Sobotni poranek. Nikt się niczego nie spodziewa, a wszystko się już wydarzyło...
Była słoneczna pogoda. Słońce świeciło bardzo mocno wiatru prawie w ogóle nie było. Lato w pełni!
Marc obudził się tuż po godzinie ósmej. Leniwie zwlókł się z łóżka, wykąpał, umył zęby, nałożył Ninie karmę do miski, później pomyślał o sobie i zrobił kanapkę. Zjadł ją jeszcze na pół śpiąc. Gdy dwadzieścia po ósmej, zdał sobie sprawę, że za niedługo musi wyjść na trening, poszedł się szybko ubrać. Jeansy i koszulka, standard. Włożył korki, picie, ręcznik i strój do torby. W pół do. Za chwilę wychodzi.
Ninę dziś wyjątkowo postanowił zostawić w domu. Zawsze brał ją ze sobą, ale dziś było tak gorąco, że pomyślał, że pies będzie się tylko męczył. Otworzył jej balkon napełnił miski na jedzenie i picie i wyszedł z mieszkania.
Stanął pod drzwiami Nevarez. Zapukał raz. Nic. Drugi. Nic. Pomyślał, że śpi, więc wykręcił jej numer i zadzwonił. Nie odbierała. Nie przejął się tym zbytnio. Zawsze lubiła sobie dłużej pospać, może zapomniała, że byli umówieni. Nacisnął na klamkę. Mieszkanie było otwarte. Delikatnie otworzył drzwi i wszedł do środka.
-Diaaanaaaa!
Krzyknął i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po mieszkaniu i ujrzał ją. Całą bladą, wiszącą przy ścianie.
Nie wiedział co ma robić, spanikował! Bał się jej dotknąć, bał się cokolwiek ruszać. Zdołał tylko wyciągnąć telefon i zadzwonić pod numer alarmowy. Był sparaliżowany!
Usiadł pod ścianą na przeciwko wiszącej Diany, schował głowę w ręce i zaczął płakać. Nic więcej nie był w stanie zrobić.
***
Wyobraź sobie, co musiał czuć. Jeszcze wczoraj świetnie się z nią bawił, rozmawiał, przytulał. Dziś wchodzi i widzi ją martwą. Widzi wiszącą na sznurze. A w dodatku on ją kochał... Dlaczego ona to zrobiła? Dlaczego nikomu nic nie mówiła? Ale przecież ona mówiła, tylko nikt nie potrafił jej usłyszeć...
***
Pogotowie i policja przyjechała już po kilkunastu minutach. Zabrali ciało Diany do kostnicy i zabezpieczyli mieszkanie. Marc kompletnie się załamał. Czuł, że nie wytrzyma tego wszystkiego...
-Panie Bartra, proszę stąd wyjść...
Powiedziała pani policjantka stojąc nad płaczącym Bartrą.
-Niech Pan się położy. Wiem, że jest Panu ciężko, ale proszę stąd wyjść...
Mówiła. Marc posłusznie wstał z podłogi i poszedł do swojego mieszkania.
-Za chwilę ktoś do Pana przyjdzie.
Usłyszał jeszcze przed zamknięciem drzwi.
Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Jak to możliwe?
Gdy leżał na łóżku cały zalany łzami, usłyszał otwierające się drzwi. Weszła policjantka, z którą rozmawiał wcześniej.
-Znaleźliśmy listy. Pewnie chciałby je Pan przeczytać.
Zaczęła.
-Niech Pan zawiadomi jej rodzinę. Wiem, że jest ciężko. Ale musi Pan być twardy.
Powiedziała.
-Ma tutaj Pan namiary na świetnego lekarza. Pomoże Panu we wszystkim.
Powiedziała i obok listów położyła wizytówkę psychiatry. Przecież on nie jest chory! Psychiatra nie jest mu potrzebny...
W głowie cały czas miał słowa "musisz być silny". Musiał. Przetarł mokre oczy i siadając na łóżku spojrzał na listy. Były podpisane. "Chris", "Alexis", "Marc" "Oni". Otworzył ten ze swoim imieniem i zaczął czytać.
A więc to prawda... Nie ma mnie już na tym świecie... Wiesz, to nie była łatwa decyzja. Była cholernie trudna. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Marc... Skarbie... Nie płacz... Nie ma sensu.
To, że mnie już nie ma, nie znaczy, że ty przestałeś istnieć. Ty jesteś i będziesz. Ty jesteś silniejszy niż ja. Jesteś lepszy. Zawsze byłeś i będziesz.
Może i nie znaliśmy się zbyt długo... No dobra, znaliśmy się długo, ale niezbyt dobrze. Gdybym te dwa lata temu wiedziała, że jesteś tak wspaniałym człowiekiem, uwierz mi inaczej by to wszystko wyglądało. Teraz, za tym drugim razem wszystko wyglądało inaczej. Zresztą dobrze wiesz. Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny. Byłeś przy mnie. Byłeś jak inni zawiedli. Pocieszałeś mnie, rozśmieszałeś, po prostu byłeś przy mnie.
Marc, ja wiem, że Cię raniłam. Wiem, że tylko psułam Twoje życie...
Marc... Ja wiem... Wiem, że mnie kochałeś. Że kochałeś mnie prawdziwie. Ale ja nie dałam Ci nic w zamian... Marc, ja się po prostu bałam... Bałam się cały czas. Boję się nawet teraz, jak to piszę. Nie wiem jak to będzie, gdy już mnie nie będzie. Jedyne co wiem to to, że jesteś najwspanialszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Mimo, że to tylko dwa miesiące i trzy dni, to i tak pokochałam Cię. Pokochałam jak brata.
Marc, Twoje łzy są nie potrzebne. Mam tylko jedną prośbę. Nie zapomnij mnie, dobrze?
Ja Ciebie nie zapomnę. Kocham, Diana
Cały zalał się łzami. Żałował tego, żałował, że nie działał śmielej. Teraz, gdy już wie, postąpił by całkiem inaczej. Ale czasu nie da się cofnąć. A szkoda... Wielka szkoda...
***
Pozbierał się. O ile można się pozbierać po śmierci osoby, którą się kochało. Wiedział, że musi przekazać listy osobom, z którymi Diana chciała się pożegnać. Ten ostatni raz.
-/Alex? Z tej strony Marc...-/
Zaczął.
-/Siema stary! Czemu Cię na treningu nie było? Trener nie jest zadowolony...-/
-/Alex... Nie mam dobrych wieści... Diana... Spotkajmy się.-/
-/Co z nią? Wczoraj rozmawialiśmy. Dziwnie się zachowywała.-/
-/Jesteś w domu? Zaraz do Ciebie przyjadę.-/
-/Pewnie, skoro to takie ważne-/
Alexis i Marc nigdy się nie przyjaźnili. Szczerze, to nawet za sobą nie przepadali.
Wsiadł do samochodu i jak najszybciej pojechał pod dom Alexisa. Ten już czekał na niego.
-Stelli nie ma?
Spytał się, gdy usiedli w salonie.
-Nie, jest w pracy. Stało się coś? Co z Dianą?
Pytał przejęty.
-To dla Ciebie....
Powiedział wręczając mu białą kartkę papieru. Było widać, że Alexis się bał. Nie miał pojęcia, co zobaczy na tej kartce...
-Nie wiem co ona Ci tam napisała, ale przeczytaj to w samotności... Gdy będziesz w stanie, skontaktuj się ze mną...
Powiedział i wyszedł z domu Sancheza.
Został sam z tysiącem różnych myśli w głowie i kartką w ręce. Otworzył ją i zaczął czytać.
Sanchi... Jak ja Ciebie wariacie kocham... Szkoda tylko, że nigdy Ci tego nie powiedziałam... Nie wiem, w jakich okolicznościach dostałeś ten list, ale zapewne dał Ci go Marc... Więc już pewnie wiesz... Ale słuchaj! Nie chcę widzieć żadnej, ale to ŻADNEJ łzy spływającej po Twoim policzku, rozumiesz? Nie płacz, Alex... Proszę. Gdy tylko o Tobie pomyślę, mam łzy w oczach... A gdy wyobrażę sobie jak czytasz ten list...
Kocham Cię. Nie wiem co mam więcej napisać. Alex... Ale kocham tak prawdziwie... Kurde, Sanchez... Przepraszam, że piszę Ci to dopiero teraz, jak już więcej mnie nie zobaczysz... Jak już nie ma mnie na tym świecie... Ja bardzo chciałam, żebyś wiedział... Dlatego tutaj wróciłam. Ty byłeś tego powodem. Ty sprawiałeś, że miałam ochotę żyć... A teraz... Ty znalazłeś szczęście u boku Stelli... Będziecie mieli dziecko... Oby było chodź w połowie tak wspaniałe jak ty! Gratuluję Ci i prawdziwie się cieszę z Twojego szczęścia. Wiem, jak bardzo tego pragnąłeś... Kocham Cię Sanchez... Nawet już nie wiem, który raz to powtarzam w tym liście, ale chcę, byś o tym zawsze pamiętał. Byś pamiętał o mnie...
Przepraszam Cię za wszystko i obiecuję, że nigdy, ale to nigdy Cię nie zapomnę.
I mam jeszcze jedną prośbę. Schlej się jak świnia na moim pogrzebie!
Sanchez... Jak ja Cię debilu kocham... Diśka...
Zamarł. Nie wiedział, czy ona znów robi sobie z niego żarty, czy to wszystko jest naprawdę... Nic nie wiedział...
***
Zostały mu dwa ostatnie listy. Musiał go dostarczyć Chrisowi.
-/Chris? Marc z tej strony. Znajomy Diany. Spotkajmy się jak najszybciej-/
-/Ok. Gdzie?-/
-/Iberia Caffe. Szybko. To bardzo ważne-/
Powiedział i odłożył telefon, po czym udał się do restauracji. Tam, ku jego zdziwieniu czekał już Christian.
-Cześć.
Powiedział.
-Po co chciałeś się spotkać?
-Czytaj.
Powiedział i po położeniu kartki na stole wyszedł z restauracji.
-Co za kretyn...
Powiedział do siebie Chris i wziął kartkę do ręki, zaczął czytać.
Cześć mój chłopaku. Jak się masz? U mnie świetnie. W końcu to się skończyło. Już wiem, skąd kojarzę Twój dom. Zapewne ojciec Ci tego nie powiedział... Ale ja to powiem.
Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że przyjechałam tutaj z pracy i jeden nachalny typ się do mnie dobierał? To był Twój ojciec... Tak, na pewno to był on... Dlatego kojarzyłam Twój dom. Byłam już w nim. Nawet Ciebie wtedy poznałam. Pamiętasz? Pamiętasz, tą małą, przestraszoną dziewczynkę, która wpadła na Ciebie w drzwiach? To byłam ja. Los chciał, że spotkaliśmy się jeszcze później. I wiesz co? Bardzo mu za to dziękuję. Jesteś najlepszą osobą, którą poznałam przez ostatnie dwa miesiące. Jesteś inny. Lepszy.
W końcu, jesteś moim chłopakiem. I mimo, że, to miał być związek na pokaz, na niby, wiem... Że nie byłam Ci obojętna. Wiem, że mnie pokochałeś. Mimo wszystko mnie pokochałeś. Ale ze mną już nie było tak łatwo... Chris, chcę Cię przeprosić, za wszystko. Jestem pewna, że znajdziesz sobie odpowiednią dziewczynę, dziewczynę, która będzie Ciebie warta. Bo ty jesteś wspaniały. Bardzo Cię kocham Chris... Bardzo...
Ty jesteś, mnie już nie ma... Wszystko przemija. To jest nieuniknione...
Ty powinieneś zrozumieć mnie najlepiej. Sam próbowałeś... Próbowałeś się zabić. Tobie się nie udało. I całe szczęście! Bo bym Cię nie poznała! Mi się udało i wiesz co, cieszę się, że już za niedługo zawisnę na tym sznurze co trzymam w ręce. Naprawdę, ciesze się.
Powiem Ci jeszcze jedno, na zakończenie. Może to jest trochę głupie... Ale zawsze to poprawia mi humor. Nawet teraz, jak cała zalana łzami piszę ten list. Uwielbiałam Twoje pocałunki. Były całkiem inne niż wszystkie. Bo były Twoje. Kochałam je, tak samo jak kochałam Ciebie. Nie zapomnę tego, nigdy. Proszę Cię o to samo, ten ostatni raz...
Diana.
***
Smutek, mrok i żałoba zagościła w ich życiu... Stracili jedną z najważniejszych osób w swoim życiu...
Marc z Alexisem zajęli się pogrzebem. Na Chrisa nie mogli liczyć. Wyjechał. Wyjechał zaraz po przeczytaniu listu. Nikt go już później nie widział, aż do dnia pożegnania się z Dianą...
Na cmentarzu byli wszyscy. Alexis ze Stellą, Marc, piłkarze z Barcelony. Asia z Kacprem i Maćkiem... Filip z ciągle płaczącą Laurą... Ich jej śmierć zdziwiła najbardziej. Wyjeżdżała zadowolona, uśmiechnięta. Chciała zacząć od nowa. Wtedy, widzieli ją po raz ostatni. Nie zdążyli się nawet z nią pożegnać...
***
Pogrzeby nie są za fajne... Tak wiem, głupie zdanie, ale cóż.
W małej restauracji, urządzili stypę. Wszyscy chcieli wypić kieliszek wina, za duszę zmarłej...
-Alex, posłuchaj.
Powiedział Marc podchodząc do bruneta siedzącego na ławce.
-Powinieneś to przeczytać. Zaadresowała to do wszystkich. Moim zdaniem, ty powinieneś to wygłosić.
Dopowiedział podając kartkę chłopakowi.
-Byłeś jej najbliższy...
Dokończył i wszedł znów na salę.
Musiał to zrobić. Dla niej. Było mu ciężko...
-Hej, posłuchajcie mnie!
Powiedział wchodząc na schody w środku sali.
Stał w takim miejscu, że wszyscy doskonale go widzieli i słyszeli.
-Diana chciała nam wszystkim przekazać kilka słów. Napisała list, adresowany do nas. Posłuchajmy jej, po raz ostatni.
Powiedział otwierając kopertę. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to wielki uśmiech na brzegu kartki. Nawet, gdy wiedziała, że umiera, miała chwilę czasu na radość... Bo skąd wziął by się ten uśmiech?
Cześć? Słyszycie mnie wszyscy? Tak? Cieszę się. Cieszę się, że wszyscy tutaj jesteście... Naprawdę. Laura... Kotku... Przepraszam. Przepraszam, że się nie pożegnałam. Ale to wszystko toczyło się tutaj tak szybko. Za szybko. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Masz dla kogo być szczęśliwa. Filip, dziewczynki... Jesteś cudowna, wszyscy jesteście cudowni. Przepraszam, że przez te dwa miesiące nie dawałam oznak życia. Chciałam się usamodzielnić, zresztą wiecie. I przez tą moją samodzielność, teraz leżę zakopana kilka metrów pod ziemią....
Hej, ale nie myślcie, że jestem, a raczej byłam chora psychicznie! Nie! Tego bym Wam nie wybaczyła! Byłam zdrowa, ale zagubiona i załamana... Samotna... Mimo, że wołałam o pomoc, nie dostałam jej...
Ej, ale nie płaczcie! Nie ma sensu... Już wolę, żebyście upili się za mnie niż bezsensownie tracili wodę z organizmu. Lepiej nią w siebie wlewajcie!
Żyłam krótko. Co to są te dwadzieścia cztery lata... A tak bardzo się wycierpiałam... Zresztą, ktokolwiek uważa się za mojego przyjaciela dobrze o tym wie, nie muszę nic pisać...
Jestem ciekawa, czy naprawdę istnieje coś po śmierci... Czy jest to tak zwane "niebo"? Czy gdy już będę po tamtej stronie, spotkam tych wszystkich, których tak bardzo kochałam, a z którymi nie zdążyłam się pożegnać. Tak ja Wy ze mną. Byłam niezauważana i zniknęłam niezauważana. Taki już mój urok. Pojawiam się i znikam. Teraz znikłam. Znikłam już na zawsze...
Kocham Was wszystkich i dziękuję. Dziękuję, że byliście przy mnie. Alex, Marc, Chris... Wszyscy! Będę tęskniła.
A! Zapomniałabym! Jeżeli będzie to możliwe, obiecuję, będę Was nawiedzać, byście już zawsze zapamiętali Dianę Nevarez.
Teraz już naprawdę, znikam... Na zawsze...
Disia.
***
Będzie jej brakowało. Bardzo. Była bardzo kolorową, barwną i pozytywną osobą. Wszyscy chcieli ją poznać, zaprzyjaźnić się z nią. Chcieli po prostu by była w ich życiu. Gdy już dowiedzieli się, jaką osobą jest, że warto jest mieć ją w swoich znajomych, za nic w świecie nie chcieli jej stracić! Ona jednym głupi słowem potrafiła zdobyć uznanie wśród innych. Jednym spojrzeniem, uśmiechem rozkochiwała w sobie każdego mężczyznę. Alexis, Nathan, Chris są tego przykładem. A o Marcu już nie wspomnę! On ją pokochał najszybciej. Znał najkrócej, a pokochał najszybciej i najbardziej będzie cierpiał...
Cóż, jej życie dobiegło końca. Ale to nie znaczy, że innych też. Oni teraz muszą żyć. Muszą dalej funkcjonować. Dla niej. Hah! Muszą być twardzi!
*__________*
I przed ostatni ^^.
Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba, tak jak mi :3
Ten rozdział jej bez zdjęć, bo nie wiedziałam jakie mam wrzucać. Następny też prawdopodobnie będzie bez. Ale to chyba nie problem, prawda? ^^
A jeśli chodzi o ten następny blog, to w 95% jednak się pojawi :D Już kompletuje obsadę.
Tak więc do następnego, ostatniego :D
:(
OdpowiedzUsuńAle to smutne... Gdy czytałam te listy, to muszę powiedzieć, że łza mi po policzku poleciała...
Strasznie szkoda mi ich wszystkich...
Mam nadzieję, że ten Twój następny blog będzie bardziej radosny :)
Powinien być ^^.
Usuń:( Bardzo mi przykro, że tak to się skończyło ale Diana teraz zaznała spokoju i to jest najważniejsze, uwielbiam twoje opowiadanie i mam nadzieje, że nowe będzie zakończone Happy endem :)
OdpowiedzUsuńczekam na ostatni papa :*
Już od pierwszego zdania zaczęłam ryczeć. Musiałaś to aż tak smutno napisać? :( Jej, już nie mogę doczekać się tego nowego bloga *_____* pozdrawiam i do następnego :) :*
OdpowiedzUsuńHahahha :D Tak, musiałam, bo bardzo chciałam, byś płakała ^^.
UsuńJej, ale mi się smutno zrobiło, aż mam łzy w oczach :( Aż nie wiem co napisać ?! szkoda mi ich :(
OdpowiedzUsuńCzekam na ostatni rozdział i Twoje nowe opowiadanie :)
Buziaki ;*
Chciałaś, abym informowała Cię o nowościach, prawda? ;D
OdpowiedzUsuńNo to proszę xD
Nowy rozdział u mnie ;] http://milosc-wieczna-jest.blogspot.com/
PS: (Jeśli nie sprawiłoby Ci to problemu.) Mogłabyś mi jakoś pomóc rozgłosić bloga? ♥
PS2: Świetny rozdział *.* Ale smutam ;(
PS3: Załamałaś mnie tym, że to przed ostatni ;( Ale cieszę się, że będzie kolejny blog ;D Poinformuj mnie jak go założysz ;D
Sory, że tyle tych PS'ów xDDD
Pozdrawiam <3
No normalnie płaczę cały czas...
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam ze trzy razy i cały czas mam łzy w oczach... Najwspanialsze opowiadanie jakie czytałam, nawet z tym smutnym zakończeniem... <3
Aż trzy razy? Ja chyba raz to czytałam... ^^.
UsuńOch, dziękuję <3
Smutny... Ale i tak bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńTy to zawsze wszystko komplikujesz i niszczysz...
Mogła być szczęśliwa z Marcem, to nie! Bo po co...
Ale i tak bardzo mi się podoba :>
Marc nie był dla niej odpowiedni, więc wyszło jak wyszło.
UsuńSmutno mi z jej powodu... Naprawdę, bardzo smutno... :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny blog będzie bardziej radosny.
Ty ot masz wyobraźnie... Zajebistą! Tak mi się to podoba! Jest całkiem inne, lepsze, najlepsze!
OdpowiedzUsuńMi właśnie w przeciwieństwie do wszystkich podoba się takie zakończenie :D
Śmierć Rica w pierwszej części, teraz Diana i jest git :D
Hahah :D
UsuńMi takie rozwiązanie też się bardzo podoba.
Przybij piątkę! ^^.
smutam :C
OdpowiedzUsuńBardzo smutam :C
Szkoda mi ich wszystkich... A Diany najbardziej...
Biedulka...
http://cristiano-ronaldo-opowiadania.blogspot.com/ zapraszam na nowość
OdpowiedzUsuńi prosze o komy