Dziś miało być lepiej. Tak, dobre słowo, miało...
Otwierając oczy zdała sobie sprawę, że ma kompletny mętlik w głowie i nic nie pamięta. A jeszcze bardziej zdołowało ją to, że nie ma pojęcia gdzie jest. Rozejrzała się dookoła. Ciemny pokój tylko z jednym oknem, które w dodatku było zasłonięte jakąś czarną szmatą. W pokoju tylko łóżko i jedna szafka. Wszystko ciemne i mroczne. Aż bała się przebywać w tym pokoju.
Była sama. To ją jeszcze bardziej przeraziło!
Nic nie pamiętała z wczorajszego wieczora. Widziała tylko, że była z Chrisem.
Chcąc poprawić sobie humor, pomyślała, że jest u niego, chciała, żeby tak było.
Niepewnie wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Delikatnie i po cichu je otworzyła. Za nimi był całkiem inny świat! Wielki, jasny korytarz i kilka par drzwi. Kawałek dalej drewniane schody. Było bardzo przytulnie i elegancko. Aż jest nie do pomyślenia, że ten okropny, czarny pokój jest w tym wspaniałym domu!
Dookoła nie było nikogo, więc postanowiła zejść na parter. Gdy tylko postawiła pierwsze kroki na schodach, ujrzała Chrisa. Siedział przy fortepianie w salonie.
-Nie mówiłeś, że grasz...
Zaczęła, gdy usiadła obok niego.
-Ogólnie mało mi o sobie mówiłeś...
Dodała.
-Nic ciekawego nie mogę Ci o sobie powiedzieć...
Powiedział i zaczął grać jakąś melodię.
-Lepiej się już czujesz?
Spytał, gdy poczuł głowę brunetki opadającą na jego ramię.
-Tak, lepiej... Dzięki, że się mną zająłeś.
Powiedziała wskazując na bluzkę chłopaka, którą miała na sobie.
-Nie ma sprawy. Jesteś głodna?
Spytał i poszedł do kuchni. Diana udała się zaraz za nim.
Jedząc śniadanie, rozglądała się po domu. Jakby już kiedyś tutaj była... Tylko skąd kojarzy to mieszkanie...
-Sam mieszkasz w takim wielkim domu?
Zaczęła.
-Nie. Z ojcem.
-Chris, powiedz mi coś o sobie. Nic, kompletnie nic nie wiem o Tobie.
-A co byś chciała wiedzieć?
-No...
Powiedziała i spojrzała na Chrisa swoimi ciemnymi oczami robiąc przy tym śmieszną minę.
-Mieszkam tutaj od niedawna.
Zaczął. Wiedziała, że to będzie długa historia.
-Od jakiś dwóch lat. Przeprowadziłem się z Valencii. Tam się urodziłem. Mój ojciec zawsze mało uwagi mi poświęcał. Tak naprawdę, to on nic o mnie nie wiedział i nie wie do teraz. Dobre stosunki miałem tylko z matką. Ale też nie było za kolorowo. Ojciec ciągle w pracy. Od rana do wieczora, matka w domu z przyjaciółkami. Gdyby to były tylko przyjaciółki, to było by dobrze. Pamiętam, że o moich siedemnastych urodzinach zapomnieli oboje. Ojciec jak zwykle w pracy, a matka rzadko pojawiała się domu. Okazało się, że znalazła sobie kochanka. Zdradzała ojca, bo jak stwierdziła, zmienił się. On się w ogóle nie zmienił! Zawsze taki był. Nawet na ich ślubie wyszedł wieczorem, bo musiał do biura pojechać. Dobrze wiedziała, z kim będzie żyła.
Kazała mi nic nie mówić ojcu. Posłuchałem się, lecz wszystko zaczęło wychodzić z pod kontroli, gdy zaczął jej rosnąć brzuch... Była w ciąży z tym facetem. Do teraz nie wiem, kim on jest. Wiem tylko, że jest starszy ode mnie od trzy lata. Zostawiła ojca i wyjechała z nim. Nawet nie wiem dokładnie gdzie. Mnie nie chciała. Ostatnie co do mnie powiedziała, to to, że jestem silny i sobie poradzę. A ja wcale silny nie byłem. Ojciec w robocie, matka uciekła z jakimś szczylem i będzie miała z nim dziecko, ja byłem sam. Zaczęło się od problemów w szkole, później zaniedbywałem znajomych. Alkohol, narkotyki... W końcu próba samobójcza... Któregoś ranka obudziłem się w szpitalu. Podpięty do jakiejś maszyny. Ponoć miałem wielkie szczęście, ale ja bym tego tak nie nazwał. Nie chciałem dłużej żyć. Chciałem, żeby to się skończyło...
Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc zdawało się układać. Dowiedziałem się, że mam siostrę- Leuenne. Nigdy jej nie widziałem.
Gdy mój ojciec stwierdził, że doszedłem już do siebie, przeprowadziliśmy się tutaj. I jakoś sobie żyję... Ledwo bo ledwo, ale hej, jestem silny i sobie poradzę...
Powiedział i lekko się uśmiechnął spoglądając w stronę Diany.
-Kotku...
Powiedziała i podchodząc do niego usiadła mu na kolana i mocno do siebie przytuliła.
-Jesteś silny. Jesteś bardzo silny!
Powiedziała i pocałowała go w usta.
-Jakoś się ułożyło. Teraz mam Ciebie i jesteś najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać...
Powiedział i mocno wtulił się w jej ciało.
W tym momencie coś do niej doszło. Zdała sobie sprawę, że on czuje do niej coś więcej niż by chciała... Czy to dobrze? Czy źle? Nie znała na to pytanie odpowiedzi. Teraz nie ma Alexisa, jest on. Może pora dać mu szansę?
***
Całe przed południe spędziła w domu Chrisa. Bardzo nalegał by została, gdyż deszcz cały czas lał się strumieniami i nie chciał, by Diana zmokła w drodze powrotnej do domu.
Siedzieli przytuleni do siebie na kanapie i oglądali telewizję. Jakiś hiszpański serial.
-Lubisz takie coś oglądać?
Zaczął Chris.
-Nienawidzę!
Powiedziała robiąc wielkie oczy.
-To dlaczego to oglądamy?
-Bo lubię.
-Ale przecież przed chwilą powiedziałaś, że nienawidzisz tego...
-Nienawidzę, ale lubię.
Powiedziała i marszcząc nos pocałowała chłopaka w ramię.
-Chris... Jesteś ze mną szczery?
To pytanie sprawiło, że nie mało się zdziwił.
-Tak, dlaczego?
-Pamiętasz naszą umowę? Żadnych uczuć, to tylko na pokaz?
Spytała patrząc w jego oczy.
-Pamiętam...
-I?
-Cały czas się jej trzymam.
-To dobrze.
Powiedziała i uśmiechając się do siebie wtuliła się mocniej w ciało bruneta.
-Bo gdyby coś się zmieniło, to możesz mi powiedzieć, zrozumiem...
-Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Powiedział i pocałował brunetkę w czubek głowy.
Było im dobrze. Bardzo dobrze. Tylko przy nim, kompletnie zapominała o Alexisie. Przy nim czuła, że żyję, czuła, że chce żyć.
-Zobaczymy się jutro?
Spytał, gdy stali przy drzwiach wyjściowych.
Deszcz przestał już padać. Pogoda stawała się coraz przyjemniejsza.
-Jeśli przyjedziesz, to tak. Ej, Chris, mam pytanie.
Zaczęła.
-Wiesz, skądś kojarzę ten dom, tylko nie mam pojęcia skąd...
-Wiesz...
Zaczął i w tym momencie pod dom podjechała biała limuzyna, z której wysiadł mężczyzna w garniturze i zaczął podchodzić w kierunku tych dwojga.
-Co się tutaj wyprawia?
Spytał niezadowolony widząc swojego syna w towarzystwie dziewczyny.
-Tato, to jest Diana, Diana, mój ojciec.
Powiedział wskazując kolejno najpierw na ojca, później na Dianę.
-Czekaj, czekaj... Ja Ciebie skądś kojarzę...
Zaczął drapiąc się po głowie.
-Aha! Wiem! To ta mała dziwka z Polski!
Wrzasnął i już podniósł rękę, by uderzyć Dianę.
-Co to do cholery robisz?!
Krzyknął Chris i odepchnął ojca, który upadł na trawę. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, najbardziej chyba Chris, tylko on nie wiedział, o co tutaj chodzi.
-Chris, ja... Ja...
Wyjąkała Diana i poszła w kierunku bramki wyjściowej. Chciała jak najszybciej opuścić dom tego zboczeńca.
***
Nie przypuszczałaby, że wchodząc do domu swojego chłopaka, wyjdzie z niego ze świadomością, że spała pod jednym dachem z mężczyzną, który kilka miesięcy wcześniej się do niej dobierał. Miała tylko nadzieję, że Chris taki nie jest...
Poszła do parku. Chciała pomyśleć w spokoju. Znów wszystko się psuło. Gdy nie miała Chrisa przy swoim boku, cały świat nagle tracił kolory, wszystko stawało się szare i nijakie... On sprawiał, że chciała żyć, bez niego, mogła umrzeć. Tak bardzo się od niego uzależniła, a nawet nie wie, czy go kocha. Może ona go tylko potrzebuje po to, by przetrwać? Może nie potrzebuje jego miłości? Może dla niej dobrze jest tak jak jest? To znaczy w otwartym związku, każdy robi co chce i z kim chce, spotykają się tylko wieczorami i spędzają ze sobą noce. Tak jest dobrze. Tylko co ma zrobić ze sobą, gdy jest bez niego? Jak ma zapomnieć o Alexisie?
-Kogo moje oczy widzą!
Usłyszała głos dobiegający z naprzeciwka. Ujrzała wesołego Nathana. Jak zawsze wesołego.
-Natt! Cześć! Dawno się nie widzieliśmy...
-Prawda. Miałaś mnie odwiedzić...
Powiedział udając smutną minę.
-Wiem.. Wszystko się komplikuje... Jest beznadziejnie... Ale nie chcę Cię dołować. Powiedz lepiej co u Ciebie?
-A wiesz, jest całkiem dobrze. Mam kogoś i teraz jestem bardzo szczęśliwy.
Powiedział uśmiechając się. Znów czuła, jakby kolejny nóż wbijał jej się w plecy. Dlaczego wszyscy dookoła są szczęśliwi, tylko nie ona?
-Ma na imię Alissa. Poznałem ją dość niedawno, ale wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Eloy ją polubił, a to najważniejsze.
Dokończył.
-Właśnie, a gdzie go masz?
-Bawi się tam, z innymi dziećmi.
Powiedział i wskazał na piaskownice oddaloną o kilkadziesiąt metrów.
I zapadła niezręczna cisza. Diana nie chciała wypytywać o jego związek z Alissą, bo to ją ani trochę nie obchodziło, a Nathan nie wiedział o co ma pytać. Wiedział tylko, że jest źle.
-Wiesz, ja już będę się zbierała...
Powiedziała i wstała z ławki.
-Zobaczymy się jeszcze.
Spytał z nadzieją w oczach.
-Wiesz, Natt... Mnie już nikt nie widzi od dłuższego czasu, wątpię żeby to się zmieniło...
Powiedziała i ze spuszczoną głową opuściła park.
Nie zrozumiał o co jej chodziło. Zrozumie, już wkrótce...
***
Poddała się. Wiedziała, że nie jest jej dane być szczęśliwą... Wiedziała, że po prostu jest skazana na niepowodzenia i wiecznego pecha. Nie chciała tak żyć. To wszystko ją przerosło. Alexis, Stella ich dziecko... Nathan, Chris, Marc... Tego było zbyt dużo. Nie wytrzymała...
***
Usiadła do kuchennego stołu. Wzięła kilka kartek papieru i zaczęła pisać. Pisała wszystko co jej leży na sercu. Wszystko co ją dręczyło, pisała wszystko, co bardzo chciała powiedzieć, ale nie miała odwagi. Wylała na papier wszystkie swoje myśli.
Gdy już skończyła pisać, a łzy podpisały wszystkie listy, usłyszała pukanie do drzwi. Szybko zakryła kartki gazetą, wytarła mokre oczy i podeszła do drzwi. Marc, bo kto inny?
-Cześć, przyniosłem pizzę.
Powiedział i sam wszedł do mieszkania zamykając za sobą drzwi.
-Wchodź. Ale ja nie jestem głodna.
Powiedziała i usiadła na fotelu przykrywając się kocem.
-Ale pizza to jest cud! Największy cud, jaki wymyślił człowiek! Jedz i rozkoszuj się nim!
Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha i zaczął zajadać się pizzą.
Gdy tylko widziała, jakie szczęście od niego promienieje, od razu robiło jej się cieplej na sercu. Stawała się szczęśliwsza. Ale to trwało tylko chwilę...
-Masz jakieś plany na dziś?
Spytał.
-Nie. Nie mam.
-Może pójdziemy gdzieś? We dwoje? Wyluzujesz się, dobrze Ci to zrobi.
Powiedział przyglądając się dziewczynie.
-Wiesz... Bardzo chętnie.
Powiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Naprawdę? No nie wierzę! Gdzie chcesz iść?
-Gdziekolwiek!
Powiedziała i wstała z fotela.
-To chodź!
Powiedział zadowolony i pociągając dziewczynę za sobą, wyszedł z mieszkania. Wsiedli do jego srebrnego BMW i pojechali w kierunku centrum miasta.
Marc spontanicznie planował cały wieczór. Najpierw wybrali się na kręgle. Kręgle, w które Marc ani trochę nie potrafił grać. Jego rekordem było zbicie dwóch kręgli. Brawo dla tego pana! Mimo, że szło mu marnie, bardzo marnie, uśmiech nie schodził z jego twarzy. Cały czas się śmiał i żartował. Ten świetny humor udzielał się Dianie, która zapominała przy nim o swoich wszystkich problemach.
Po kręglach pojechali do jednej z najmodniejszych restauracji. Zjedli kolację, zapłacili ponad trzysta euro i wyszli, by zaczął tańczyć w fontannie. Bawili się jak małe dzieci skacząc po wodzie. Byli cali przemoczeni! Od stóp do głów! Ale zabawa i wspomnienia były tego warte. Byle tylko nie skończyli w łóżku z katarem i bolącym gardłem...
Mimo, że ubrania mieli kompletnie mokre, weszli do baru z zamiarem napicia się kilku drinków. I niestety na kilku się skończyło, gdyż zostali wyrzuceni z baru za delikatnie mówiąc "niestosowne zachowanie". Niestosowne ono było, oj było... Biegali po całym klubie i zaczepiali niewinnych ludzi mówiąc do niech różne głupoty. Mieli szczęście, że nikt nie zrobił im zdjęcia, bo Marc nie miałby za ciekawie...
Robiło się późno. O dwudziestej drugiej wracali już do domu.
Niebo było pełne gwiazd, wielki księżyc rozświetlał cały świat. Nawet lampy nie były potrzebne.
-Podobało się?
Spytał się Marc, gdy stali pod drzwiami swoich mieszkań.
-Tak, dziękuję za ten wieczór. Lepszego sobie nie mogłam wymarzyć na...
Przerwała nagle. Nie chciała tego powiedzieć na głos.
-Na...?
-Na zakończenie dnia.
Dodała wymigując się.
-Widzimy się jutro rano? Jedziesz ze mną na trening, pamiętasz?
-Oczywiście.
Powiedziała i podchodząc do chłopaka pocałowała go w policzek.
-Marc, posłuchaj mnie teraz.
Powiedziała i złapała go za oba policzki.
-Będzie dobrze, wiem, że będzie Ci się mogło wydawać, że to koniec, że to Twoja wina, że mogłeś temu przeszkodzić... Ale tak musi być. Nie ma innego wyjścia.
Mówiła, a chłopak patrzył się na nią jak na idiotkę. Nie miał pojęcia o czym gadała.
-Diśka, ty się chyba już naprawdę upiłaś, idź może do łóżka.
-Zaraz pójdę. Ale pamiętaj. Kocham Cię. Kocham jak brata i nigdy Cię nie zapomnę...
-Diana... Przerażasz mnie!
Powiedział i pocałował ją w czoło.
-Idź spać, widzimy się rano.
-Tak, widzimy...
Powiedziała i mocno się do niego przytuliła, ten ostatni raz...
-Żegnaj...
Powiedziała i weszła do mieszkania.
Marc nie wiedział co ma o tym myśleć, zachowywała się tak... Dziwnie? Dziwnie to mało powiedziane! Ona gadała jak chora psychicznie!
***
Usiadła wygodnie w fotelu i wyjrzała przez okno. Na ulicach coraz mniej ludzi. Cóż, wszyscy mają dokąd wracać, mają osobę, która na nich czeka, są szczęśliwi.
Wzięła telefon do ręki. Wykręcił numer Chrisa. Chciała go usłyszeć.
-/Cześć, nie obudziłam?-/
-/Nie, skąd. Co tam?-/
-/Dobrze. Chciałam Cię usłyszeć-/
-/To więc słyszysz! Zobaczymy się jutro?-/
-/Jak zawsze... Muszę kończyć. Dziękuję, że mi pomogłeś. Dziękuję, że byłeś-/
-/Eee.. Diana?! Wszystko w porządku?-/
-/Tak, w jak najlepszym. Cześć Chris...-/
Powiedziała i nacisnęła czerwoną słuchawkę, a w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy, wiedziała, że to już koniec. Została jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia...
Wykręciła numer Alexisa. Znów zobaczyła to zdjęcie, które od razy wywoływało uśmiech na jej twarzy.
-/Halo?-/
Usłyszała głos Chilijczyka.
-/Alex? Tutaj Diana...-/
-/Diśka! Co słychać?-/
-/ Niedługo będzie już całkiem dobrze. Chciałam Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham. Bardzo, nawet sobie nie wyobrażasz jak. Stella jest wielką szczęściarą, że Ciebie ma-/
-/Diana? Co Ci się dzieje?-/
-/Już nic. Teraz jest bardzo dobrze.-/
-/Piłaś coś?-/
-/Przejrzałeś mnie...-/
-/Oj, Disia, Disia... Jutro nic nie będziesz pamiętała. Odkładaj telefon i idź spać.-/
-/Tak, jutro...-/
-/Ja Ciebie też kocham! Kocham jak wariat! Pamiętaj o tym!-/
-/Kocham Cię Sanchez...-/
Powiedziała i odłożyła komórkę.
Wstała i podeszła do lodówki. Znalazła w niej butelkę wódki. Była już tak zmęczona, nie chciała... Upiła kilka łyków i poszła z nią do sypialni. Otworzyła szafę.
-No, Diana, ubierz się ładnie na najważniejszy dzień w Twoim życiu.
Powiedziała do siebie i wyciągnęła z szafy czarną, luźną sukienkę. Założyła ją na siebie co chwilę popijając kolejne łyki wódki. Uczesała włosy i rozłożyła je na swoich ramionach. Gdy wychodziła z sypialni, butelka była już praktycznie pusta. Tak samo pusta jak jej życie...
Poszła do kuchni i wyciągnęła spod gazety listy, które pisała wcześniej. Położyła je na komodzie zaraz obok telewizora.
-Jak ja siebie nienawidzę...
Powiedziała, gdy stała przy lusterku.
-I co się gapisz?!
Powiedziała patrząc w swoje zaszklone oczy.
-Wszystko psujesz. Zawsze. Jesteś beznadziejna, pora to zakończyć.
Powiedziała i podchodząc do szafki w przedpokoju wyciągnęła, długi, mocny sznur.
Wypiła resztę z butelki i ze łzami w oczach zaczęła wiązać pętle na sznurze.
-Nie sadziłam, że skłonisz mnie do tego.
Zaczęła mówić. Była już pijana, chodź myśli miała trzeźwe. Mimo że ledwo trzymała się na nogach, doskonale wiedziała co chce zrobić. Chce się zabić.
-Kiedyś Cię lubiłam. Byłyśmy przyjaciółkami. A teraz? Tylko rujnujesz mi życie. Mi i wszystkim kogo napotkasz.
Mówiła i zaczepiła sznur na pręcie, który był wbity w ścianę w salonie. Wcześniej była na nim położona półka i leżały na niej zdjęcia, teraz zawiśnie tam Diana...
-Tak więc, żegnaj.
Powiedziała do siebie, stojąc na fotelu z sznurem owiniętym wokół szyi.
Chwilę się zawahała. Nie widziała już kompletnie nic. Może to przez łzy, które cały czas spływały jej po policzkach, może to przez wypitą butelkę wódki, a może przez to, że nie chciała nic widzieć?
Zamknęła oczy. Głęboko odetchnęła i zawisła bezwładnie kilka centymetrów nad podłogą. Jeszcze niedawno szczęśliwa, uśmiechnięta... Teraz nieżywa... Dlaczego tak postąpiła? Dlaczego odebrała sobie życie?
*__________*
Hah, i co, zdziwieni? ^^
Mi rozdział osobiście bardzo się podoba :D
Zostały jeszcze dwa i koooniec :P
Do następnego.
Ja pierdziele... o.O
OdpowiedzUsuńCzy zdziwieni? To mało powiedziane! Ja nie wiem co mam napisać!
Jak mogłaś, jak mogłam zabić główną bohaterkę? No jak?! o.O
Więcej nie wiem co napisać... Ciekawe co wymyślisz w tych dwóch następnych...
Hahah :D Już nic "takiego" się nie wydarzy, spokojnie :3
UsuńBędzie dobrze :3
OMG!!!!!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to!!!! ♥
Ale dlaczego? Nieee! Nie wierzę!
Z niecierpliwością czekam na kolejny ♥
Pozdrawiam ;**
Jaaak mogłaś??! :D Rozdział mi się podoba :D :* Tylko szkoda mi Diany :( Teraz liczę na jak najmocniejsze cierpienie Alexisa buahahaha. Nie pytaj, to przez tą jego barbie </3 :( Pisz szybko i do następnego :*
OdpowiedzUsuńOuuuh nie wiem co napisać...Podoba mi się rozdział, ale bardzo mi jej szkoda :(
OdpowiedzUsuńCzekam na to, co wydarzy się w dwóch następnych ;)
Mmm :D
OdpowiedzUsuńMi się podoba :D
Takie inne :D
Zdziwieni? To mało powiedziane!
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie pomyślała, że to opowiadanie tak się skończy...
Ale i tak zostaje przy stwierdzeniu, iż jest to najlepsze jakie czytałam :>
uu, dziękuję, cieszę się, że Ci się podoba :3
UsuńJajajajja :O
OdpowiedzUsuńSię porobiło... Już umieram z ciekawości, co wymyślisz w tych kolejnych...
Już nie będę wymyślać... Tylko zakończę i koniec :3
UsuńTy jak już coś wymyślisz... :D
OdpowiedzUsuńAle i tak mi się bardzo podoba, choć szkoda mi Diany... Taka fajna była, a tak skończyła... :(
Jak ja coś wymyślę, to zawsze jest świetnie ^^ :D
UsuńNo była, była, lubiłam ją, ale postanowiłam jeszcze bardziej to wszystko pokręcić i ją zabiłam :3
łał, nie spodziewałam się tego czekam na nowy rozdział pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział :) http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
Uhuhuh :D
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział... Nawet bardzo...
Bardzo, bardzo szkoda mi Marca... Kochał ją, a nie zdążył jej tego powiedzieć... Nie sądziłam, że tak to się potoczy... :c.
Ciekawe, co będzie w następnych dwóch rozdziałach... Już bez Diany...
No smutny smutny.. Miał taki być, cieszę się, że mi sie udało ^^.
UsuńJeej o.O
OdpowiedzUsuńZajebiste! Więcej nie jestem w stanie napisać!
Tak mnie zdziwiło to zakończenie, tak mnie zdziwiło to, że postanowiłaś zabić główną bohaterkę, że po prostu nie wiem co mam napisać!
Jesteś mega! To opowiadanie jest mega!
Hahah :D
UsuńDzięki za komplement ^^.
I za komentarz.