Alexisem zajęli się pogrzebem. Na Chrisa nie mogli liczyć. Wyjechał. Wyjechał zaraz po przeczytaniu listu. Nikt go już później nie widział, aż do dnia pożegnania się z Dianą...
Na cmentarzu byli wszyscy. Alexis ze Stellą, Marc, piłkarze z Barcelony. Asia z Kacprem i Maćkiem... Filip z ciągle płaczącą Laurą... Ich jej śmierć zdziwiła najbardziej. Wyjeżdżała zadowolona, uśmiechnięta. Chciała zacząć od nowa. Wtedy, widzieli ją po raz ostatni. Nie zdążyli się nawet z nią pożegnać...

***

Pogrzeby nie są za fajne... Tak wiem, głupie zdanie, ale cóż.
W małej restauracji, urządzili stypę. Wszyscy chcieli wypić kieliszek wina, za duszę zmarłej...
-Alex, posłuchaj.
Powiedział Marc podchodząc do bruneta siedzącego na ławce.
-Powinieneś to przeczytać. Zaadresowała to do wszystkich. Moim zdaniem, ty powinieneś to wygłosić.
Dopowiedział podając kartkę chłopakowi.
-Byłeś jej najbliższy...
Dokończył i wszedł znów na salę.
Musiał to zrobić. Dla niej. Było mu ciężko...
-Hej, posłuchajcie mnie!
Powiedział wchodząc na schody w środku sali.
Stał w takim miejscu, że wszyscy doskonale go widzieli i słyszeli.
-Diana chciała nam wszystkim przekazać kilka słów. Napisała list, adresowany do nas. Posłuchajmy jej, po raz ostatni.
Powiedział otwierając kopertę. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to wielki uśmiech na brzegu kartki. Nawet, gdy wiedziała, że umiera, miała chwilę czasu na radość... Bo skąd wziął by się ten uśmiech?

Cześć? Słyszycie mnie wszyscy? Tak? Cieszę się. Cieszę się, że wszyscy tutaj jesteście... Naprawdę. Laura... Kotku... Przepraszam. Przepraszam, że się nie pożegnałam. Ale to wszystko toczyło się tutaj tak szybko. Za szybko. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Masz dla kogo być szczęśliwa. Filip, dziewczynki... Jesteś cudowna, wszyscy jesteście cudowni. Przepraszam, że przez te dwa miesiące nie dawałam oznak życia. Chciałam się usamodzielnić, zresztą wiecie. I przez tą moją samodzielność, teraz leżę zakopana kilka metrów pod ziemią....
Hej, ale nie myślcie, że jestem, a raczej byłam chora psychicznie! Nie! Tego bym Wam nie wybaczyła! Byłam zdrowa, ale zagubiona i załamana... Samotna... Mimo, że wołałam o pomoc, nie dostałam jej...
Ej, ale nie płaczcie! Nie ma sensu... Już wolę, żebyście upili się za mnie niż bezsensownie tracili wodę z organizmu. Lepiej nią w siebie wlewajcie!
Żyłam krótko. Co to są te dwadzieścia cztery lata... A tak bardzo się wycierpiałam... Zresztą, ktokolwiek uważa się za mojego przyjaciela dobrze o tym wie, nie muszę nic pisać...
Jestem ciekawa, czy naprawdę istnieje coś po śmierci... Czy jest to tak zwane "niebo"? Czy gdy już będę po tamtej stronie, spotkam tych wszystkich, których tak bardzo kochałam, a z którymi nie zdążyłam się pożegnać. Tak ja Wy ze mną. Byłam niezauważana i zniknęłam niezauważana. Taki już mój urok. Pojawiam się i znikam. Teraz znikłam. Znikłam już na zawsze...
 Kocham Was wszystkich i dziękuję. Dziękuję, że byliście przy mnie. Alex, Marc, Chris... Wszyscy! Będę tęskniła.
A! Zapomniałabym! Jeżeli będzie to możliwe, obiecuję, będę Was nawiedzać, byście już zawsze zapamiętali Dianę Nevarez.
Teraz już naprawdę, znikam... Na zawsze...
Disia.


***

Będzie jej brakowało. Bardzo. Była bardzo kolorową, barwną i pozytywną osobą. Wszyscy chcieli ją poznać, zaprzyjaźnić się z nią. Chcieli po prostu by była w ich życiu. Gdy już dowiedzieli się, jaką osobą jest, że warto jest mieć ją w swoich znajomych, za nic w świecie nie chcieli jej stracić! Ona jednym głupi słowem potrafiła zdobyć uznanie wśród innych. Jednym spojrzeniem, uśmiechem rozkochiwała w sobie każdego mężczyznę. Alexis, Nathan, Chris są tego przykładem. A o Marcu już nie wspomnę! On ją pokochał najszybciej. Znał najkrócej, a pokochał najszybciej i najbardziej będzie cierpiał...
Cóż, jej życie dobiegło końca. Ale to nie znaczy, że innych też. Oni teraz muszą żyć. Muszą dalej funkcjonować. Dla niej. Hah! Muszą być twardzi!

*__________*

I przed ostatni ^^.
Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba, tak jak mi :3
Ten rozdział jej bez zdjęć, bo nie wiedziałam jakie mam wrzucać. Następny też prawdopodobnie będzie bez. Ale to chyba nie problem, prawda? ^^

A jeśli chodzi o ten następny blog, to w 95% jednak się pojawi :D Już kompletuje obsadę.
Tak więc do następnego, ostatniego :D