Dwa lata później
Czy można zapomnieć o osobie, która była dla nas częścią życia? Czy można tak po prostu nauczyć się bez niej żyć? Przywyknąć do jej nieobecności? Na niektóre z tych pytań jestem w stanie odpowiedzieć na "tak", na inne na "nie". Na przykład pierwsze pytanie. Czy można zapomnieć o danej osobie? Nie da się. Ta osoba zawsze będzie w naszych wspomnieniach. Zawsze będzie w naszych sercach. Nie da się, to jest a wykonalne, by o niej zapomnieć.
Czy można nauczyć się bez niej żyć? Jak najbardziej. To jest wręcz wskazane. Mimo, że jej już nie ma, to my jesteśmy i musimy jakoś z tym funkcjonować.
Czy da się przywyknąć do jej nieobecności? Na to pytanie również odpowiadam TAK. Da się. Oczywiście, nie oda razu. Ale po upływie miesięcy, lat wszystko się ustabilizuje. Tak jak u nich się ustabilizowało... Oni sobie poradzili...
***
W te dwa lata, Alexis stał się liderem drużyny. Zdobywał gola za golem, nagrodę za nagrodą. Zaraz po skandalu w wykonaniu Leo Messiego i wyrzuceniu go z klubu, to Alexis został tak zwaną "gwiazdą". Niektórzy mówią, że geniusz Messiego przyćmił jeszcze większy talent, który skrywał Sanchez. To prawda. Teraz, gdy osiągnął niemal wszystko, jest zadowolony ze swojego życia. Mimo wszystko, jest zadowolony.
-Alexis! Obiad!
Krzyknęła blondynka stojąc w kuchni.
Już po chwili, Alexis siedział obok niej przy stole. Tworzyli szczęśliwe małżeństwo. Od prawie dwóch lat żyją razem. Są szczęśliwi. Oczywiście sprzeczki i kłótnie się zdarzają, nawet często, ale tak bardzo się kochają, że to nie ma najmniejszego znaczenia. Oni po prostu byli są dla siebie stworzeni. Muszą być razem. To ich przeznaczanie.
-Dzisiaj idziesz na popołudniowy trening?
Zaczęła Stella siedząc przy stole i jedząc makaron, który sama przygotowała.
-Właściwie to wieczorny. Dopiero na 20...
-Myślała, że razem spędzimy wieczór... Ty pewnie później do Marca pójdziesz...
Powiedziała zawiedziona i spuszczając głowę w dół zaczęła nawijać makaron na widelec.
-Jutro to nadrobimy. Obiecuję.
-Jutro, to ty masz sesję zdjęciowa... Alexis... Cały czas jesteś nieobecny...
Prawda, Alexis od pewnego czasu zajmuje się głównie pracą.
-Stella, kotku... Wiesz jak jest... Ty nie pracujesz, powód leży w łóżeczku. Ja piłkę nożną kocham i z tego nie zrezygnuje. W szczególności teraz.
-Wiem... Przepraszam. Pójdziesz po nią? Chyba się obudziła, bo słyszę płacz.
Nie myliła się. dziecko już się obudziło z popołudniowej drzemki.
Córka Alexisa i Stelli była przesłodka. Dwulatka, brązowych oczkach i blond włosach. Pół mamy i pół taty.
-Dzień dobry księżniczko! Jak się spało?
Powiedział Alexis ujrzawszy swoją córkę.
-Chodź, pójdziemy do mamy.
Powiedział i po wzięciu dziewczynki na ręce zszedł na parter.
-Idź się pobaw.
Powiedział i położył córkę w salonie na dywanie zaraz obok jej zabawek, sam usiadł znów przy stole. Stella sprzątała po obiedzie.
-Możesz iść ze mną na trening...
Zaczął.
-Wiesz, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie spoconych facetów. Posiedzę sobie w domu, zajmę się Dianą. Jakoś miną te cztery godziny...
Dianą? Czy ona się nie przejęzyczyła? Nieee... Nic z tych rzeczy. Córka Alexisa ma na imię Diana. Choć w ten sposób chciał, by Diana Nevarez była przy nim. Stella się na to zgodziła. Diany nie znała zbyt dobrze, ale wiedziała jaka była ważna dla jej męża. I samo imię jej się bardzo podobało, więc zgodziła się nazwać tak ich córkę.
-No, jak chcesz... Idę do Diśki.
Powiedział i poszedł do córki.
Byli kochającą się rodziną. Taką, jaką Alexis zawsze chciał mieć. I udało mu się to. Osiągnął w życiu wszystko co chciał. Wszystko co była dla niego ważne, miał. Kariera, rodzina, przyjaciele... Tak. Alex zaprzyjaźnił się z Marcem. Zbliżyli się do siebie. Czasem, wydaje mu się, że to dzięki Dianie. Że teraz patrzy na nich gdzieś tam z góry i popycha ich w kierunku siebie. Są bliskimi przyjaciółmi. Dzięki Dianie.
***
Marc. Słodki. Romantyczny. Kochany. Przystojny. Mogłabym wymieniać dalej, ale po co, skoro każdy wie, że jest idealny? Nic się nie zmienił. No, może poza krótki zarostem. A tak to jest ten sam Marc co wcześniej.
Nadal mieszka w dawnym mieszkaniu Alexisa. Podoba mu się tutaj. Mieszkanie duże, wszędzie blisko, dlaczego by to zmieniać?
Jedne co się zmieniło, to to, że nie jest samotny. Oczywiście Nina była zawsze obecna. Zresztą tak jest do teraz. Marc od pewnego czasu spotyka się z pewną brunetką. Katherine zna od roku. Układa im się bardzo dobrze.
-Marc...Kochasz mnie?
Zaczęła leżąc wtulona w ciepłe ciało bruneta.
-Skąd to głupie pytanie?
Odpowiedział.
-Bo wiesz... Jeszcze tego od Ciebie nie słyszałam...
Leżeli na kanapie wtuleni w siebie i rozmawiali. Marc nie mało się zdziwił. Pierwszy raz, Katherina spytała się o coś takiego. I fakt, zdał sobie sprawę, że nigdy nie powiedział jej, że ją kocha...
-Głupku ty mój...
Powiedział miękkim tonem głosu i po pocałowaniu brunetki w głowę przytulił ją mocno do siebie.
Nie chciała psuć tej chwili, więc nie drążyła dalej pytania. Może by był jeszcze gotowy, by wyznać jej miłość? W końcu to kilka tylko miesięcy. Tak, tylko... Ale może...
-Spotkamy się wieczorem?
-Nie, wiesz... Mam trening, później spotykam się z Alexisem. Dziś nie mogę.
Odpowiedział i wstał z łóżka, by przyszykować rzeczy do treningu.
-No trudno...
Powiedziała.
-Będę już szła. Cześć.
Powiedziała i czule pocałowała chłopaka, po czym wyszła z mieszkania i udała się do swojego domu.
***
Im się ułożyło. Alexis szczęśliwy mąż i ojciec. Marc ma dziewczynę, która nie widzi świata poza nim... A Nathan? Co z nim?
Nie układało mu się... Ani trochę... Miał na głowie syna i siebie samego. Zarabiał tylko na taksówce. Nie dawał sobie rady. Nie miał pieniędzy. Alexis oczywiście próbował pomóc bratu. Chciał nawet, by do niego się wprowadził. Doszło by do tego, gdyby się Stella. Nathan i ona się nie polubili. Alexis wybrał ją, a Nathan był zmuszony wrócić do Chile. Mieszka tam już od pół roku.
Jest szczęśliwy. Jest blisko sióstr, rodziców. Eloy jest bardzo szczęśliwy. Jest wprost rozchwytywany wśród swoich krewnych. Wszyscy go uwielbiają!
-No, Eloy, kochanie moje, zjedz to... Za babunie...
Mówiła starsza pani z krótkimi włosami.
-Ale babciu! Ja nie jestem głodny!
Odpowiedział jej pięciolatek zasłaniając swoje usta, by kobieta nie włożyła mu łyżeczki do ust.
Gdy Eloy wykręcał się od jedzenia, a Martinie za wszelką cenę chciała, by zjadł jeszcze trochę, do kuchni wszedł Nathan.
-Mamo... Co ty robisz?
Spytał na wejściu. Był cały w smarze. Był wszędzie! Na ciuchach, rękach, twarzy... Nathan pracuje jako mechanik w zakładzie swojego kuzyna. Nie zarabia za dużo. Ale jest mu tutaj lepiej niż w Hiszpanii. Ma tutaj bezpłatną opiekę dla syna, nie musi płacić za mieszkanie, bo mieszka z rodzicami, a zarobione pieniądze ma dla siebie. Żyć, nie umierać!
-Bo on nie chce jeść...
Odpowiedziała.
-Mamo... Jak nie chce, to nie jest głodny. Eloy, chodź!
Powiedział i wziął syna na ręce.
-A wy gdzie?! Jesteś cały brudny... Nathan, dziecko moje, idź się umyj.
-Mamo... Nie mam pięciu lat!
Powiedział i wyszedł z kuchni. Zaraz po tym wysłał syna na boisko, a sam poszedł się umyć. Bo przecież mamy trzeba się słuchać...
Po wzięciu kąpieli poszedł z piłką na boisko do syna. Tam już było około dziesięciu chłopców starszych od jego syna. Większość około dwunastu lat. Tylko Eloy, taki mały pięciolatek.
-To jak chłopaki! Gramy?
Spytał wchodząc na murawę.
-Tak!
Krzyknęli chóralnie.
Już po chwili składy były wybrane. Zaczęła się gra. Eloy, mimo, że był najmniejszy i najmłodszy, radził sobie z piłką najlepiej. Nie ma co się dziwić. Wujek gra w wielkiej Barcelonie, ojciec też był tego bliski. Eloy też ma szanse na zostanie piłkarzem i to całkiem dobrym.
Mecz skończył się wynikiem 14-10 dla drużyny Eloya. Sam chłopiec strzelił sześć bramek. Przyszłość jest już mu znana.
***
A co u Chrisa? On był i nadal jest najbardziej poplątany... Gdy dowiedział się o śmierci Diany wyjechał z Hiszpanii te dwa lata temu. Tylko raz tam zawitał. Na pierwszą rocznicę jej śmierci przyjechał odwiedzić jej grób. Tylko go Hiszpania widziała. Dokładnie nie wiadomo gdzie się aktualnie podziewa. Jednego dnia może być we Francji, a drugiego już w Niemczech. Bywa.
-Co taki przystojny mężczyzna robi sam, w piątkowy wieczór w barze?
Usłyszał kobiecy głos zza lady.
Był w barze. Jak zwykle w piątki chciał zalać swoje smutki. Nadal nie zapomniał. On nadal cierpi. Wydaje się nie wierzyć, że jej nie ma. Wydaje się jej szukać po całym świecie. Może kiedyś znajdzie?
-Cierpi...
Odpowiedział przechylając kieliszek.
-Nie jest tego warta. Uwierz. Powinieneś zapomnieć i żyć dalej. Skoro pozwoliła, byś tak cierpiał... Zapomnij o niej...
-Nic nie rozumiesz... Polej jeszcze!
Powiedział i podał jej kieliszek. Zaraz po tym, miał już wódkę w kieliszku.
-To mi wytłumacz.
Zapadła niezręczna cisza. W barze nie było już prawie nikogo. Tylko on, jakaś kobieta w rogu sali i barmanka.
-Ona nie żyje... Zabiła się dwa lata temu... Zostawiła mnie. Rozumiesz? Ja nic dla niej nie znaczyłem. Tak o! mnie zostawiła...
Powiedział i znów wypił procenty z kieliszka.
-Nie smuć się. Patrz. Tamta blondynka cały czas Ci się przygląda. Idź, zagadaj, nie bądź baba.
Takiej okazji Chris nigdy nie przepuści. Nawet w największej chwili załamania...
-Cześć. Jestem Chris.
Powiedział i usiadł obok blondynki.
-Anabella.
Odpowiedziała i podała rękę mężczyźnie zasiadającemu obok.
-Jesteś stąd? Z Londynu?
Zaczęła.
-Nie. Z Hiszpanii. Ale nie chcę rozmawiać o sobie. Lepiej ty opowiedz coś o sobie.
Powiedział. I tak zaczęła się cała historia, po czym skończyli razem w łóżku. Typowy Chris. On się nigdy nie zmieni...
***
A co w Polsce? U Laury i Filipa? U nich wszystko po staremu. Żyją sobie pełnią życia. Są szczęśliwi. Mają wspaniałą rodzinę. Amelia i Aleksandra mają już trzy lata. Są coraz słodsze i piękniejsze.
-Odbierzesz je dziś ze żłobka?
Spytała się Laura jedząc śniadanie.
-Ty nie możesz?
Spytał Filip.
-Nie! Ja odbierałam je wczoraj. Mam dziś pracę. Twoja kolej.
-Dobra, ale ty idź je ubierz.
Powiedział i dokończył śniadanie.
Było w pół do ósmej. A jeszcze nie byli gotowi. Laura jak najszybciej poszła po jedną ze swoich córek i zaczęła ją przygotowywać do wyjścia. Kutka, czapka, buciki... Wszystko. Teraz druga córka.
Byli strasznie zabiegani. Bardzo. Ciągle w biegu... Oddalili się od siebie. Mimo, że wydaje im się, że jest dobrze, że są szczęśliwi, to oddalili się od siebie... Filip wieczorami w klubach, Laura w dzień w biurze. Dzieci w żłobku. Wszyscy gdzie indziej. Ale są szczęśliwi. Niby...
***
I na tym ta opowieść się kończy. Opowieść o tym, że życie to jednak nie jest sielanka i wieczne szczęście. Jeden głupi błąd i wszystko runie. Jedno niewypowiedziane słowo i wszystko przepada. W tym przypadku chodzi o dwa słowa "kocham Cię". Gdyby mówili to do siebie częściej, to wszystko by inaczej wyglądało. Może Diana by żyła? Mniejsza.
Ona już nie powróci. Zostanie tylko w Waszych wspomnieniach. Bo przecież ich nikt nigdy Wam nie wymaże. Możecie być spokojni.
*__________*
Koooooonieeeeeec ! ^^
Szczerze? To nareszcie :D
Mimo, że to opowiadanie i losy Diany mi się już trochę znudziły, to jestem bardzo zadowolona z tego bloga. Z tego i poprzedniego. A nie było by tak bez Was. Was, którzy dodawali komentarze pod każdym rozdziałem. Wyrażali swoją opinię i krytykowali jak coś było nie tak. To mnie motywowało. Jeszcze raz dzięki :D Mam nadzieję, że będziecie wspominali miło moje opowiadanie i samą Dianę ^^.
PLUS.
Co do tego następnego bloga. To średnio to widzę... Chyba wiecie przez co... Szkoła... I nowy plan lekcji. ( beznadzieja, lekcje do 16 dwa razy w tygodniu plus raz do 18...) Jeżeli będę pisała rozdziały na lekcji, to dam radę, ale technikum to już nie gimbaza. Tak się chyba nie da ;/
Ale postaram się, by ten blog się pojawił. Znaczy blog jak blog. zrobić go to chwila i już jest. Gorzej z tymi rozdziałami... Ehh... Jakoś to będzie.
Dziękuję raz jeszcze *_*.