poniedziałek, 12 sierpnia 2013

4.Już się tak nie boję.

W przeddzień wyjazdu nie mogła się ani trochę skupić. Wszystko, dosłownie wszystko ją rozpraszało i denerwowało. Dziwne.
Piętek. Piąteczek. Piątunio. To zawsze brzmi tak... Pięknie!
Piątki w odróżnieniu od poniedziałków lubi każdy. W sumie, to nie ma co się dziwić. Piątek, to weekendu początek.

***
-Jesteś już spakowana?
Usłyszała głos zza swoich pleców, gdy zapinała walizkę.
-Tak, tak sądzę. Szczoteczkę wzięłam, ubrania, ładowarkę...
Zaczęła wyliczać. Laura stała z córką na rękach i wpatrywała się w krzątającą się po pokoju brunetkę.
-Będę tęskniła...
Wyszeptała po chwili spuszczając głowę w dół.
-Hej, Lars... Jadę tylko na kilka dni... Będę tylko pracowała. Wrócę nim się obejrzysz.
Odpowiedziała jej podchodząc bliżej blondynki.
-Jak wyjeżdżałaś ostatnio też tak mówiłaś. Dwa miesiące, dwa miesiące maksymalnie i wrócę...
zaczęła wspominać jej słowa.
-I co? Zostałaś na ponad rok...
Dodała.
-Wtedy było inaczej, zresztą wiesz. Teraz już tak nie będzie. Nawet nie dzwoniłam do Alexisa, że będę w Hiszpanii, bo wiem, że on by mnie tam zatrzymał na długo dłużej, a ja tego nie chcę.
Powiedziała.
-Nie chcesz? A wczoraj co jeszcze mówiłaś? Cały czas zaprzeczasz swoim słowom.
Powiedziała lekko unosząc głos.
-Laura... To moje życie, zrobię co będę chciała.
Odpowiedziała i usiadła do laptopa.
-Tak, najlepiej strzelić fochem i udawać, że nic się nie dzieje...
Powiedziała i wyszła z pokoju Diany trzaskając drzwiami.
Co się z nimi dzieje? Nigdy tak się nie kłóciły...

***

Godzina osiemnasta piątkowego wieczoru. Pora wychodzić z domu, by na dziewiętnastą zdążyć na spotkanie organizacyjne przed jutrzejszym wyjazdem.
-Diana, jak wrócisz to nas pewnie nie będzie. Jedziemy do mnie do klubu.
Powiedział Filip, gdy brunetka brała kluczyki od auta.
-A dzieci?
Spytała.
-Mama Laury wzięła ja na weekend do siebie.
Odpowiedział.
-Nie wiedziałaś o tym?
-Nie. Super, nawet nie dała mi się z nimi pożegnać... Dzięki Laura!
Krzyknęła i wyszła zdenerwowana z domu.
Laura siedziała w sypialni i szykowała się do wyjścia.
-Pojechała?
Spytała malując usta na krwisty czerwony.
Była już właściwie gotowa. Obcisła, czarna sukienka, czerwone buty na ośmiu centymetrowym obcasie i czerwona skórzana kurtka. Co do jej makijażu, to był dość wyzywający, zresztą jak cały strój. Jej błękitne oczy zostały podkreślone przez czarne cienie i długie, doczepiane rzęsy. Włosy zaczesała do tyłu, pozostawiając je w ich naturalnym wyglądzie. Wyglądała oszałamiająco.
-Tak, powiedziała, że nie dałaś jej pożegnać się z dziewczynkami...
Powiedział siadając na łóżku.
-Nie to, że nie dałam. Po prostu cały dzień przesiedziała w pokoju. Nie chciałam się wpraszać, więc... To jej wina.
Dodała.
-Czy ty siebie słyszysz?
Powiedział nieco zdenerwowany.
-Dlaczego się tak zachowujesz? Jakaś dziwna jesteś przez ostatnie kilka dni. Zresztą Diana też. Kompletnie Was nie ogarniam...
Powiedział wytatuowany brunet.
-No i dobrze. Nie musisz. To sprawa między mną, a nią.
Odpowiedziała odwracając się w stronę męża.
-Jeju, Laura... Zachowujecie się jak dzieci... Ja wiem, że jej Ci ciężko, wiem, że się boisz, ale, Lars, to jej życie. Zrobi jak uważa. Nie możesz całe życie trzymać jej przy sobie. Dorośnij. Niech ona też dorośnie.
Powiedział.
-Zawsze... Wszędzie byłyśmy razem...
Zaczęła szepcząc.
-Byłyśmy nierozłączne. Zresztą sam dobrze wiesz. To jest moja przyjaciółka. Ba! Moja siostra... Ja nie mogę tak po prostu pozwolić jej jechać...
-Laura, pięć dni, pięć!
Przerwał jej.
-Naprawdę myślisz, że wróci do nas po pięciu dniach? Chciałeś chyba powiedzieć latach.
Ja widziałam jak Alexis się na nią patrzy, wiem, że ona ją kocha. I wiem... A zresztą. Gdy tylko spotkają się w Barcelonie, on jej nie puści. A ona mu ulegnie. Zobaczysz. Zostawi nas, bo z nim jest bardziej szczęśliwa, ona tam jest bardziej szczęśliwa.
Mówiła patrząc się cały czas w brązowe oczy swego męża.
-Wiesz co Ci powiem kochanie? Masz nieźle narąbane w głowie... Nie martw się na zapas. Jakoś się ułoży. Przecież masz mnie i nasze wspaniałe córki, musi być dobrze.
Powiedział i przytulił brunetkę.
-Kocham Cię Filip.
Powiedziała całując męża w kark.
-Ja Ciebie też, debilu.
Odpowiedział.

***

Kilka minut przed godziną dziewiętnastą była przed budynkiem biura. Nie była pierwszą osobą. Na parkingu stało już kilka samochodów. Ale fakt, dziwnie wygląda ten potężny parking gdy jest tak pusty. Zwykle setki samochodów, teraz ledwo kilkanaście. Aż ładniej to wygląda.
Wysiadła z swojego czerwonego autka i udała się do wnętrza budynku. Zaraz po zamknięciu drzwi wejściowych, jej oczom ukazał się ogromny, okrągły hol. Na samym jego środku była recepcja. Półokrągły blat, a na nim cztery komputery, kilka teczek a papierami, telefony i kwiat. Z tyłu, za miejscem pracy recepcjonistek można było wejść do kilku drzwi. Za każdymi był inny dział, każdy inny, różny, ale każdy bardzo potrzebny, by wszystkie mogły funkcjonować. Diana weszła w drzwi najbardziej wysunięte na prawo. Dział końcowy, tam, gdzie projekty zostają zatwierdzane. Kroczyła długim korytarzem mijając kilkanaście par drzwi. Po chwili doszła do swojego pokoju. Był otwarty. Zapewne Asia jest w środku. Nie pomyliła się. Wchodząc ujrzała siedzącą przy komputerze blondynkę.
-Co tutaj jeszcze robisz?
Spytała opierając się o futrynę. Blondynka spojrzała na nią odgarniając włosy opadające jej na oczy.
-Musiałam dokończyć jedno zlecenie, ale właśnie skończyłam. Chodź do szefa.
Powiedziała i po wyłączeniu komputera i zamknięciu pokoju udały się we dwie do sali, w której zebranie zwołał szef.
Sala dość mała. Jedna z mniejszych w tym biurze. Oczywiście poza miejscem pracy Diany i Asi...
Zasiadły na ostatnich dwóch wolnych krzesłach. Wszyscy już byli. Teraz tylko trzeba zaczekać na Pana Burczka.
-Ten to zawsze musi się spóźniać...
Zaczął narzekać brunet siedzący za Dianą.
-Przesadzasz, ciesz się, że w ogóle zaproponował Ci wyjazd. Moim zdaniem, ani trochę nie zasłużyłeś.
Odpowiedział mu kolega siedzący obok.
Już prawie zaczęli się kłócić, gdy swoją obecnością zaszczycił wszystkich szef.
Usiadł na skórzanym, obrotowym fotelu za drewnianym biurkiem. Siedział i przez chwilę przyglądał się swoim podwładnym.
-Witam.
Zaczął po pewnej chwili.
-Cieszę się, że jesteśmy tutaj wszyscy. Mam nadzieję, że macie tak samo dobry humor jak ja.
Mówił z uśmiechem na twarzy. Jedenaścioro dorosłych osób siedziało na swoich krzesłach i wpatrywało się w postać szefa.
-Ale przejdźmy do konkretów.
Kontynuował.
-Jutro o dziesiątej chcę widzieć Was wszystkich pod biurem. Zaraz po sprawdzeniu czy wszyscy są i spakowaniu walizek do busu, udamy się na lotnisko, by tam o godzinie jedenastej dwadzieścia pięć wyruszyć w lot prosto do Barcelony. Po przylocie na miejsce, zameldujemy się w hotelu. Później będziecie mieć prawie cały dzień na zwiedzanie i odpoczynek. Obiad tego dnia będziecie musieli zjeść niestety w własnym zakresie, gdyż no...
Widać było, że szef sam  nie wie co ma powiedzieć.
-Bo po prostu tak.
Dodał.
-O dwudziestej spotkanie, które bardziej przedstawi Wam naszego klienta. I tym miłym akcentem zakończyły wspólny dzień. Po spotkaniu macie wolne. Ale już od niedzielnego poranka zaczynamy pracę. Ale spokojnie będę mówił wszystko na bieżąco.
Zakończył.
-Przepraszam szefie, czy będzie jeszcze możliwość zwiedzania miasta niż tylko jutro?
Spytał się pracownik korporacji.
-Czy ty Czajkowski na wakacje jedziesz?!
Spytał oburzony.
-To jest wyjazd służbowy. Będziecie pracować! Jak tak bardzo chcecie odpocząć, to mogę to zagwarantować, chcesz?
Spytał.
-Nie, przepraszam...
Odpowiedział i spuścił głowę w dół. Burczak nie należał do osób spokojnych i miłych. Miał pieniądze i władzę. Nie musiał.
-Tak więc do zobaczenia jutro.
Dodał i wyszedł z sali, a zaraz za nim reszta pracowników.

***

-Cieszę się, że ze mną tutaj przyszłaś.
Zaczęła Asia popijając latte.
-Nie ma sprawy. Dom i tak mam pusty, pożarłam się z Laurą... Szczerzę, to cieszę się, że od nich odpocznę.
Mówiła.
Joasia namówiła ją na wieczorne ciastko i kawę w ich ulubionej restauracji.
-A o co Wam poszło? O wyjazd?
Pytała.
-Nie do końca... Choć może... Ja jej nie rozumiem. Dziwna się zrobiła. Myśli, że jestem jej własnością. Mnie już męczy takie życie... Jakby nie było jestem na ich utrzymaniu...
-Jak na utrzymaniu? Przecież zarabiasz, masz pieniądze, jesteś niezależna...
-Tak, niezależna... Moja pensja nie jest za wysoka. Zresztą sama wiesz, dokładam mało. Nadrabiam to sprzątaniem, gotowaniem i pilnowaniem dzieci. Wiesz jak ja się czuję? Jak jakaś sprzątaczka...
Mówiła chowając głowę w swoje drobne ręce.
-Ej, Diana... Nie mów tak, bo to nie prawda. Oni chcą dla Ciebie jak najlepiej. Chcą byś była szczęśliwa... Na pewno Cię nie wykorzystują...
Przemilczała. Nic nie chciał dodawać. To co powiedziała wcześniej... Wcale tak nie myślała. To były beznadziejne brednie, których w ogóle nie przemyślała. Poza tym, ona rzadko cokolwiek przemyśli...
Siedziały i rozmawiały jeszcze kilka godzin. Tym razem o dużo przyjemniejszych sprawach. Zastanawiały się we dwie, jak to będzie w Hiszpanii, jaka teraz tam jest pogoda, czy spotkają kogoś ciekawego... Jaki okaże się ich klient...
-Muszę już iść.
Powiedziała Diana i wstała ze swojego miejsca.
-Fakt, trochę późno, a jutro odlot. Cóż, to do jutra.
Powiedziała blondynka i pocałowała przyjaciółkę w policzek. Rozstały się.

***

Klub pękał w szwach.
Było tam tyle ludzi, tak głośno, tak tłoczno, że trudno było odnaleźć własne myśli. Cóż, nie ma co się dziwić. Piątkowy wieczór, ludzie chcą się zabawić.
Filip na scenie za konsolą wyglądał zniewalająco. Było widać, że kocha to co robi. Całe serce zostawiał przy miksowaniu muzyki. Był w tym świetny, a ludzie go kochali.
Gdy Filip, jakby nie było, zarabiał na życie swojej rodziny, Laura topiła swoje smutki w kolejnych drinkach. Cały czas myślała o Dianie. O jej wyjeździe. Nie potrafiła uświadomić sobie, że to tylko kilka dni. Nie umiała...
-Czy mogę postawić drinka tak pięknej kobiecie?
Usłyszała głos zza swoich pleców.
Po odwróceniu głowy ujrzała dość niskiego blondyna, ubranego w garnitur, z grzywką ulizaną na lewy bok i szklaną z drinkiem w ręce.
-Niestety. Mam męża. Spóźniłeś się.
Odpowiedziała i pokazała obrączkę na palcu.
-Zawsze zajęte...
Powiedział pod nosem  i odszedł.
Cóż tu ukrywać-nudziła się. Nudziła się strasznie. Choć uwielbiała tańczyć i świetnie się przy tym bawiła, nie miała z kim. Wiedziała, że Filip nie może odejść od konsoli. Chciała, by Diana była teraz przy niej...
Może to wlane w siebie procenty, lub po prostu tęsknota sprawiła, że po wyjściu na zewnątrz wykręciła numer przyjaciółki.
-/Halo? Diana?-/
Powiedziała do słuchawki po usłyszeniu głosu brunetki.
-/Tak. Co chciałaś?-/
-/Disia... Przepraszam Cię... Chodź do mnie-/
-/Gdzie jesteś?-/
-/U Filipa w klubie... Wiesz, tu gdzie zawsze-/
-/Będę za dwadzieścia minut-/

Nie potrafiła dłużej się na nią gniewać. Musiała się pogodzić.

***

Po odebraniu telefonu od Laury zaczęła się szykować. Swoją białą bluzkę na guziki i czarne rurki wymieniła na błękitną spódniczkę i biały t-shirt. Do tego buty na lekkim obcasie, rozpuszczone falowane włosy i mogła wychodzić.
Całę drogę do klubu myślała o Laurze. O tym jak bardzo ją kocha i o tym, jak było jej smutno przez te kilka dni, gdy prawie ze sobą nie rozmawiały. Miała nadzieję, że przed wyjazdem się pogodzą.
Po kilkunastu minutach była w klubie. Miała wielki problem ze znalezieniem przyjaciółki. Tyle ludzi...
Szukała dłuższą chwilę, lecz bezskutecznie. Usiadła przy barze. Było w miarę pusto. Praktycznie wszyscy byli na parkiecie. Filip właśnie miksował najnowszy hit, który wszystkich wciągnął na parkiet.
Po zamówieniu drinka, wypiła go duszkiem.
Po chwili poczuła ciepłe ręce przytulające ją od tyłu.
-Dziękuję, że przyszłaś...
Usłyszała głos przyjaciółki.
-Dziękuję, że zadzwoniłaś.
Odpowiedziała gładząc ją po rękach, które oplątywały jej szyję.
-Przepraszam. Za wszystko. Teraz będzie dobrze?
Mówiła dalej.
-Musi być dobrze. I też Cię przepraszam...
Stanęły do siebie przodem i wpadły w gorące uściski. Znów czuły się wspaniale.
Po przeprosinach udały się na parkiet. Tańcom nie było końca!

***

Obudził ją dziwny dźwięk. Nie była pewna czy to to, co myśli... Upewniła się gdy spojrzała na prawą stronę. Tuż obok niej leżał Filip! I chrapał jak jakiś niedźwiedź.
Rozejrzała się po pokoju. To sypialnia Malików. Jest ona, jest Filip... A gdzie Laura?
Podniosła się z łóżka. Ujrzała leżącą na podłodze Laurę.
~Jak za dawnych dobrych czasów...~ Pomyślała i sięgnęła po komórkę, by sprawdzić ile czasu zostało jej jeszcze do wyjścia z domu.
Aż przetarła oczy ze zdziwienia. 9:57! Przez chwilę zamarła. Nie wiedziała co ma robić. Czy biec jak szalona, czy od razu położyć się w łóżku i płakać...
Przez chwilę w jej oczach pojawiły się łzy... Ale tylko przez chwilę. Przypomniała sobie słowa szefa ~Jedenasta dwadzieścia pięć odlot~. Zdąży!

Zaczęła biegać po mieszkaniu jak szalona! Najpierw toaleta, ze szczoteczką do zębów w buzi pobiegła do pokoju, by założyć jakieś odpowiednie ubranie. Wybór padł na jeansy i podkoszulek z Myszką Micki. Strój nie za bardzo na wyjazd służbowy, ale wszystko odpowiedniejsze miała już w walizce. Postanowiła, że zakryje to czarną bluzą. Tak też zrobiła. Ze szczoteczką w buzi ubierała się w pośpiechu. Później szybko odłożyła szczoteczkę i wzięła się za makijaż. Szybko podkreśliła swoje oczy, błyszczykiem lekko pomalowała usta. Teraz fryzura. Tylko rozczesała włosy. Im nic więcej nie było potrzebne. Same idealnie się układały. Założyła tylko frotkę na nadgarstek i bransoletki w klubowych barwach. Wyszła z łazienki.
Biegnąc do pokoju, zauważyła, że Laura leniwie podnosi się z podłogi. Tej to dobrze...
Do kieszeni od spodni włożyła komórkę, portfel, paszport i słuchawki. Znów pobiegła do łazienki. Przypomniała sobie, że musi spakować jeszcze szczoteczkę i całą resztę tego, co używa codziennie rano.
Po wrzuceniu tego do walizki, zniosła ją na parter. Spojrzała na zegarek. 10:10. Całkiem nieźle.
 Zawsze gdy zauważyła taką godzinę, przystawała na chwilę, splatała dwa najmniejsze palce i myślała życzenie, bądź pragnienie.
~Uda się!~.
Wyciągnęła z lodówki jedzenie, które przyszykowała sobie do samolotu, a mianowicie kilka rogalików z marmoladą i sok pomarańczowy i jakieś żelki.
Na śniadanie wzięła jabłko, które leżało na blacie kuchennym.
Gryząc owoc, znów pobiegła na górę. Pożegnać się.
-Hej! Wstańcie na chwilę!
Powiedziała stoją w drzwiach sypialni.
-Muszę już jechać. Wracam za kilka dni.
Powiedziała i pocałowała tą dwójkę w czoło. Jak im dobrze, że mogą sobie tak spać.
-A, zapomniałabym. I odbierzcie mój samochód z lotniska. Zapasowe kluczyki u mnie w szafce!
Dodała.
-Kocham Was!
Krzyknęła i zbiegła na dół. Złapała walizkę w rękę i wybiegła z domu. Samochód był otwarty, dziwne. Wrzuciła torbę do bagażnika. Sama usiadła za kierownicą. Już chciała przekręcić kluczyk, gdy zauważyła, że go nie ma! Zaczęła przeszukiwać kieszenie, no nie ma! Później rozejrzała się dookoła. Nagle ją oświeciło! Wysiadła z samochodu i pobiegła do salonu. Kluczyki były obok telewizora. Wzięła jeszcze łyk wody i wróciła do samochodu.
10:19. Dobry czas. Stwierdziła, że nie ma sensu jechać do pracy. Oni zapewne i tak już w drodze.
Stojąc na światłach, wykręciła numer do przyjaciółki.
-/Asia?! Jadę na lotnisko! Powiedz Burczakowi, że zaraz tam będę-/
Wydawała się krzyczeć do słuchawki.
-/Całe szczęście, właśnie miałam do Ciebie dzwonić. Wszyscy się zdziwili, że Ciebie nie ma... Co tak długo? My już w busie jedziemy na lotnisko.-/
Mówiła.
-/Opowiem Ci na miejscu. Muszę kończyć, zaraz się zobaczymy-/
-/Jedź ostrożnie, zdążysz...-/

Zakończyła rozmowę. Zaraz po tym poszła do szefa.
-Panie Burczak...
Zaczęła.
-Wracaj na miejsce Lubicka.
Odpowiedział.
-Ale proszę szefa...
-Nie słyszałaś? Nevárez będzie tęsknić.
Odpowiedział. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Czy się przesłyszała? Nic nie powiedziała, tylko wróciła na miejsce. Ale szczęście! On myśli, że Diana jest w środku! To się nazywa fart...

***

Lotnisko znajdowało się czterdzieści minut drogi od domu Malików. Diana była już prawie u celu. Już widziała znak z napisem <Lotnisko, 100m. w prawo>.
Po chwili zaparkowała już samochód na wolnym miejscu i wyciągnęła walizkę z bagażnika. Teraz pozostało już czekać na Asię i całą resztę. Nie trwało to długo. Po chwili ujrzała nadjeżdżający samochód. Schowała się za filarem, by Burczak jej przypadkiem nie zauważył. Gdy mężczyzna w garniturze wszedł do środka, brunetka podbiegła do Asi.
-Jeju, Diana! Jak dobrze, że jesteś! Szef się nie skapnął! Myślał, że jesteś w środku!
Zaczęła na powitanie.
-Serio? Jacie, ale fart...
Zakończyła i udała się z całą grupą do środka lotniska.
Tam czekała na nich odprawa i wszystko co z przelotem związane. Kilka minut przed odlotem czekali już w samolocie. Cała jedenastka plus szef i jego zastępca.
-I co Dianka, upiekło Ci się?
Zaczął Wiktor.
-Widzisz jakie mam szczęście? Już niedługo zajmę Twoją posadę i wylecisz z roboty.
Odpowiedziała.
Nigdy go nie lubiła. Zawsze musiał być we wszystkim najlepszy. Wszystko chciał mieć dla siebie. Zupełnie tak jak Diana... Może dlatego tak siebie nie lubili...
-Śmieszna jesteś.
Odpowiedział z poirytowaniem i wrócił na swoje miejsce.

***

Pasy zapięte. Stewardessa poinformowała już o wszystkich co potrzebne. Muzyka w słuchawkach już leci. Można ruszać.
Rozsiadła się wygodnie w miękkim fotelu. Wyjrzała przez małą szybę samolotu. Wszystko się oddalało. Stawało mniej wyraźne. Ale była coraz bliżej Barcelony. Miejsca, które tak bardzo kocha... Chciała tam lecieć, ale bardzo się bała. Bała, że wraz z pierwszym krokiem na ziemi hiszpańskiej to wszystko wróci. Ale jej chęć bycia szczęśliwą osobą, była większa niż jakiś tam strach. Bo strach jest dla frajerów. Strach jest beznadziejny i przereklamowany. Trzeba robić wszystko by go zwalczać, bo inaczej to on zwalczy nas...

*__________*

I czwóreczka :D
Czekam na komentarze i wszelkie opinie ^^.

19 komentarzy:

  1. Haha :d Nie mogę z niej.... :D
    Prześwietna była podróż na lotnisko i wszystko co przed nią :D
    Ale dobrze, że zdążyła i że szef się nie dowiedział :D
    Oby w Hiszpanii szło jej lepiej i nie zapominała o wszystkim :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, jakoś powinna dać radę, ale jak będzie to już sama się przekonasz ^^.

      Usuń
  2. heh rozdział jest świetny :) mam nadzieję, że w Hiszpanii będzie jej lepiej :)
    Czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Zastanamiam się kim będzie ten klient z Barcelony. Mam nadzieję, że w Hiszpanii będzie szczęśliwa.
    Czekam na nastepny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się robić naprawdę ciekawie :D
    Ten klient, to czy spotka Alexisa (mam nadzieję) i to jak czy zostanie dłużej niż te pięć dni ;d
    Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha ;d
      To się jeszcze zobaczy ^^
      Dzięki za komentarz.

      Usuń
  5. No fajnie fajnie, ale myślałam, że w tym rozdziale będzie już coś o Barcelonie :p
    Mimo to bardzo mi się podoba i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Barcelonie będzie w następnym. Ale tylko jako miasto. Nic o klubie ^^

      Usuń
  6. Jeeeej *__*
    Już coraz bliżej Jordiego <3 hahah.
    A tak serio, to rozdział bardzo mi się podoba ;>

    OdpowiedzUsuń
  7. Uff, dobrze, że już leci do Barcelony :D
    Stęskniłam się już za Alexisem. Zawsze taki pozytywny był, czekam na kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejciu, jak fajnie :D
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajne :D
    Mam takie pytanie, będzie coś o Borussii ?;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy... Jak dopadnie mnie taki moment, że nie będę wiedziała, co mam dalej pisać, to Borussię w to wkręcę, na tę chwilę, ciężko mi cokolwiek powiedzieć...

      Usuń